Optymizm za kredyt

Oficjalne komunikaty wręcz obligują nas do optymizmu: zewsząd  słyszymy, że słupki i wskaźniki systematycznie idą w górę, płace Polaków rosną i podnosi się ich życiowa stopa. Ten krzepiący obraz psują jednak wypadki ostatnich miesięcy – dramatyczne protesty, roszczenia płacowe, strajki i postępująca frustracja coraz to nowych grup społecznych.  Można by więc zapytać: jeżeli jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle?

(13-02-2008 r.)

Według ostatnich danych GUS przeciętne wynagrodzenie w gospodarce narodowej przekroczyło 2,7 tys. zł, a w sektorze przedsiębiorstw nawet 3,2 tys. zł.  Brzmiałoby optymistycznie, gdyby nie to, że 7 na 10 Polaków o podobnych zarobkach może jedynie pomarzyć. Zdaniem niektórych ekonomistów tworzone na potrzeby statystyczne średnie wyliczenia płac działają tak naprawdę dezinformująco i rozkręcają tylko spiralę roszczeń. Skoro inni zarabiają właśnie tyle – myślimy – dlaczego nie mamy zarabiać tyle i my. Warto więc dokładniej zapoznać się z raportami GUS, by zrozumieć, kim są ci inni i ile tak naprawdę zarabia przeciętny Polak.

Zwodniczy obraz,
czyli co nam naprawdę mówi statystyka

Żeby zobrazować najprościej zasady wyliczania średniej statystycznej, można by się posłużyć przykładem, który brzmi jak szmonces: kolega ma 1000 zł, ty nie masz nic, więc przeciętnie macie po 500.
-Wiele osób dziwi się, że średnia płaca jest tak wysoka – mówi Agata Zemska z wrocławskiego Urzędu Statystycznego. – Jeśli jednak przedstawić dane na rozkładzie statystycznym, będzie on prawostronnie skośny. Innymi słowy, większość badanych odnajdzie siebie po lewej stronie wykresu, bo zarabia zdecydowanie poniżej średniej.

Statystyki ciągną w górę najlepiej uposażeni Polacy. Ilustruje to ostatnie badanie struktury wynagrodzeń z października 2006 roku. 20 proc. Polaków zarabiało mniej niż połowę średniej, czyli do 1300 zł brutto, ponad 25 proc. sytuowało się w granicach 50-75 proc. średniej, czyli zarabiało do 1990 zł brutto, a kolejne 20 proc. sięgnęło pułapu 100 proc., czyli 2600 zł. Inaczej mówiąc: dwie trzecie Polaków – czyli w sumie niemal 9 mln osób – zarabia poniżej średniej krajowej. Do pełnego obrazu dodajmy jeszcze 9 mln emerytów i rencistów otrzymujących miesięcznie średnio 1300 zł brutto.

Na drugim biegunie sytuuje się grupa 6,6 proc. Polaków zarabiających dwukrotność średniego wynagrodzenia (około 5,3 tys. zł) i więcej.
 

Do najlepiej zarabiających należą przedstawiciele władz publicznych, wyżsi urzędnicy, dyrektorzy generalni, wykonawczy i prezesi, szeroko rozumiani specjaliści (ekonomiści, prawnicy, informatycy, nauczyciele szkół wyższych, inżynierowie itp.) oraz… górnicy.

Ciekawych wniosków może dostarczyć porównanie wyników badań z 2006 i 2004 roku: w ciągu tych kilku lat nie zaszły żadne znaczące zmiany na lepsze.
Co więcej, w województwie dolnośląskim odsetek zarabiających poniżej średniej nawet się zwiększył, z 64 proc. w 2004 roku do 66 proc. obecnie – mówi Agata Zemska. – Ale jednocześnie zwiększył się też odsetek osób zarabiających najwięcej. Świadczy to tylko o pogłębiającym się rozwarstwieniu społecznym i płacowym.

Bieda ma kobiecą twarz
Badania struktury wynagrodzeń – analizowanej pod względem zawodu, wykształcenia, stażu pracy, a także płci  – przeprowadzane są przez GUS co dwa lata, zawsze w październiku. To jedne z najbogatszych i najbardziej wyczerpujących sprawozdań tego typu. Wynika z nich jasno jeszcze jedno –  w Polsce kobiety zarabiają zdecydowanie mniej od mężczyzn, a różnicę tę widać szczególnie wyraźnie w przypadku eksponowanych i dobrze płatnych zawodów.

I tak, na przykład,  ponad jedna trzecia mężczyzn zatrudnionych na stanowiskach dyrektorskich zarabia powyżej 250 proc. średniej krajowej, ale już w przypadku kobiet na tym samym stanowisku odsetek najlepiej zarabiających spada do 16 proc. Podobnie rzec się ma w przypadku kategorii grupującej tzw. specjalistów – tu najwyższe dochody osiąga 12 proc. mężczyzn i ledwie 3,5 proc. kobiet.

