Cytowanie

Pewien pan Profesor napisał był do „Gazety Wyborczej”, że źle jest z polską nauką. Profesor przyznaje, że niektórzy polscy uczeni nawet piszą dużo różnych artykułów, ale co z tego, skoro nie są w świecie cytowani. Krótko mówiąc: nędza! Dno! Profesor ma prawo tak krytycznie oceniać, gdyż on – jak powiada z dumą – jest cytowany często i gęsto, w najznakomitszych naukowych periodykach.

To głośne, publiczne wyznanie przez Profesora wiary w swoją wielkość – rozczuliło mnie. Bo wiem, że każdy profesor (i prawie każda profesorka, rzecz jasna) siebie kocha i siebie ma za największego mędrca – ale żeby tak to rozgłaszać wszem i wobec bez zahamowań – to jednak rzadkość. Więc gratulacje!

A co do meritum. Dziennikarze oraz różni politycy (tudzież kucharki i praczki) poprawiają swoje samopoczucie opisując nędzę polskiej nauki. Wedle zasady: jak się komuś bezkarnie przywali, najlepiej ku uciesze gawiedzi – to się człowiek czuje jak Chuck Norris w banku. Ciągle ktoś porównuje polskie uczelnie do amerykańskich. I już czuje się lepiej, bo ostro przywalił nierobom…

Tymczasem zwyczajny stanowy uniwersytet amerykański (nie mówiąc o Stanfordzie, Harvardzie, Yale czy MIT) ma swój uniwersytecki budżet porównywalny z całym polskim krajowym budżetem na naukę! Polska nauka ma na naukę ok. 6 mld złotych i drugie tyle na utrzymanie wszystkich polskich uczelni, kadry i studentów. Od tego zacznijmy i już możemy skończyć. 

W Europie może tylko Albania wydaje procentowo (w stosunku do PKB) na naukę mniej od Polski. My wydajemy ok. 0,7 proc. PKB, a średnia europejska to 1,7 proc PKB. USA wydają ponad 2,5 proc (bez uwzględnienia prywatnych przedsięwzięć i wojska). Statystyczny niemiecki, włoski, francuski czy holenderki uczony ma statystycznie około 10 razy więcej funduszy do dyspozycji od uczonego polskiego. Amerykański profesor ma 20 razy więcej. Koniec dyskusji.

Bez nadgodzin, drugiego i trzeciego etatu, kilkudziesięciu magistrantów polski profesor zarabia około 4 tysięcy na rękę (nie dotyczy profesorów w klinikach i profesorów piszących prawne ekspertyzy)! Ten amerykański profesor na podrzędnym uniwersytecie zarabia 10 tysięcy dolarów i nie martwi się zwrotem kosztów za wyjazd na sympozjum, za kupno komputera z wszystkimi naukowymi programami itp. Ma trzy razy mniej wykładów, studentów i administracyjnych obowiązków. I ten amerykański profesor ma jeszcze pieniądze na badania naukowe! Inny świat.

I mądrzą się różni tacy: niech nauka współpracuje z przemysłem, to będą pieniądze. Bzdury! Pan Balcerowicz z panem Bieleckim i wszyscy kolejni premierzy w ramach realizowania jedynie słusznej dyrektywy prywatyzacyjnej oddali calutki – z wyjątkiem KGHM i Świdnika – przemysł zagranicznym korporacjom. Które to korporacje tuczą zleceniami ośrodki naukowe w USA, Niemczech, Francji, Włoszech i w różnych innych krajach. 

Polskich uczelni nie ma kto tuczyć, bo nie ma polskiego przemysłu maszynowego, farmaceutycznego, chemicznego, elektronicznego – są tylko filie, montownie i pakownie. 

Proszę mnie teraz zacytować.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*