Apel

Na językach / autor:jk

 

„Mowa jest źródłem” nieporozumień”, mówi Lis do Małego Księcia w powieści Antoine’a de Saint-Exupery’ego, tej najsłynniejszej bodaj książeczce świata – nie tylko dla dzieci.

„Wszelkie nieporozumienia zaczynają się od słów, bowiem już od dawna wiadomo, że to słowa kształtują rzeczywistość, przedstawiając ją w określony sposób”, przestrzega Rada Języka Polskiego w swoim lipcowym apelu przeciw brutalizacji języka publicznego.

Tak to nagle i niespodziewanie życie zderzyło się z literaturą.

Równie dramatycznego oświadczenia jeszcze chyba dotąd w Polsce nie wydano: „ Od kilku miesięcy obserwujemy postępującą brutalizację języka wystąpień publicznych i coraz częstszą manipulację językową w publicznej narracji. Brutalizacja polega na używaniu słów z dolnego rejestru języka pospolitego, na pograniczu wulgarności. Określenia takie pojawiają się w wystąpieniach publicznych posłów, wysokich urzędników państwowych, przywódców partii politycznych, dziennikarzy i publicystów. Budzi to zasadniczy sprzeciw członków Prezydium Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN, instytucji odpowiedzialnej za stan współczesnej polszczyzny publicznej”.

Przykłady nadużyć językowych, punktowanych przez Radę, znamy wszyscy – z eteru, bo taka jest dziś polityczna mowa: manipulowanie znaczeniami wyrazów, używanie zwrotów deprecjonujących, posługiwanie się obraźliwymi etykietami i stereotypami, by zdyskredytować politycznych przeciwników.

„Prowadzi to do naruszenia podstawowych zasad etyki słowa i powoduje rozprzestrzenianie się języka niepozwalającego na dialog społeczny i porozumienie, a, wręcz przeciwnie, jątrzącego i zaostrzającego spory”, pisze dalej Rada. „Jesteśmy przekonani, że wszelkie sądy i oceny, nie mówiąc już o relacjonowaniu faktów, można wyrazić językiem etycznym i estetycznym, polszczyzną kulturalną i pozbawioną elementów brutalnych”.

Jest tylko jedno małe ale. Słowa te są spóźnione co najmniej o dekadę. Bo język polskiej polskiej polityki nie zradykalizował się z dnia na dzień ani nawet nie w ostatnich kilku miesiącach. Ten proces trwał w czasie, a granice tego, co można i wypada powiedzieć, przesuwały się systematycznie. Debaty zamieniały się w pyskówki, rzeczowe dyskusje – w słowne przepychanki. Gdy brakowało argumentów – sięgano po insynuacje. I tak doszliśmy do momentu, w którym publicznie rzucane obelgi i oskarżenia – o kłamstwo, zdradę, złodziejstwo, łajdactwo – stały się normą w rozmowie z adwersarzem.

Czy apel Rady może tu coś zmienić? Nawet najwięksi optymiści chyba w to nie wierzą.

„Cała nadzieja w literaturze” odpowiadają przekornie organizatorzy szczebrzeszyńskiego festiwalu Stolica Języka Polskiego, przyznając tytuł Człowieka Słowa jednemu z najwybitniejszych polskich pisarzy współczesnych, Wiesławowi Myśliwskiemu.

Ale czy rzeczywiście w literaturze? Kto zajrzał do nowego kanonu lektur szkolnych, może i w to zwątpić.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Joanna Kaliszuk (Artykułów: 147)
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie pojawi się na stronie.


*