Przyszłość zależy od nas

Przyszłość zależy od nas

Rozmowa z dr. Józefem Śnieżkiem, prezesem SM Wrocław Południe

Redakcja: -Walne Zgromadzenie prawie jednomyślnie przyjęło Uchwałę nr 7 wytyczająca kierunki rozwoju Spółdzielni w najbliższych latach. Sam program działań zatytułowany „Kierunki rozwoju działalności SM Wrocław Południe na lata 2012-2020” przygotował Zarząd wraz z ekspertami. Czy Zarząd cierpi na brak zajęć i nadmiar wolnego czasu, że zajmuje się futurologią, roztaczaniem wizji?
-Józef Śnieżek: – Słyszałem też opinię przeciwną, że kierownictwo Spółdzielni bardziej winno zajmować się strategią i przyszłością zamiast codziennymi remontami i problemami eksploatacyjnymi. Racja, jak często, leży gdzieś pośrodku. Bo wyjaśniając rzecz podstawową – Zarząd musi zajmować się nie tylko bieżącymi sprawami związanymi z administrowaniem zasobami i bieżącymi rachunkami, ale także – jeśli jest to odpowiedzialny organ Spółdzielni – myśleć o jutrze, o tym, co będzie się działo i jakie będą potrzeby mieszkańców osiedli za rok, za pięć czy za dziesięć lat – jak wspólny i indywidualny majątek utrzymać, obronić, pomnożyć. To jest zadanie każdego zarządu, nie tylko przecież spółdzielni mieszkaniowej, ale każdego przedsiębiorstwa, każdego gospodarza. I nie jest to sprawa niedostatku zajęć, bo, zapewniam, pracy mamy aż nadto. Było i przynaglanie – na wielu zebraniach i wystąpieniach – oczekiwania nowego sprecyzowania długofalowych celów Spółdzielni – ze strony tych, którzy rozumieją, że oprócz wymiany żarówek czy naprawy zamków śmietnikach, malowania klatek schodowych i naprawy rynien – zadań służb technicznych i kierownictwa osiedli – od zarządu wymaga się także świadomego, trafnego planowania przyszłości, wizji właśnie, pokazania realistycznej perspektywy rozwoju.
-Red.: -I czas przedstawienia tej wizji nadszedł właśnie teraz?
-J.Ś.: -Tak. Choćby dlatego, że kończy się realizacja planów skonstruowanych na początku tego wieku. Przypomnijmy, że przyjęto wielki i bardzo ambitny program rewitalizacji budynków: najpierw termomodernizacji na 4 lata, później remontowy na kolejne 6 lat. To też wtedy była odważna wizja: ocieplenia wszystkich budynków, wdrożenia wielkiego programu oszczędności energii: modernizacji węzłów cieplnych, opomiarowania ciepła i wody, modernizacji instalacji elektrycznych, domofonowych, wymiany wejść do budynków, remonty dachów, klatek i tak dalej. Ten program rewitalizacji starszych budynków właśnie kończymy, wzięliśmy się za młodsze; założone ponad 10 lat temu cele zostały wykonane. Proszę sobie przypomnieć stan naszych budynków przed 10 laty! Bo zbyt łatwo o tym zapominamy. To wielki sukces a osiągnięty wielkim wysiłkiem finansowym, wolą i zorganizowaniem. Sukces zresztą możliwy tylko dzięki temu, że jesteśmy dużą spółdzielnią: z możliwością strategicznego planowania finansowego, wiarygodnością kredytową dla banków i kontrahentów, korzystamy ze specjalistów od inwestycji, zarządzania, inżynierii finansowej. Nawiasem mówiąc, jeśli nierozumnymi działaniami uda się zlikwidować spółdzielnie i zamienić je na zbiór samodzielnych zupełnie i małych wspólnot mieszkaniowych, takie wieloletnie ambitne przedsięwzięcia rozwojowe, jak to zakończone i to, o którym mówimy, staną się nierealnym marzeniem.
Red.: -Ale jeszcze spółdzielnie są, żyją, dysponują – jak SM Wrocław Południe – potencjałem kadrowym, organizacyjnym i finansowym a i sporego wciąż spółdzielczego wspólnego majątku nie udało się przejąć (bo przecież głównie o ten majątek chodzi rzecznikom likwidacji spółdzielczości). Możemy rozmawiać o ambitnych planach, wizjach przyszłości, strategiach rozwoju.
J.Ś.: – Oczywiście. Najkrócej ująłbym to tak: przez ostanie ponad 10 lat zajmowaliśmy się rewitalizacją budynków, to była dekada wielkich remontów. Teraz musimy spojrzeć bardziej globalnie na osiedla lub grupy budynków, jako funkcjonalne całości i wreszcie Spółdzielnię, jako organizatora jakości życia swoich członków.
Red.: -Czyli już sprawy remontów schodzą na plan dalszy?
