Kozera

Na językach
/ autor:jk

Był kiedyś taki doskonały skecz kabaretu Tey, w którym Zenon Laskowik, w roli prezentera telewizyjnego, podpytywał Bohdana Smolenia – czyli słynną Pelagię, pracownicę „od bombek” – o dzienne normy zakładowej produkcji. „– A dla kogo ten wywiad?  – Dla telewidzów dziennika wieczornego.  – O, to bez kozery powiem pińćset! Dziesięć tysięcy! Pięćdziesiąt! Milion!”.

Choć żart ten odnosił się bezpośrednio do Andrzeja Kozery, ówczesnego prezentera dziennika telewizyjnego (który to dziennik był zawsze propagandową tubą władzy, więc obśmiewano go na wszelkie możliwe sposoby), może stanowić dobry punkt wyjścia dla dzisiejszego felietonu.

„Nie bez kozery” to jeden z tych utartych zwrotów, którymi posługujemy się na co dzień, niejako automatycznie, wiedząc doskonale, co oznaczają. Ale gdyby kogokolwiek zapytano, co oznacza właściwie owa „kozera”, pewnie nie umiałby odpowiedzieć. Nic dziwnego – słowo „kozera” dawno już wyszło z użycia. Niegdyś oznaczało po prostu grę w karty, a także atut karciany, a więc kartę, która dawała graczowi pewną przewagę. Kozerami nazywano też graczy (i szulerów) – słowo to odnajdujemy choćby u Mikołaja Reja w „Żywocie człowieka poczciwego”. Niektórzy wywodzą je z łacińskiego ’causari’ (podawać jako przyczynę, bronić jakiejś sprawy), choć Aleksander Brückner uznawał je za „dowolnie od kozy urobione”. Pisał: „przeszło od nas na Ruś (nie odwrotnie; w 16 wieku tylko od nas Ruś karty i ich nazwy przejmowała), a w końcu może na Rumunię (coz) aż do Turków (koz) dotarło”.

Kozera wyszła z użycia w czasie, gdy zadomowiło się u nas, pochodzące z francuskiego, słowo atut (a tout – do wszystkiego). Mimo to frazeologizm „nie bez kozery” (dziś mówimy tylko tak, choć dawniej używano również zwrotu „bez kozery” – czyli bez powodu, bez atutów, bez wsparcia – stąd żart Smolenia i Laskowika ma swój dodatkowy smaczek) tak utrwalił się w języku, że po dziś dzień jest z powodzeniem używany.

Podobnie jest z wyrażeniem „bez liku”. Źródłosłowem jest tu prasłowiańskie *ličiti, bardzo bogate znaczeniowo: pokazywać licem (czyli zewnętrzną stroną), formować się, kształtować, oceniać, szacować, rachować. Stąd wyraz liczyć, poświadczony w polszczyźnie już od około XIV wieku, i pochodne od niego wyrazy: liczba, licznik, liczebnik.

Od czasownika tego – mniej więcej w XVII wieku – utworzono też (wtórnie) słowo lik (stan liczbowy, ilość), dziś już nieistniejące. Mówiło się więc o liku wojska lub o tym, by mieć coś pod likiem (to jest – w pewnej, określonej ilości) – „Zażywaj dóbr doczesnych pod miarą, pod likiem, nie bądź żądz wyuzdanych podłym niewolnikiem”, pisał Adam Naruszewicz, osiemnastowieczny poeta, jezuita, biskup smoleński, nazywany czasem „polskim Horacym”.

Ten właśnie lik stał się podstawą wyrażenia przyimkowego „bez liku”, znanego nam i używanego po dziś dzień. Z kolei od wyrażenia „bez liku” powstał rzeczownik bezlik (wielka ilość) – w analogii do bezwładu, bezsensu, bezwstydu – notowany nie tylko w XIX-wiecznych, ale również współczesnych słownikach (bezlik możliwości, bezlik pytań, bezlik wrażeń), choć już nie tak często używany.

Co ciekawe, do tej samej rodziny wyrazów należą – dziś tak odległe znaczeniowo – wyrazy, jak lico, licować (być stosownym, pasować – dziś najczęściej w znaczeniu: nie licować z czymś), policzek i policzkować (czyli uderzyć po licu), a także oblicze. „Twarz mówi się o człowieku i o bestyi; oblicze o człowieku tylko”, pisał w swym słowniku Linde, powołując się na szesnastowieczne źródła. Twarz, wywodząca się z prasłowiańskiego *tvoriti (tak jak: tworzyć i twardy), oznaczała pierwotnie wytwór, dzieło, a na ogół – stworzenie, istotę żyjącą. Dopiero z czasem jej znaczenie zawęziło się do konkretnej części ciała i to człowieczej. Ale to już jednak temat na inną opowieść.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O Joanna Kaliszuk 147 artykułów
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*