Odwrotnie – im mniej dochodowe zajęcia i niższe zarobki, tym odsetek kobiet się zwiększa. Za przykład weźmy choćby  „średni personel w zakresie nauk biologicznych i ochrony zdrowia”: poniżej średniej krajowej zarabia tu 54 proc. mężczyzn i aż 86 proc. kobiet. 
Tendencje te mają oczywiście swoje społeczne konsekwencje, obserwowane nie od dzisiaj i nazwane zgodnie feminizacją ubóstwa – w zawodach, w których przeważają kobiety (jak pracownicy biurowi na przykład) generalnie płace są niższe, a gros zatrudnionych nie otrzymuje nawet 75 proc. średniej krajowej. Gorsza sytuacja panuje chyba tylko w grupie pracowników niewykwalifikowanych.

Kogo na to stać?

Tymczasem Polacy zapożyczają się coraz bardziej – pod koniec roku byliśmy winni bankom już prawie 250 miliardów złotych. Co trzeci z nas posiada przynajmniej jeden rodzaj zadłużenia. I choć ciągle daleko nam jeszcze do społeczeństw zachodnich, tempo przyrostu kredytów było w ubiegłym roku iście rekordowe – blisko 40 proc.  
-Struktura tego kredytu się zmienia. Na początku roku był to przede wszystkim kredyt na cele mieszkaniowe, w ostatnich miesiącach przesuwa się on w stronę klasycznego kredytu konsumpcyjnego – objaśniał Dariusz Filar z Rady Polityki Pieniężnej.

Część analityków przyczyny kredytowego boomu tłumaczy poprawiającym się statusem materialnym społeczeństwa, w myśl zasady – rosną płace, więc stać nas, aby się zadłużać. Czy na pewno? 

Jak wynika z raportu finansowego Acxiom Polska, to właśnie osoby o najmniejszych dochodach i starsze częściej korzystają z kredytów konsumpcyjnych.

Fakt, że to właśnie emeryci (którzy są dla kredytodawców całkiem interesującą grupą, bo mimo stosunkowo niskich dochodów nie są narażeni na utratę ich źródła) – ta najbardziej konserwatywna i zachowawcza grupa społeczna –  decydują się na ryzyko finansowe,  związane z drogimi kredytami konsumpcyjnymi, o czymś świadczy i niekoniecznie musi to być efekt niedostatku wiedzy o ekonomii czy konsumenckiej beztroski. Trudno bowiem podejrzewać ich o jakiś szczególnie rozbuchany konsumpcjonizm. Skłonność do  zadłużania się nie wynika tu z chęci zakupu nowoczesnej plazmy, ale raczej, jak można się domyślać, zaspokojenia podstawowych potrzeb: zakupu węgla na zimę, leków, artykułów pierwszej potrzeby.

Na granicy ryzyka

Młodzi ludzie celują za to w kredytach hipotecznych. W każdym razie dotąd tak było, bo analitycy już ostrożnie wieszczą tendencję spadkową. Koszty kredytów rosną, ceny nieruchomości sięgnęły absurdalnych rozmiarów, więc banki ostrożniej pożyczają pieniądze.

Przeciętny Kowalski z jego 2 tys. netto (bardzo optymistyczna wersja) o własnym mieszkaniu może dziś raczej zapomnieć. Jego zdolność kredytowa waha się bowiem od 70 tys. zł do – w najlepszym razie – 160 tys. zł (w zależności od banku). Szanse rosną, gdy znajdzie współkredytobiorcę o porównywalnych dochodach, najlepiej bezdzietnego (gospodarstwa dwuosobowe, tzw. DINK – double incom no kids – są najchętniej kredytowane przez banki) i bez zobowiązań: wtedy liczyć może na 250- 280 tys. zł.  Na kawalerkę z pewnością wystarczy, ale miesięczna rata takiego kredytu przekroczy 1,5 tys. zł (przy założeniu, że będzie się go spłacać przez 30 lat, nie krócej).

Ryzykownie? To, jak się okazuje, nasz polski standard. Jeszcze we wrześniu doradcy AZ Finance alarmowali, że co druga osoba zaciągająca kredyt hipoteczny przeznacza na comiesięczne rachunki i spłaty rat ponad połowę swoich dochodów. Co więcej, większość nie ma też żadnych oszczędności, więc w razie utraty pracy błyskawicznie utraci też płynność finansową. Już dziś co trzeci zadłużony Polak ma problemy ze spłatą kredytu.

Dobry nastrój

Tymczasem w oficjalnym opracowaniu GUS dotyczącym tzw. konsumenckiej koniunktury czytamy, iż „poziom wskaźników ostatecznie potwierdził, że rok 2007 był kolejnym, w którym sytuacja społeczno-ekonomiczna ludności poprawia się we wszystkich podstawowych obszarach bytowych”, a „w IV kwartale 2007 r. nastąpiła dalsza poprawa nastrojów konsumenckich społeczeństwa polskiego”.

Skąd się bierze zatem nasz dobry nastrój?

(GP nr 2/158)
 
 

 

O Joanna Kaliszuk 147 artykułów
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*