J.Ś. –Nic podobnego! Dbałość o substancję mieszkaniową, o remonty domów, bieżące naprawy jest i pozostaje absolutnie naszym podstawowym zadaniem. Chodzi o to, że o najważniejsze sprawy zadbaliśmy: budynkom przedłużyliśmy żywotność techniczną, obniżyliśmy energochłonność; starsze budynki są a nowsze są lub będą zabezpieczone. Możemy zająć się następnym etapem. Na przykład powinniśmy zając sie zwiększaniem wygody i bezpieczeństwa w naszych domach. W naszym programie mówimy o wbudowanych miejscach postojowych, dobudowie balkonów, przewidujemy dźwigi zewnętrzne dla niepełnosprawnych, planujemy  szybszą modernizacje dźwigów osobowych; a czemu nie mielibyśmy pomyśleć również o zewnętrznych windach w budynkach pięciokondygnacyjnych? Do tego nowe dojścia, chodniki, zieleń, ochrona przed hałasem potężniejących arterii miejskich, więcej izolacji i ochrony od wielkomiejskiej „agresji”. Czyli dalsza rewitalizacja, ale na wyższym poziomie. I obok zwyczajnych planowanych i nieplanowanych remontów, usuwania awarii, naprawiania zamków, rynien i wprawiania wybitych szyb.
Red.: – O te balkony już się zrobiła jakaś awantura…
J.Ś.: -Nie było awantury, jest nieporozumienie i trochę złej woli. Mieszkańcy jednego z budynków, w którym ewentualnie – jeśli taka będzie wola zainteresowanych – mogą być szybko dobudowane balkony, byli wprowadzani w błąd hiobowymi wieściami o kredycie pod hipotekę całego domu i jego spłacie przez wszystkich z funduszu remontowego. Wyjaśniliśmy, że Spółdzielnia dla potrzebujących tego zaciągnie, zgodnie z uchwałą Walnego Zgromadzenia, specjalny kredyt na dobudowę balkonów, spłacać ten kredyt będą wyłącznie ci, którzy zyskają te balkony a o żadnej hipotece budynkowej mowy nie ma. Jednak ten przykład pokazuje, jak ważna i jak niebezpieczna może być, zamierzona lub nie, dezinformacja. Zadziwiająco łatwo szerzy się zła plotka, „kupujemy” bzdury, słuchamy różnych „dobrze poinformowanych” opowiadających  przy tym o rzekomych interesach robionych przy okazji – zamiast przeczytać, sprawdzić, zapytać. Trochę opadają ręce – ale – zapewniam, nie opadną na tyle, by doprowadzić do kunktatorskiego odstąpienia od dobrych i potrzebnych inicjatyw. Mamy jako społeczność dwie drogi: utkwić w kłótniach, zawiściach, źle pojmowanej wolności, karykaturze demokracji – i dać się powoli „zjeść” przez drapieżny rynek albo – szanując prawa innych, akceptując kompromisy, stosując solidaryzm –  możemy wiele osiągnąć a co najmniej obronić nasze miejsce na ziemi, także dla swoich dzieci i wnuków.
Red.: -Bo jedni będą chcieli na swoim osiedlu więcej parkingów, drudzy ławeczek i trawników ale bez hałasującej dzieciarni, inni sklepów…
J.Ś.: -Oczywiście. Będą wypracowywane dla całej spółdzielni, dla poszczególnych osiedli lub konkretnych rejonów takie wewnętrzne programy zmian, pokazane potrzeby, możliwości, zewnętrzne zagrożenia. Będzie to wynik prac studialnych, z analizą miejskich planów inwestycyjnych, na przykład budowy obwodnicy, to poznanie planów developerów na danym terenie, ocena rozwoju biznesu – często drapieżnie zagarniających przestrzeń publiczną. Z drugiej strony mamy bilans naszych możliwości: mamy własne tereny, mamy zdolności kredytowe, mamy kadry i doświadczenia inwestycyjne i mamy społeczne oczekiwania na lepsza jakość życia na osiedlach. Dla jednych to będzie bezpieczeństwo – i tym oferujemy cały pakiet możliwości w naszym programie, a więc nowoczesny monitoring, szlabany, ekrany. Dla drugich najważniejsze jest przyjazne środowisko, a więc dużo zieleni, minimalizacja ruchu samochodów, hałasu, spalin, place zabaw dla dzieci, altanki dla starszych – i dla nich mamy w naszym programie odpowiednie propozycje. Jednakże dominująca jest liczna rzesza mieszkańców żądających, i słusznie, miejsc dla swoich samochodów i z myślą o nich rozważamy budowę obiektów handlowo-usługowych i mieszkaniowych z podziemnymi i nadziemnymi miejscami postojowymi. Innej możliwości stworzenia miejsc dla samochodów prawie nie ma, a przy okazji tak chcemy planować część tych obiektów, aby tworzyły rodzaj ekranów oddzielających nasze domy i place rekreacyjne od już istniejących i planowanych arterii komunikacyjnych.
