Miasto odkrywców

W Instytucie Patomorfologii Akademii Medycznej postanowiono przeprowadzić w kostnicy remanent. Nie było w tym działaniu cienia złośliwości pod adresem nowych władz uczelni, wybranych z niemałym trudem. Po prostu, od czterech lat nikt nie liczył, ilu zmarłych kostnica przyjęła i czy w stosownym czasie wszyscy zmarli opuścili bramy tego przybytku. Jakież było zdziwienie inwentaryzatorów, kiedy w jednej z lodówek znaleźli zupełnie nieźle zachowane ciało w wojskowym mundurze. Z dystynkcji wynikało, że jest to major, a z koloru munduru, że służył w siłach powietrznych naszego kraju. Na szczęście zachowały się „druki przyjęcia zwłok”, z których wynikało, że zmarły major trafił do instytutowej kostnicy cztery lata temu i to nie jako „NN”, czyli nieznany nieboszczyk, ale jako człowiek znany z imienia i nazwiska.

Z wstępnych ustaleń wynika, że ostatni raz rodzina widziała go, gdy wychodził do pracy w 2006 roku. Potem ślad po nim zaginął. Najbliżsi sądzili, że mężczyzna po prostu wykonywał jakąś tajną misję wojskową i zaginął. Wojsko doszło do wniosku, że major najzwyczajniej w świecie zdezerterował, zniechęcony brakiem perspektyw awansu i niskim żołdem. Szpital, w którym zmarł oficer, przekazał ciało do Akademii Medycznej i sprawę uznał za zakończoną. No a że w kostnicy nie przeprowadzano dorocznych remanentów, więc nieboszczyk, jak to nieboszczyk, leżał sobie spokojnie, nie wadząc nikomu.  I tak minęły cztery lata. Teraz znów minie trochę czasu, zanim organa ścigania odtworzą ostatnią drogę zmarłego i kto mu w niej towarzyszył.

*

Przepracowane „aferą piłkarską” wrocławskie organa ścigania z wdzięcznością chyba przyjęły inicjatywę klubu piłkarskiego Śląsk Wrocław, które postanowiły zastąpić policję, prokuraturę i sąd w wymierzaniu sprawiedliwości. Otóż piłkarza, który miał we krwi 0,9 promila alkoholu i prowadził swoją wypasioną brykę, ukarały grzywną w wysokości 20 tysięcy złotych. Ciekawe, czy kodeks karny przewiduje taką możliwość dobrowolnego poddania się karze w sekcji piłkarskiej przez każdego pijaka za kierownicą, czy też tylko dla kopaczy piłki nożnej? Jeżeli byłoby to możliwe, to klub może zebrać większą kasę za mandaty, niż za bilety na mecze. A tak na marginesie – światowej sławy bokser niemiecki o ksywie Król Artur, był łaskaw na trzeźwo przekroczyć na autostradzie dozwoloną prędkość. No i Jego Królewskiej Mości zabrano prawo jazdy.

*

Prezydent Rafał Dutkiewicz obiecał, że do końca przyszłego roku na Psim Polu zostanie zbudowany system, dzięki któremu ludzie zostawią samochody na parkingach i wybiorą się do centrum koleją.
– Psie Pole ma idealną lokalizację, bo w jednym miejscu przesiadkowym można skupić tysiące wrocławian mieszkających na kilku osiedlach – tłumaczy prezydent Rafał Dutkiewicz. – Poza tym, analizy ruchu pokazały, że właśnie z tego kierunku wjeżdża do centrum miasta bardzo dużo samochodów. Mamy nadzieje, że uda się mieszkańców przekonać do zamiany czterech kółek na komunikację zbiorową – dodaje Rafał Dutkiewicz. Ale podkreśla, że nowy system muszą oczywiście zaakceptować mieszkańcy. Jeśli eksperyment powiedzie się na Psim Polu, magistrat zamierza wyznaczać kolejne miejsca, gdzie park&ride mogłoby się sprawdzić we Wrocławiu. Wstępnie rozmawiano już o Leśnicy, Praczach Odrzańskich czy Kuźnikach.
Cała inwestycja polegająca na przebudowie ulic wokół dworca, budowie parkingu i miejsc postojowych dla rowerów oraz zapewnieniu dodatkowej komunikacji, ma kosztować niespełna 7 milionów złotych.

Ten „eksperyment” był ćwiczony w Breslau już od pierwszej wojny światowej, a nazywał się S-bahn. Pociągi jeździły dookoła miasta i były bardzo wygodnym sposobem przemieszczania się jego mieszkańców. Opisywaliśmy go w naszej gazecie już kilka razy, ale nikt z magistratu nim się nie zainteresował. Teraz przynajmniej częściowo został odkryty. Przypomina mi to taki stary dowcip z czasów wczesnego PRL-u. Pytanie: kto wynalazł rower? Odpowiedź: lejtnant Wania u Niemca w piwnicy.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*