Zagadka

W kręgach politologicznych, dziennikarskich i niektórych obywatelskich trwa teraz ożywiona dyskusja na temat – czym jest Ruch Palikota. Czy jest partią polityczną, ruchem obywatelskim, stowarzyszeniem czy po prostu zgromadzeniem? I nie są to takie tam inteligenckie ględzenia, rozważania wyłącznie teoretyczne, którymi zajmują się, jak wiadomo, ludzie nie mający żadnego pożytecznego zajęcia.
Nic podobnego. Dla Donalda Tuska na przykład i przy okazji dla półtoramilionowej rzeszy wyborców RP to kwestia zasadnicza.

Jeśli RP jest partią polityczną – to chce władzy. Po prostu. Bo tylko po to jest partia polityczna, aby walczyć o władzę. Przy okazji może też walczyć o jakieś inne sprawy, o idee, o interesy, o przeprowadzenie takich czy innych projektów ustaw, ale – żeby była jasność – jeśli dojdzie do wyboru: zdobycie czy utrzymanie władzy albo program, to program zawsze polegnie. W języku partyjnych wodzów nazywa się to pójściem na konieczny kompromis i elastycznością.

Dla budującego koalicje i plany rządzenia premiera to byłaby dobra diagnoza: oznaczałaby, że Janusz Palikot ewentualnie odpuści sobie in vitro, podatki dla księży i związki partnerskie w zamian za udział w rządzeniu. Czyli ma premier bicz na dotychczasowego kapryśnego koalicjanta. I Waldemar Pawlak to doskonale wie, słyszy przecież o „rządzie fachowców”, pod którą to enigmatyczną nazwą kryje się rząd bez PSL i Grabarczyka, ale z Palikotem.

Oczywiście Janusz Palikot – człek nadzwyczaj sprawny umysłowo i z wyobraźnią – może realizować trochę inną partyjną strategię: poczekać chwilę na większą władzę. Pomny klęski na przykład SLD, który będąc u władzy, dla jej utrzymania, dla psychicznego komfortu i dla posad odpuścił sobie wszystkie lewicowe postulaty, i widzący lewicowy elektorat (również ten głosujący na PO) w sile około 30 procent nawet – Janusz Palikot będzie twardy, nieustępliwy, dzielny i pryncypialny. I weźmie sobie w przyszłych wyborach całą lewicę, cały proeuropejski i obywatelski elektorat. Wtedy będzie miał realną i prawdziwą władzę, weźmie sobie Tuska na koalicjanta, i pójdzie na kompromisy.

Ale jeśli RP jest ruchem obywatelskim lub stowarzyszeniem  – to gotowość do kompromisów będzie, chociaż umiarkowana. W języku politologów zwie się taką opozycję konstruktywną i odpowiedzialną. Będzie zawsze coś za coś. In vitro za budżet, związki partnerskie za likwidację KRUS itp. To piękny scenariusz, ale chyba idealistyczny. Bo Janusz Palikot to człowiek czynu. Poza tym formuła ruchu obywatelskiego nader jest luźna, podobnie luźne jest stowarzyszenie (ale przynajmniej z formalnym programem i określonym celem) i wielkie jest niebezpieczeństwo, że rządzący będą wyciągali niedoświadczonych posłów z tej ekipy – jednych mamiąc ideami, innych konfiturami.

Ukształtowanie się RP jako luźnego ruchu czy stowarzyszenia na rzecz normalnego świeckiego i przyjaznego obywatelskim wolnościom państwa byłoby dla premiera Tuska bez wątpienia wygodne. Ale najwygodniejsze byłoby, gdyby się okazało, że Ruch Palikota jest rodzajem wielkiej demonstracji. Było wezwanie, była okazja – to się zebraliśmy i pokazaliśmy co myślimy o wszystkich dotychczasowych przykościelnych endeckich rządach. Takie demonstracje są burzliwe, głośne, widowiskowe, ale z dyscypliną zawsze jest krucho i, niestety, kończą się, a uczestnicy rozchodzą się do swoich zajęć.
O tym marzy Tusk, a wie o tych marzeniach Palikot…

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*