Red.: -Myśli Pan, że da się tych wszystkich ludzi z tak różnymi oczekiwaniami pogodzić? Przecież sąsiedzkie wojny wybuchały o usytuowanie śmietnika albo likwidacje klombu, więc co się będzie działo przy takich rewolucjach!
J.Ś.: -Wyjścia nie ma! Będą spory, będą dyskusje, na pewno będą emocje, ale, jestem przekonany, będzie w końcu kompromis. Jedni będą musieli zrezygnować z dotychczasowego sympatycznego widoku z okna, inni zgodzić się na gwar z placu zabaw i hałas z boiska, jeszcze inni zrezygnować z miejsca dla swojego samochodu pod bramą. Zawsze będzie coś za coś. Ważnie jest, że to społeczności lokalne, sąsiedzi będą musieli się porozumieć, znaleźć ten konieczny kompromis. Fachowcy i Zarząd przedstawią jakąś koncepcję organizacji osiedlowej przestrzeni, przedstawia argumenty, bilans możliwości, warunki zewnętrzne i ewentualne warianty do wyboru. Decyzja będzie należeć do zainteresowanych; gdy nastąpi – czas dyskusji ustąpi działaniu. Bo to mieszkańców osiedla jakość życia ma się poprawić a spółdzielnia ma jedynie te oczekiwania spełnić. Po to jest.
Red.: -Ważną częścią tej idei jest „rodzinne osiedle”, ułatwienie rodzinom spółdzielców zamiany mieszkań, umożliwiające również bliskie bądź wspólne zamieszkanie oraz świadczenie wzajemnej pomocy i wsparcia, łącznie ze stałą socjalną i pielęgnacyjną pomocą potrzebującym. Jest Pan bardzo przewiązany do tego projektu.
J.Ś.: -Zamysł, początkowo nieśmiało, kiełkował w wielu głowach. Jeśli integralnie myślimy o osiedlu spółdzielczym, o placach zabaw, parkingach, handlu, szkołach, czyli myślimy nie tylko o miejscu zamieszkania ale o miejscu naszego życia, to przecież nie unikniemy rozwiązania spraw rozwoju rodzin i następstwa pokoleń, ludzi starszych, samotnych. Stwórzmy zatem szansę na większe mieszkanie w „moim” właśnie osiedlu, drugiego mieszkania w pobliżu dla dzieci lub rodziców, zamianę dużego, kiedyś rodzinnego mieszkania, już zbędnego, na mniejsze, specjalnie przygotowane do potrzeb, łącznie z fachową opieką. To się da zorganizować, choćby przy współpracy z MOPS. Co więcej, przecież te duże zwolnione mieszkania będą do dyspozycji członków spółdzielni, którym miejsca brakuje!  Red.: – Przepraszam za pytanie, ale czy to realistyczny program?
J.Ś.: – Trzeba zacząć, rozwiązania dojrzeją w działaniu. Zagrożenia są, jak wszędzie, gdy się coś robi. Warunek podstawowy, to aby spółdzielczość mieszkaniowa nie została, dla dobra spółdzielców rzecz jasna, zlikwidowana przez polityków. Chcę uświadomić, że ten nasz program w istocie wyraża sens idei spółdzielczości mieszkaniowej. Kiedy ponad sto lat temu powstawały pierwsze spółdzielnie, to przecież nie po to – albo nie przede wszystkim po to – aby niezamożnym ludziom oferować tanie mieszkania, ale żeby tworzyć miejsce godziwego życia – z usługami, rekreacją, sąsiedzka integracją, współpracą, samopomocą. Do tej idei warto i chcemy nawiązać. Reaktywujemy przecież aktywność społeczną, bo po wielu latach zaniku powstał zaczątek bazy lokalowej służącej jej celom i są pierwsze, bardzo obiecujące działania na rzecz społeczności osiedli, łączące mieszkańców w różnym wieku. A jeśli chodzi o nasze możliwości, to przecież mamy niezabudowane powierzchnie w bardzo atrakcyjnych miejscach, które możemy bez większej szkody uszczuplić  a inwestycje sfinansowane będą ze środków własnych przyszłych użytkowników lokali przy przejściowym ewentualnym wsparciu ze strony Spółdzielni. Trzeba tylko chcieć. Spółdzielcy muszą chcieć, bo spółdzielczość może być ciągle młoda i prężna – i nie dać się ani zlikwidować ani zapędzić do kąta marazmu lub skłócenia.  Wybór jest, ale racjonalny – jeden.
Red.: -Dziękujemy za rozmowę.
Na koniec bardzo zachęcam do wypowiedzi, dzielenia się pomysłami. Najlepiej pisemnie, pocztą tradycyjną lub e-mailem. Z zainteresowaniem czekamy na każdą opinię.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*