Życie w talii kart

Wśród ogłoszeń prasowych roi się od reklam gabinetów wróżbiarskich: numerologia, chiromancja, tarot, astrologia. Współczesne wróżki zmieniają jednak image. Atrybut szklanej kuli odszedł do lamusa, zastąpiony przez dyplom „doradcy życiowego”, który wiesza się teraz na ścianie.

(14-12-2005 r.)

Wróżka Bogumiła krząta się po kuchni. Parzy kawę. W zaciszu domowym wygląda tak zwyczajnie, że trudno uwierzyć, by nosiła w sobie paranormalne uzdolnienia. Sama zresztą, jak mówi, długo nie zdawała sobie z tego sprawy. Aż kiedyś we śnie ukazał jej się anioł – opiekun duchowy. Odkryła w sobie dar i zrozumiała, że może pomagać ludziom. Skończyła kurs bioenergoterapii. Zajmuje się uzdrawianiem, terapią depresji i lęków, jasnowidzeniem. Czyta z dłoni i stawia tarota.

-Zgłasza się do mnie wiele osób. Bywa że po kilka dziennie – mówi. – Nie zawsze przychodzą z konkretnymi problemami. Czasem coś nam doskwiera, ale nie umiemy tego zwerbalizować. Jestem tu po to, by pomóc klientowi się z tym zmierzyć. Chodzi o skonkretyzowanie problemów, które nas dręczą, określenie ich i znalezienie wyjścia z sytuacji. Taka mała psychoanaliza, tyle że za pomocą kart tarota.

Interes magiczny
Niektórzy idą do wróżki ot tak, z ciekawości albo dla zabawy. Przychodzą, wychodzą i więcej nie wracają. Przeważają jednak stali klienci i to ci, których trudno by podejrzewać o romans z parapsychologią.  Na przykład przedsiębiorcy.

-Bardzo wiele osób radzi się w sprawach prowadzenia firmy. Chcą wiedzieć, czy warto rozszerzyć działalność albo czy się przekwalifikować – przyznaje wróżka Bogna, księgowa z zawodu, z wykształcenia prawnik. Zanim na dobre sięgnęła po tarota, wielu wtajemniczonych sugerowało jej, że posiada ponadprzeciętną intuicję, którą warto doskonalić.

-Jasnowidzenia też można się nauczyć – mówi dzisiaj, – ale trzeba wielu lat pracy nad sobą. Ludzie nie zdają sobie sprawy, jak wielką krzywdę można wyrządzić drugiemu przez własną niefrasobliwość, niewiedzę albo brak doświadczenia. Zasada jest prosta: najpierw poznać siebie, potem innych. Ja dzięki praktyce, kursom, rei-ki, przeszłam tę drogę. Zostało otwarte trzecie oko.

To właśnie owo trzecie oko pozwala wróżce Bognie odpowiadać na najbardziej skomplikowane pytania:
-Karty to ledwie jedna dziesiąta dywinacji. Najważniejsze bym nawiązała kanał energetyczny z klientem. Wtedy już znam człowieka.

Energia to według wróżki Bogny klucz do wszystkiego. Choroba jest niczym innym niż zakłóceniem przepływu energii w człowieku. Słowa to też energia, wibracja, ruch. Dlatego mają takie znaczenie:
-Na pytanie co słychać nie wolno na przykład pod żadnym pozorem odpowiadać: "stara bieda". Dlaczego? Bo nasza podświadomość koduje słowa w sposób szczególny, zapisuje je jako fakty. W ten sposób wpływamy na rzeczywistość.

Piłsudski się śmieje
Ciekawość przyszłości jest stara jak świat. Stąd niesłychane powodzenie wróży i wieszczów, zwłaszcza tych, których przepowiednie miały szansę się ziścić. W przedwojennej Polsce niezwykłą sławą cieszył się niejaki inżynier Stefan Ossowiecki, który, jak głosi wieść, praktykował psychometrykę (widzenie osób i sytuacji na podstawie danego przedmiotu), telekinezję (poruszanie się przedmiotów bez kontaktu fizycznego), a ponoć także i teleportację.

Anegdota mówi, że w 1930 roku Piłsudski wezwał jasnowidza do Belwederu i chcąc wypróbować jego umiejętności, kazał mu czytać wiadomość umieszczoną w zalakowanej kopercie. Ossowiecki wziął kopertę i koncentrując się odczytał jej zawartość, zawierającą ulubiony zwrot Naczelnika: „Pocałuj mnie w d…”.  Piłsudski był ponoć tak zachwycony, że zaproponował inżynierowi intratną posadę w ambasadzie w Berlinie.

Dzisiejsze głowy państwa nie przyznają się co prawda do takich inspiracji, ale już choćby policja w kryzysowych sprawach korzysta od czasu do czasu z pomocy jasnowidzów. Z różnym zresztą skutkiem.

Wróżka wyedukowana
-Ludzie nazywają magią wszystko to, czego nie rozumieją – twierdzi Krzysztof Maćko, socjoterapeuta, instruktor tai chi, dyrektor wrocławskiego pomaturalnego Studium Edukacji Ekologicznej z ul. Starogranicznej. –  Dla kogoś magiczne jest  to, że spoglądając na człowieka mogę wiele o nim powiedzieć. Ale to żadna magia, tylko umiejętność, którą da się wyćwiczyć. Weźmy choćby chińskich lekarzy, którzy potrafią, patrząc na twarz, włosy, cerę czy oczy chorego, opisać dokładnie jego kondycję.

