Muszla

Od  maja zwiedzający słynne nowojorskie muzeum Guggenheima mogą korzystać z muszli klozetowej odlanej z 18-karatowego złota, którą zamontowano w jednoosobowej toalecie. Wykonał ją  Maurizio Cattelan uważany za najdroższego obecnie artystę świata. Muzeum nie chce ujawnić, za jaką kwotę kupiło tę użyteczną osobliwość, ale wiadomo, że fundusze pochodziły od prywatnych darczyńców.

Udostępnienie klienteli złotej muszli, jest – jak powiedział włoski artysta – niezbędnym warunkiem, aby ta muszla była dziełem sztuki a nie jakimś złotym dziwactwem. Więc nic dziwnego, że do złotej ubikacji stoi długa kolejka, tym bardziej, że – i o ile wiem – możliwość dokonania defekacji (lub skromniejszej czynności) w złotej muszli jest wliczona w cenę biletu. Tylko 25 dolarów. Każdy przyzna, że to niedrogo, zważywszy, że w tym jednym z najważniejszych na świecie muzeów sztuki współczesnej można przy okazji podziwiać płótna Picassa, Kandinsky’ego, Mondriana,  Chagalla,  Legera, Modiglianiego  i setek innych sławnych artystów. Jednak żaden nie stworzył złotej muszli! Zabrakło wyobraźni?

Chociaż, gwoli historycznej prawdy, przypomnijmy, że w 1917, też w Nowym Jorku, artysta Marcel Duchamp pokazał pisuar na cokole, podpisany jako „Fontanna”. Jednakowoż, w odróżnieniu od dzieła Cattelana, do tego pisuaru sikać nie było można, i w odróżnieniu od dzieła Cattelana, ekspozycja dzieła Duchampa wywołała wtedy szok i światową debatę. I proszę: sto lat postępu, rozwoju cywilizacji i dzisiaj zainstalowanie w światowej sławy przybytku kultury złotej ubikacji do artystycznego (!) użytku ani nikogo nie bulwersuje, ani nie wzbudza specjalnej dyskusji czy kontrowersji.

Pytanie: czy to jest postęp cywilizacyjny, poszerzenie wolności wypowiedzi artystycznej, pogłębienie dialogu między artystą i odbiorcą, ekspresji wyobraźni, eksplozja intelektualnej mocy? Pewnie dla większości znawców i krytyków sztuki (a na pewno dla kuratorów i dyrektorów Muzeum Guggenheima) ten złoty sedes jest czymś takim. Dla mnie, parweniusza, dla którego wciąż nowoczesne i zachwycające są płótna Chagalla, Modiglianiego, naszego Wyczółkowskiego czy Wyspiańskiego – to intelektualne kuriozum. Może nie jest to cywilizacja śmierci, ale na pewno ten kierunek, znakomity przykład, symbol wręcz cywilizacyjnej zapaści.

Artyści zawsze byli awangardą intelektualną; łamiąc stereotypy, prowokując, uruchamiając ponadprzeciętną wyobraźnię i smak –  zapowiadali nowy świat. Przywodzili – oczywiście nie dosłowne, ale w sensie intelektualnych aspiracji – elitom politycznym i ekonomicznym. Więc jeśli dziś artyści doszli do złotej ubikacji – to co to oznacza i co nas czeka?

Powiem co to oznacza: koniec znanego powojennego świata. Bo jeśli elity fascynują się złotym sedesem to znaczy, że utraciły kontakt z czystym  rozumem i społeczną rzeczywistością, że nastąpiło jakieś definitywne załamanie naturalnego ładu i zaufania do oświeceniowych reguł i wartości. Zwycięstwo Donalda Trampa w Ameryce, tym bastionie rozumnej demokracji, jest oczywistą konsekwencją tego kryzysu (co, oczywiście nie znaczy, że Amerykanie zdenerwowali się na złoty sedes, bo przygniatająca ich większość nigdy nie słyszała o Cattelanie, o Muzeum Guggenheima, ewentualnie słyszeli o Nowym Jorku).

W całej Europie czeka nas powrót do przeszłości, tej swojskiej, bezpiecznej, ludowej. Elitom dziękujemy. W Polsce już wymieniamy sobie autorytety na własne, mianujemy nowe elity, które mówią naszym językiem i spełnią nasze oczekiwania – pogonią mędrków z posad, dadzą 500 złotych i jeszcze 4 tysiące nagrody (wiadomo za co), powiedzą:  nie lękajcie się, nie męczcie myśleniem, bo mu czuwamy, myślimy i wiemy.

Obudzimy się z ręką w muszli. Nie złotej, niestety….

 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*