Zmiana

W krakowskiej Operze było wielkie wydarzenie: światowej sławy baryton, Mariusz Kwiecień, śpiewał w przygotowanej specjalnie na jego cześć premierze „Don Pasuale” Gaetana Donizettiego. Reżyserował tę zabawną operę Jerzy Stuhr, dla którego zresztą był to podwójny debiut – nie tylko po raz pierwszy reżyserował operowe przedstawienie, ale też po raz pierwszy śpiewał na operowej scenie!

Już po premierze Jerzy Stuhr wyznał: „ W moim wieku wstyd się przyznać do debiutu, ale okazuje się, że nigdy nie wiadomo, co nas może jeszcze spotkać”. Pełna zgoda. Jednak w długiej rozmowie, której przed premierą wysłuchałem w RMF Classic, nasz wybitny aktor podzielił się ze słuchaczami historią poszukiwania wykonawczyni roli Noriny. Otóż cała zabawność libretta polega na tym – wyjaśniał Jerzy Stuhr – że staruch zakochuje się w młodziutkiej dziewczynie i trzeba było znaleźć ładną i młodą sopranistkę. Rozpisano więc casting i znaleziono faktycznie młodą, 26-letnią australijską śpiewaczkę Alexandrę Flood.

I ja, Drogi Czytelniku, mam oto dysonans poznawczy: oto prawie 70-letni mędrzec sceniczny z jednej strony głosi, że wiek nie może być przeszkodą w artystycznej samorealizacji (nawet w debiucie!), a z drugiej, że w jego operowej inscenizacji wiek artystki ma znaczenie pierwszorzędne, ponieważ ma być realistycznie. W operze?! Panie Stuhr! W operze artystki obsadzane w roli 15-letniej Madame Butterfly miewały lat 50 i więcej i ważyły po 80 kilogramów, takoż z rolami Rosyny w Cyruliku, Gildi, nastoletniej córki Rigoletta, przecudnej Mimi w Cyganerii i tak dalej i tak dalej.

Najsławniejsze śpiewaczki Montserrat Caballé, Joan Sutherland, Anna Netrebko, Renata Tebaldi, Mirella Freni, wymieniam z pamięci, były zapraszane na scenę Metropolitan, La Scali, Royal Opera nawet, kiedy miały po 50 lat i wyglądały, bywało, jak trzydrzwiowe szafy, bo potrafiły fenomenalnie śpiewać. Donizetti (a też Verdi, Puccini, Gounod, Rossini) umarłby ze zgrozy, gdyby usłyszał, że do partii Noriny albo Łucji z Lamermooru teatr szuka wykonawczyni przede wszystkim pięknej i młodej a nie obdarzonej głosem (nota bene roli Łucji raczej nie dźwignie artystka przed trzydziestką….).

Więc myślę sobie, że staremu Stuhrowi kompletnie odbiło i myślę, że to na skutek stresu. Mamy czas wielkich zmian, dobrych zmian, i nigdy nie jest za późno, żeby też chcieć coś zmienić, zabłysnąć oryginalną myślą, rewolucyjną koncepcją. Ale co może zmienić, co przeorać, co przeobrazić 70-letni aktor, nawet tak wybitny i tak mądry, jak Jerzy Stuhr? Rządu nie zmieni, Trybunału nie ożywi, zamykanych bibliotek nie otworzy, nawet z premierem Glińskim patriotycznego filmu nie zrobi, bo to rola dla aktora Zelnika. I dlatego Jerzy Stuhr pomyślał, że uczyni dobra zmianę w operze. I zrobił, w Krakowie.

Mam jednak dla Mistrza złą informację. Otóż pragnąc zrewolucjonizować operę, akurat w Polsce trafia w nie najlepszy klimat. Owszem, niedouczeni młodzi zastępują uczonych starych w ministerstwach, spółkach czy urzędach, ale te dobre zmiany bynajmniej nie mają na celu nowego jakiegoś otwarcia gospodarczego czy społecznego, ale wręcz przeciwnie – mają nas zawrócić do  źródeł, do korzeni, do wspaniałych tradycji i obyczajów, do ojców i dziadów. A za naszych ojców i dziadów, których wzruszał Stanisław Moniuszko, Halka, drogi Mistrzu, mogła sobie mieć sto lat i sto kilo, ale miała mieć głos jak dzwon, wyciągać podwójne górne C i przepięknie śpiewając – cierpieć. I do tego standardu zmierzamy, panie Stuhr.

 

PS

A we Wrocławiu akcja Trubadura przeniesiona została na początek XX wieku i ponoć wszyscy są umundurowani.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*