Znikająca tożsamość

Wrocław zbyt łatwo pozbył się wielu terenów poindustrialnych, które – zamiast stać się okazją do wzorcowych rewitalizacji – zostały po prostu zrównane z ziemią

fot. M. Kozłowska
fot. Malgorzata Kozłowska

Od kilku lat Wrocław zmienia się nie do poznania. Na naszych oczach wyburzane są stuletnie zasoby, które często okazują się zabytkami i tworzą wyjątkowy  krajobraz miejski. Niepowtarzalność lokalnego stylu wypierana jest przez pospolitość. 

 

Wrocław to miasto z bogatym dziedzictwem wielokulturowym. Oprócz zabytków średniowiecznych posiada bardzo dużo pomników myśli technicznej i wiele wspaniałych budowli z XIX wieku, które często stanowią zwartą zabudowę.

Znajdziemy tu całe mnóstwo rozwiązań, jakich nie ma żadne inne miasto w Polsce: twierdza pierścieniowa, czyli 18 schronów biegnących pierścieniem wokół miasta; 7 tysięcy kamienic – największa zabudowa tego typu w kraju;  kilka elewatorów zbożowych, zupełnie u nas wyjątkowych, wieże ciśnień, stare dworce, szpitale. Do tego zabytki kanalizacyjne, takie jak przelew burzowy przy grobli na Kozanowie.

Tymczasem, jak mówi dr Aleksandra Pankiewicz, archeolog, architektura przemysłowa naszego miasta ciągle jest niedoceniana. Prezes Wrocławskiego Stowarzyszenia Fortyfikacyjnego, Stanisław Kolouszek , ostrzega:

– Wrocław jest w niebezpieczeństwie. Za parę lat może nagle okazać się, że to miasto apartamentowców i sklepów.

 

Rewitalizacja, o której ostatnio tak głośno, polega między innymi na znajdowaniu funkcji dla starych budowli, a nie – co da się zaobserwować w naszym mieście – na ich wyburzaniu.

 

Jak bumerang powraca kontrowersyjny przykład kamienic przeznaczonych do wyburzenia na ulicy Pułaskiego w rewitalizowanym Przedmieściu Oławskim. Kamienice, choć nie są wpisane w rejestr zabytków, tworzą jedną całość z zabudową Trójkąta Bermudzkiego:

– Przez osiemset lat Wrocław funkcjonował w swoim układzie, dlaczego nagle chcemy zmieniać ten system i to dla samochodu, wynalazku, który ma raptem sto lat? – dziwi się dr Łukasz Krzywka, historyk sztuki.

Zdaniem architektów i historyków sztuki w naszym mieście ciężko jest na razie znaleźć przykład dobrej rewitalizacji. Tu częściej stawia się nowoczesne centra kulturalne niż wykorzystuje potencjał olbrzymiej rzeszy budynków, które czekają na nowe życie. Warto dodać, że zły stan wielu z nich jest wynikiem konsekwentnego zaniedbywania tych budowli przez lata.

Przykładem dobrej rewitalizacji jest choćby Stary Browar w Poznaniu, zamieniony na centrum handlowe, do czego wykorzystano starą przestrzeń, która ożyła. We Wrocławiu pozbyto się wyjątkowych rzeźni miejskich z XIX wieku, po to by na ich szczątkach wybudować całkowicie nowy gmach centrum handlowego „Magnolia”. W pobliskim Dreźnie zaś zrewitalizowano podobne rzeźnie, które dziś żyją i służą mieszkańcom jako biura i centra kulturalne, a miasto jest z nich dumne.

Ustawa, która stworzy ramy prawne dotyczące rewitalizacji, ma być gotowa jeszcze w tym roku. Podstawą jest jednak akceptacja społeczna. Ale we Wrocławiu zdecydowanie brakuje akcji uświadamiających, że stare budowle mają wartość.

– Dziś robi się masowo kawalerki po 30 m2 i nikt nie nazywa tego niskim standardem, ale „apartamentami”. Tymczasem mieszkania w starych kamienicach mają  często 100 m2, wysokie sufity i duże okna – stwierdza Jan Jerzmański, architekt z Wrocławia.

Zachłysnęliśmy się nowościami i zapominamy o tym, jak cenne są stare rzeczy wokół nas, i że można by wykorzystać ich potencjał.

 

Odrestaurowanie starych budowli często wymaga nakładów dorównujących budowie nowych gmachów, ale daje inwestorowi unikalną, elitarną przestrzeń do wypełnienia, a więc coś, czego nie da nigdy blaszana hala lub las betonowych, banalnych obiektów. 

 

– Wrocław zbyt łatwo pozbył się wielu terenów poindustrialnych, które zamiast stać się okazją do wzorcowych rewitalizacji, nadających im nowe życie, zostały po prostu zrównane z ziemią i zastąpione zabudową współczesną wątpliwej jakości, która z powodzeniem mogła powstać gdziekolwiek indziej, na wolnym terenie, nie powodując zniszczenia substancji zabytkowej – dodaje Jerzmański.

