Pytanie

fot. http://www.flickr.com/photos/cafemama/ / CC BY-NC-SA 2.0

Rosja obłożyła bezapelacyjnym embargiem tylko polskie i litewskie mięso i przetwory. Zostaliśmy, można powiedzieć, wyróżnieni. W konsekwencji upadnie kilkadziesiąt firm, a kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy ludzi pójdzie na zasiłek.

Wszystko to dzieje się pod pretekstem walki o zdrowie rosyjskich obywateli, ale nawet wiejskie głupki po polskiej i rosyjskiej stronie wiedzą, że chodzi o politykę. Kreml w ten sposób pokazuje: chcecie wojny, to proszę bardzo!

No właśnie: czy chcemy wojny?

Dla większości polityków i w zasadzie wszystkich mediów Rosja to imperium zła i walka z nią jest patriotycznym obowiązkiem. Kto jest innego zdania – ten jest najpewniej rosyjskim agentem. Z definicji. Od ponad 20 lat w polskiej telewizji – bez względu na stację i jej właściciela – nie pokazano ani jednego materiału pozytywnego z Rosji. Jeśli jest jakaś informacja, to o bezdomnych w Moskwie, wegetujących górnikach, zatrutym powietrzu, rdzewiejących okrętach wojennych, prostytutkach, mafii, strasznej drożyźnie, skandalicznej służbie zdrowia itd., itd. Albo pokazuje się nam salony mercedesa i bentleya, luksusowe sklepy z ciuchami od Diora, torebkami Vittona, błyskotkami Cartiera i restauracje z daniami po tysiąc baksów: z komentarzem, że tak się bawi putinowska nomenklatura.

Ta nieustanna wroga propaganda uniemożliwia zadanie najprostszego pytania, na przykład: dlaczego polska dyplomacja akurat tak zaciekle wojuje o Krym dla Ukrainy, skoro żyje tam ponad 60 procent Rosjan (czego nikt nie kwestionuje) mających prawo nie chcieć być gnębioną mniejszością? Dlaczego onegdaj takie prawo przyznaliśmy Kosowarom – jako pierwsi na świecie uznając Kosowo – a Rosjanom z Krymu takiego prawa odmawiamy? Wiadomo dlaczego: bo nie lubimy Rosjan. Więc natychmiast uznaliśmy separację Kosowa, bo to było przeciw Rosjanom wspierającym Serbię, a teraz walczymy o jedność Ukrainy też na złość Rosjanom.

Chodzi tylko o to, żeby nazywać rzeczy i sprawy po imieniu. O nic więcej. Jeśli głośno twierdzimy, że polską racją stanu jest wspieranie niepodległej związanej Unią Ukrainy, to nie miejmy za złe Putinowi, kiedy mówi, że rosyjską racją stanu jest, żeby Ukraina nie była z Unią związana. Jego racja równie słuszna jak nasza racja.

Jeśli, realizując bieżące interesy, mogliśmy zapomnieć już o Wołyniu, o Banderze, UPA i gotowi jesteśmy nawet potępić akcję Wisła, nie wspominać o przedwojennych wyprawach Ułanów Jazłowieckich pacyfikujących ukraińskie kresy – bo to przecież historia – to czemu historią nie może być Katyń, a nawet Paskiewicz?

Mówił jakiś czas temu premier Tusk, że nie będziemy „wychodzić przed unijny szereg”, że tyle będziemy wojować z Rosją, ile będzie wojować z nią Unia. Było to mądre, słuszne i godne męża stanu. Ale za chwilę premier straszył Polaków, że 1 września może się powtórzyć a minister Sikorski – nie Antoni Macierewicz! – żądał przysłania brygad międzynarodowych, aby broniły nas przez Rosją. Unia szuka z Putinem porozumienia, a my z Amerykanami eskalujemy wojenną retorykę i emocje. Tyle, że Amerykę na taką wojnę stać.

Pytam: a nas stać? A może chodzi o to, żeby boso ale w ostrogach na dnie z honorem lec.

 

 

 

 

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*