LEKCJA

Partia uchwaliła, że członkowie rodzin posłów i działaczy partii nie mogą być członkami rad nadzorczych państwowych spółek. Chyba, że są kompetentnymi  fachowcami albo będą wyjątkowe okoliczności. Wtedy, owszem,  żony, mężowie, synowie, córki, zięciowie, szwagrowie, wnuki, wnuczki i ich małżonkowie – mogą w radach i zarządach zasiadać. O fachowości lub szczególnych okolicznościach decydować będzie partia w osobie ministra Sasina.

Powiem tak: gdyby w polskiej szkole uczono podstaw przedsiębiorczości i ekonomii, dzieciaki by się najpierw dowiedziały, że fabryki, kopalnie, sieci handlowe, telefoniczne, kolejowe, energetyczne, a też salony fryzjerskie, kwiaciarnie i warsztaty samochodowe, krótko mówiąc – wszystko ma swojego właściciela, a właściciel chce mieć zyski. Ta żądza zysku (czyli chciwość) jest – jak to już 300 lat temu dowiódł niejaki Adam Smith – najlepszym regulatorem rynku i motorem postępu. I na pierwszych dwóch lekcjach dzieciaki dowiadywałyby się, czy Adam Smith miał rację, czy nie do końca (podpowiadam: nie miał) i jakie problemy mają kapitaliści (właściciele) z zarządzaniem swoją własnością.   

Na kolejnych lekcjach dzieciaki dowiadywałyby się, że już w czasach, kiedy rodził się kapitalizm, bywało, że jeden biznesmen miał kilka różnych interesów, na przykład fabrykę butów i przędzalnię wełny, a jeszcze udziały w ziemskim banku i towarzystwie żeglugowym. Ktoś musiał jednak tymi przedsięwzięciami kierować, więc właściciel znajdował fachowca od produkcji butów, fachowca od przędzalni wełny, wspólnie z innymi właścicielami znajdowali prezesa banku i kapitana od pływania po oceanach. I było OK. No, prawie, bo pojawił się problem – kto będzie pilnował tych zarządców, żeby oni dbali o zyski właściciela, a nie o swoje? I wymyślono rady nadzorcze (chodzi o długą ewolucję systemu prawnego i systemu zarządzania).

Są rady nadzorcze absolutnie niezbędnym elementem gospodarki kapitalistycznej: to wybierane przez właściciela lub właścicieli grono ekspertów mianujące i oceniające zarząd firmy, analizujące wyniki ekonomiczne i uczestniczące w podejmowaniu strategicznych decyzji. Prosty system: zarząd rządzi, rada nadzorcza pilnuje interesu właściciela (a właściciel może spokojnie pływać na jachcie, spędzać czas w Monte Carlo albo budować nowe fabryki lub kupować kolejne spółki). To, oczywiście, model teoretyczny, w życiu bywa różnie, o czym będzie mowa na czwartej lekcji, ale zasada jest niezmienna: jeśli właściciel chce mieć zyski i zapewnić przyszłość swojej firmie, wybiera do jej rady nadzorczej najlepszych w branży fachowców.

Na ósmej albo dziewiątej lekcji młodzież dowiedziałaby się, że w globalnym świecie – kiedy postęp technologiczny i organizacyjny warunkuje przeżycie – nikt sobie nie wyobraża, aby w radzie nadzorczej rafinerii lub stadniny koni zasiadał szwagier kolegi albo żona przyjaciela, którzy rafinerię znają ze stacji benzynowej, a konie z westernu. Uczniowie, nawet ci z ostatnich ławek, krzyknęliby, że taka rada nadzorcza jest czystym absurdem, bo nie przypilnuje interesu właściciela, tylko go jeszcze obciąży kosztami. I Asia, prymuska z pierwszej ławki, zapyta: „To po co właścicielowi taka rada?”

Mógłby nauczyciel odpowiedzieć, że po to, aby prezesem tej rafinerii mianować wójta małej gminy, a szefem stadniny koni księgowego z GS, czyli bez dyskusji spełnić wolę właściciela. „Ale jaki właściciel odda swoją firmę w taki zarząd?” – zapyta Igor, który zawsze zadaje trudne pytania. Nauczyciel powinien odpowiedzieć, że właścicielowi to wisi i zgrzewa, bo to państwowe, czyli partyjne. Nie udzieli jednak takiej odpowiedzi, bo nie chce stracić posady, wzruszy więc ramionami i powie: „Igor, zajmij się swoimi sprawami”.

I wtedy prymuska Asia zabłyśnie odkryciem: „Skoro tak, skoro te rady są fikcją i nic od nich nie zależy, to niech sobie w nich zasiadają i zarabiają partyjne rodziny i przyjaciele. Czemu prezes jakąś uchwałą chce im to utrudnić, kazać szukać specjalnych okoliczności albo kompetencji?”.

– Żeby było ładnie w telewizji? – krzyknąłby Igor, ale nie krzyknie, bo takich lekcji w polskiej szkole nie było, nie ma i nie będzie.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*