Szkoła powstała w 1992 roku, jako, jak mówi dyrektor, odtrutka na racjonalno-materialistyczny sposób myślenia. W tym okresie znacznie wzrosło zainteresowanie kulturą i praktyką Wschodu oraz mistyką, studenci garnęli się więc do szkoły, wtedy studiowało tu po sto osób na roku. W systemie dziennym, zaocznym a nawet… korespondencyjnie, co -jak twierdzą twórcy szkoły- ułatwia życie aktywnym zawodowo, a w niczym nie szkodzi, bo nad prawidłowym przebiegiem edukacji czuwają nauczyciele-konsultanci. Szkoła oferuje dwie specjalności: terapii naturalnych (z elementami medycyny chińskiej, akupresury, homeopatii, ziołolecznictwa) oraz radiestezji. Osobny kierunek to tzw. sztuki mantyczne „zawierające naukę takich metod wglądu w ludzką psyche jak heksagramy chińskiej Księgi Przemian, układy kart Tarota, astrologia, numerologia itp.” Co łączy mistycyzm Wschodu z praktykami okultystycznymi?

-Chcemy postrzegać człowieka całościowo, jako harmonijny układ trzech głównych składowych, czyli ciała, umysłu i duszy. Dopiero wtedy możemy mówić o równowadze – wyjaśnia dyr. Maćko. – Tak naprawdę w tym wszystkim chodzi tylko o podniesienie swojej samoświadomości. Wszystko jedno, czy odbywa się to za pomocą tai-chi, medytacji, jogi czy kart tarota.

Dziedzictwo
czyli co dla kogo

Ale wróżkom nie zawsze jest wszystko jedno. Strzegą swych tajemnic i z niepokojem patrzą, jak rośnie zastęp nowych jasnowidzących. Postulują nawet wprowadzenie weryfikacji tarocistów, w imię podniesienia etyki zawodowej i oczyszczenia środowiska z tych, którzy tylko psują im opinię.

-Różnica jest taka, jak między muzykiem grającym z nut a wirtuozem grającym ze słuchu – mówi wróżka Bogna. – By nauczyć się odczytywać tarota, nie wystarczy wiedza zaczerpnięta z fachowej literatury. Trzeba znać podstawy psychologii, technik medytacyjnych, twórczej wizualizacji, mieć wieloletnią praktykę. Symbolika kart tarota jest przebogata, wiele zależy od rozkładu kart, ich położenia względem siebie, od osoby, której się wróży wreszcie.

Tymczasem wróżką możemy zostać w tydzień. Nie istnieją ani specjalne rejestry, ani oficjalne licencje. Żeby legalnie „wieszczyć” wystarczy po prostu zarejestrować taką działalność w Urzędzie Miejskim. To znaczy wpłacić 100 zł i wypełnić wniosek, określając zakres usług zgodnie z Polską Klasyfikacją Działalności. Usługi astrologiczne i spirytystyczne tworzą  „podklasę nr 93.05.z”, wspólnie z biurami towarzyskimi i matrymonialnymi, organizacjami badającymi genealogię, a także schroniskami dla zwierząt, usługami czyścibutów, portierów oraz pracowników obsługi parkingów.

-Takich podmiotów jest u nas około 300 – mówią w Urzędzie Statystycznym. – Trudno zgadnąć, które z nich to gabinety wróżbiarskie, chyba że w nazwie firmy zostanie to wyraźnie zasugerowane. W przypadku „Gabinetu Wróżka” czy „Dobrej wróżby” sprawa jest jasna, ale kto wie co oznacza „Kama” albo „Katharsis”? A „Dziedzictwo. Kompleksowa usługa dla powracających”?

Puenta kulejąca z Jungiem w tle
Wszystkie praktyki magiczne opierają się na prastarej doktrynie korespondencji, łączącej zdarzenia i przedmioty na zasadzie podobieństwa i znaczenia. Nawiązywał do niej C. G. Jung w swej teorii synchronistyczności – „wszystko co się rodzi lub powstaje w danym momencie czasu, posiada cechy tego momentu. Tak więc przypadkowy rozkład kart obrazuje stan wszechświata w danym momencie i można z niego odczytać informację o sytuacji konkretnej osoby lub naturze problemu, a także o rozwoju dalszych wydarzeń”.

Być może wszechświat jest otwartą księgą, ale nie wszyscy, niestety,  potrafią z niej czytać. Dlatego warto czasem zachować dystans do rewelacji wyniesionych z wróżbiarskich gabinetów. Za przestrogę niech posłuży przypadek pewnego Kalifornijczyka, Bernardo Arroyo, który kilka lat temu stanął przed sądem pod zarzutem handlu narkotykami. Zamiast wynająć prawnika, udał się po radę do jasnowidza, a dowiedziawszy się, że zostanie uniewinniony, nie przyjął proponowanej przez prokuratora kary dwu lat wiezienia, tylko poszedł w zaparte. Został skazany na dziesięć lat. Jasnowidz zaproponował mu, że za dodatkowe 8 tys. dolarów może rzucić klątwę na prokuratora…

(GP nr 12/132)
 

O Joanna Kaliszuk 147 artykułów
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*