Konflikt

fot. http://www.flickr.com/photos/cafemama/ / CC BY-NC-SA 2.0

W poważnym programie informacyjnym, opiniotwórczym, mówi poważny dziennikarz: „Rosjanie wiedzą o tym, co się dzieje na Ukrainie tylko to, co zechce im powiedzieć ich telewizja i ich gazety. A w ten sposób opinia publiczna jest totalnie manipulowana, oszukiwana. I wzmagają się nastroje nacjonalistyczne”. To prawda.

Ale Polacy też tylko to i tylko tyle wiedzą o wydarzeniach na Ukrainie, co im powie TVP, TVN, Polsat, Gazeta Wyborcza, Fakt, Super Express i Nasz Dziennik. I nasze media są w sprawie ukraińskiej na pewno nie mniej zakłamane od rosyjskich. Różnica może jest tylko taka, że ich media są straszone i sterowane przez Putina i kłamią ze strachu, a nasze kłamią z czystej nieskrępowanej potrzeby dokopania Ruskim (bo przecież nie z miłości do Ukraińców).

Ostatnim hitem propagandowym była akcja humanitarna, którą polskie media nazwały obrzydliwą podstępną agresją. Bo nasi dziennikarze, komentatorzy, politycy i taksówkarze wszyscy – nie żeby podejrzewali albo cytowali Ukraińców – ale wiedzieli z całą pewnością, że w tych ciężarówkach jadą ukryte pancerfausty kałachy. Skąd wiedzieli? Ano stąd, że Ruski musi kłamać i musi wozić granaty w workach z kaszą, taka jego natura.

To jasne, że Putin – wysyłając konwój z makaronem, mąką, mlekiem, wołowiną w puszkach i lekarstwami – kierował się efektem propagandowym: żeby w niemieckiej telewizji i francuskich gazetach napisali, że nie taki zły ten satrapa. Ale dlaczego nie zgodzić się ewentualnie na to, że w zamian za propagandowy efekt Putina dotknięci wojną domową mieszkańcy wschodniej Ukrainy dostaną trochę jedzenia, picia i lekarstw? Przecież nawet nasi propagandziści przyznają, że państwo ukraińskie się prawie rozpadło, ludzie głodują, nie działają podstawowe służby, po wschodnich rejonach Ukrainy grasują uzbrojone oddziały różnego wojska i sytuacja jest tragiczna.

Emocje nie są dobrym doradcą, wiadomym jest, że przyćmiewają rozum. Że rząd ukraiński nie chce żadnej rosyjskiej pomocy, nie chce rozejmu z separatystami – to oczywiste. To logika wojny, a szczególnie najstraszniejszej wojny domowej: wroga się z definicji nie chce rozumieć, nie chce przekonać, a tylko wyeliminować, najlepiej fizycznie. A wrogiem może być sąsiad. Straszliwe doświadczenia Polaków na Wołyniu w 1943 i 1944 są tego dowodem i na Majdanie liczni bardzo są ukraińscy patrioci, którzy Stefana Banderą mają za narodowego bohatera, a wołyńskie rzezie za słuszną zemstę na wrażych Polakach. Spalenie przez ukraińskich patriotów żywcem w budynku na Krymie kilkudziesięciu Rosjan pokazuje, że wszystko jest tam możliwe.

Nie rozumiem, dlaczego logika wojny – po jednej stronie tylko siły dobra, a po drugiej tylko siły zła – tak masowo owładnęła umysłami polskich polityków i komentatorów. Jak to mówili mądrzy przodkowie: nasza chata z kraja! Owszem, lepsza dla Polski jest niepodległa i demokratyczna Ukraina, oddzielająca nas od mocarstwowej i agresywnej Rosji. Tak kombinował Piłsudski wspierając Petlurę (chociaż nic z tego nie wyszło), tak twierdził książę Giedroyć i taka jest polska racja stanu. Ale to nie znaczy, że mamy iść na wojnę z Rosją w obronie, no właśnie – kogo i czego? Władzy kolejnej ekipy ukraińskich oligarchów? Władzy ukraińskiego ludu, który bije się teraz między sobą na Majdanie, i nie wiemy kto z kim i o co?

Dlaczego jesteśmy w pierwszym szeregu, przed Niemcami, Francją, Włochami, Holandią? I zamiast ewentualnym arbitrem – zostaliśmy stroną tego makabrycznego konfliktu. Czy na pewno chcemy – my, obywatele – eskalacji wojny gospodarczej i dalszych sankcji? Ja nie!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*