W piwnicznej izbie

Dawno, dawno temu, w czasach określanych przez neohistoryków jako „czarna dziura”, wrocławski prominent został wysłany na delegację do Krakowa i tam się zachwycił „Piwnicą pod Baranami”. Postanowił, że taka placówka kulturalna powstanie w naszym mieście i to w zrujnowanej piwnicy pod ratuszem, zwanej przez Niemców „Piwnicą Świdnicką”. 

Wydał polecenie młodzieży zrzeszonej w socjalistycznej organizacji, a ta w czynie społecznym przystąpiła do prac remontowych. W krótkim czasie zamieniła podziemia w salę teatralną, salę kinową, sale wystawową, kawiarnię i bar. Zaś znający się na rzeczy animatorzy kultury sprawili, że w piwnicy odbywały się imprezy z najwyższej półki. Co tydzień koncertował jeden z najlepszych w Polsce zespołów jazzowych, raz do roku odbywały się festiwale „Teatru jednego aktora” w znakomitej obsadzie krajowej i zagranicznej, tutaj też na co dzień można było obejrzeć ambitne filmy i wystawy młodych artystów, no i oczywiście posiedzieć przy kawie czy winie, bo wódki tam nie sprzedawano.

Nadszedł jednak kapitalizm, a z nim „rewolucja kulturalna”, czyli akcja uwalniania miasta od placówek kulturalnych. „Piwnica Świdnicka” została zabrana niesłusznej organizacji młodzieżowej i przekazana Muzeum Historycznemu na magazyn pamiątek po wypędzonych obrońcach Breslau. 

I ten stan rzeczy utrzymałby się chyba do dzisiaj, gdyby piwnica nie wpadła w oko znanemu Kapitaliście. Dorobił on się niezłych pieniędzy na wykupieniu wrocławskiego browaru i sprzedaniu go Duńczykom na rozlewnię ich piwa. Gotowiznę zaś, zamiast trzymać w skarpecie, postanowił zainwestować i przerobić muzealny magazyn na ekskluzywną restaurację. 

Pomysł jego spotkał się w magistracie z entuzjastycznym przyjęciem, spisano stosowną umowę i kapitalista wyszykował obiekt na miarę swoich gustów estetycznych za jakieś 25 milionów złotych. Początkowo do „Piwnicy Świdnickiej” waliły tłumy, ale kiedy w Rynku pojawiły się nowe restauracje z konkurencyjną ofertą gastronomiczną, w lokalu było już pustawo i sprawiał wrażenie bezpańskiego. 

W tej sytuacji magistrat doszedł do wniosku, że trzeba ożywić ratuszowe podziemia i ogłosił przetarg na jego prowadzenie. Do przetargu zgłosiło się dwóch (słownie: dwóch) chętnych. Komisja przetargowa po burzliwej naradzie uznała za najlepszą ofertę firmy FMK, należącej do 26-letniego Filipa Majchrowskiego, przyjaciela, a w przeszłości także partnera biznesowego Mirosława Walczaka, do niedawna współpracownika prezydenta Wrocławia. Przegrani podnieśli wrzask, że przetarg jest ustawiony, bo firma FMK jest zarejestrowana od półtora miesiąca i nie ma żadnego doświadczenia gastronomicznego. Poparli ich praktycznie wszyscy restauratorzy prowadzący swoje lokale w rynku, zwracając uwagę na fakt, że komisja przetargowa dużo lepiej oceniła tę ofertę, na której miasto mniej zarobi. W tej sytuacji ktoś w magistracie, chcąc uprzedzić agentów CBA, poszedł po rozum do głowy i przetarg unieważniono. 

Normalnie rzecz biorąc, należy teraz ogłosić kolejny przetarg, ale niespodziewanie w mieście pojawił się Kapitalista i oświadczył, że tylko on ma prawo do prowadzenia „Piwnicy Świdnickiej” i to przez najbliższe 18 lat. Jak twierdzi, dysponuje odpowiednimi dokumentami i w przypadku nieprzedłużenia umowy najmu będzie domagał się w sądzie od magistratu 24 milionów złotych odszkodowania. Magistrat zaś odpowiada z godnością, że decyzją Wydziału Obsługi Urzędu Miasta jego dokumenty zostały unieważnione. Szykuje się więc kolejny proces sądowy, a do jego zakończenia do przetargu nie zgłosi się chyba żaden biznesmen, bo wie, że Kapitalista to jeden z najbogatszych ludzi w Polsce, który dlatego dorobił się majątku, że nigdy i nikomu nie odpuszczał.

Zaś krakusi, którzy obronili swoją „Piwnicę pod Baranami” przed kapitalizmem, proponują, aby w tej sytuacji „Piwnicę Świdnicką” przemianować na „Piwnicę z Baranami”, co wydaje się być jednak mało wybredną złośliwością. 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*