– Brakuje też współdziałania między służbami konserwatorskimi, policją i stroną społeczną. Ani policja, ani straż miejska nie są wstanie wyegzekwować prostej decyzji konserwatorskiej, jak na przykład wstrzymanie rozbiórki budynku. Najświeższym przykładem jest dewastacja stuletniego schronu na ulicy Grabiszyńskiej, gdzie interwencja konserwatora nic nie pomogła i inwestor zrobił, co chciał – mówi Maciej Wołodko, współtwórca czerwonej listy zabytków Dolnego Śląska. – Współdziałanie policji ze społeczeństwem wygląda tak, że adres mailowy działu odpowiedzialnego za zabytki w komendzie wojewódzkiej jest nieaktywny. Wiem, bo próbowałem wysłać wiadomość.

Według Katarzyny Hawrylak-Brzezowskiej, miejskiej konserwator zabytków, we Wrocławiu prowadzone są działania uniemożliwiające wyburzanie zabytków, dąży się do zachowania starych budynków, poszukuje się nowego dla nich przeznaczenia, a miasto wspiera finansowo właścicieli obiektów przy ich rewitalizacji.

–  Z budżetu miejskiego konserwatora zabytków co roku przeznacza się 12 milionów zł na rewitalizację obiektów zabytkowych, wpisanych do rejestru zabytków – zapewnia Katarzyna Hawrylak-Brzezowska.  – Dodatkowe środki pochodzą  z budżetu jednostek budżetowych gminy, takich jak Zarząd Zasobu Komunalnego i Zarząd Zieleni Miejskiej, które przeznacza się na rewitalizację obiektów wpisanych do Gminnej Ewidencji Zabytków.

Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków nie prowadzi jednak rejestru dla obiektów zabytkowych, który uwzględniałby takie dane, jak stan ich zachowania i własności oraz to czy są obiektami nieużytkowanymi, czy opustoszałymi.

 

– We Wrocławiu popełniono kilka nieodwracalnych błędów: wyburzono Cukrownię Klecina i nie zbudowano nic nowego na jej miejscu, obrócono w pył rzeźnie miejskie, pomimo protestów naukowców i społeczeństwa.

 

Nie zagospodarowano też, pomimo sprzedaży, Browaru Piastowskiego – mówi dr Łukasz Krzywka.

Przykładów rozbiórek, dokonywanych czasami zupełnie na dziko, jest zresztą dużo więcej. Wiele szczególnych budowli zniknęło i nikt nie wie dlaczego. Jedną z nich była willa na placu Kromera, dziś na jej szczątkach stoi mały budynek  Mebli Bodzio.

Dbamy bardziej o repliki, takie jak katedra czy południowa część rynku, natomiast budowle oryginalne, a szczególnie architektura przemysłowa na obrzeżach miasta oraz mogące przysłużyć się turystyce liczne fortyfikacje, pozostają w zapomnieniu.

Ciekawym przykładem jest neogotycka Wieża Ciśnień na Grobli, w której wnętrzu znajdują się maszyny parowe oraz zbiornik wody, jedyne takie instalacje w Europie. Wnętrze zawiera również piękne żeliwne schody. Kiedyś władze miasta chciały wręcz zniszczyć tę wyjątkową maszynerię. Aktualnie remontowana jest elewacja budowli.

– Ochrona zabytków to musi być wspólny wysiłek. Zarówno miasta, jak i mieszkańców – stwierdza Stanisław Kolouszek.

W mieście działają grupy pasjonatów, którzy próbują ratować stare, niszczejące budowle. Fundacja Teatr Nie-Taki  stworzyła Mapę Miejsc Zapomnianych, na której znalazły się trzydzieści dwa obiekty: nieczynne kina, wieże ciśnień, hale sportowe, elewator, młyn, budynki będące częścią infrastruktury kolejowej.

– Katalogowaliśmy tylko większe pustostany, które po uratowaniu nadawałyby się do prowadzenie w nich działalności związanej z teatrem. Nie wszystkie przestrzenie są zabytkami, jednak większość ma niesamowity potencjał i powinny zostać odzyskane i służyć mieszkańcom – mówi Marzena Gabryk, z Fundacji Teatr Nie-Taki. – Najbardziej boli nas los dawnego Centrum Agora, na pl. Piłsudskiego na Karłowicach, budynku wpisanego do rejestru zabytków, ale popadającego w ruinę, odkąd został sprzedany prywatnemu inwestorowi. Ma powstać tam supermarket, czemu przeciwni są mieszkańcy, którzy woleliby, aby w tym miejscu znów była prowadzona działalność artystyczna – dodaje Gabryk.

Wrocławskie Stowarzyszenie Fortyfikacyjne własnymi rękami remontuje i sprząta schron nr 6 na ul. Polanowickiej – w każdą sobotę wszyscy chętni wrocławianie mogą dołączyć i pomóc w pracach.

W mediach społecznościowych tworzą się kilkutysięczne grupy ludzi, którzy chcą ratować zabytki Wrocławia. Jednym z nich jest projekt czerwona lista zabytków Dolnego Śląska, inicjatywa z nurtu  ruchów miejskich, która informuje, edukuje oraz, na miarę skromnych możliwości, interweniuje w sprawie zagrożonych zabytków regionu.

Głównym wysiłkiem miasta powinno być znajdowanie dobrych gospodarzy dla zapomnianych obiektów. W schronie można zrobić wszystko: kino, kawiarnie, sklep. A elewatory zbożowe mogłyby posłużyć jako garaże, a może nawet mieszkania, tak jak to się dzieje np. w Holandii.

Pamiętajmy, wyburzonych budynków nic nam nie przywróci, a nowe za kilkadziesiąt lat zestarzeją się i będą wyglądać szaro. Czy wtedy także je wyburzymy?

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*