Nafciarz z Mazowsza

O Ignacym Łukasiewiczu, aptekarzu i przedsiębiorcy ormiańskiego pochodzenia, wynalazcy lampy naftowej, twórcy przemysłu naftowego i wielkim dobroczyńcy – wie prawie każdy absolwent podstawówki. O inżynierze Witoldzie Leonie Julianie Zglenickim nie uczą nawet w szkołach wyższych, choć był to genialny geolog, legendarny nafciarz i największy mecenas nauki i oświaty w historii narodu polskiego. Przypadek?

Witold Leon Julian Zglenicki urodził się 6 stycznia 1850 r. na Mazowszu, w rodzinie szlacheckiej. W latach 1859-66 uczył się w płockim Gimnazjum Gubernialnym, a w latach 1866-70 studiował na wydziale Matematyczno-Fizycznym Szkoły Głównej Warszawskiej. Od 1870 do 1875 r. był studentem Instytutu Górniczego w Petersburgu. Swoją nieprzeciętną inteligencją zwrócił uwagę światowej sławy rosyjskiego chemika Mendelejewa. Jednak uczony nie zdołał namówić go na zmianę kierunku studiów. Zglenicki zafascynowany był przemysłem naftowym, gdyż w nim widział ważny czynnik rozwoju cywilizacji.

Studia ukończył z najwyższą lokatą i został skierowany do Zakładów Górniczych Królestwa Polskiego. W 1890 r. zatrudniono go w Zarządzie Górniczym w Rydze i w nagrodę za nienaganną pracę zaproponowano mu stanowisko naczelnego inżyniera Donieckiego Okręgu Kopalnianego. Zglenicki jednak odmówił i za protekcją hrabiego Beckendorffa rozpoczął pracę w Baku.
Tam bowiem, nad Morzem Kaspijskim, powstawał wtedy największy na świecie ośrodek wydobycia nafty i przemysłu rafineryjnego. Wprawdzie w 1873 r. istniało zaledwie 9 szybów, ale w 1879 już 251, zaś w 1900 r. – 1710. W 1901 r. pola naftowe Baku dostarczało już połowę światowej ropy naftowej.

Zglenicki cały swój wolny czas i prywatne fundusze poświęcał na badania geologiczne. Niejako „przy okazji” opracował przyrząd do pomiarów prostopadłości wiercenia otworów górniczych. Błędy pomiarów były wtedy przyczyną wielu awarii, pożarów, eksplozji i śmiertelnych wypadków. Zaprojektował też urządzenie do podmorskich wierceń i wydobycia ropy naftowej, stając się światowym pionierem w tej dziedzinie. Dzięki tym urządzeniom wyznaczył na Morzu Kaspijskim podmorskie działki naftowe i określił ich zasobność. Z czasem na morzu powstało prawdziwe miasto platform wiertniczych.

Zglenicki wskazał też 31 obszarów roponośnych na lądzie, a ponadto ustalił złoża rud żelaza, pirytu, barytu, kobaltu, molibdenu, węgla, manganu, miedzi, soli kamiennej, złota, srebra, arsenu.
Za swoją fachowość, sumienną pracę i odkrycia, został awansowany do stopnia pułkownika, a car nadał mu prawa do działek naftowych na lądzie i Morzu Kaspijskim. Dodatkowo, niektóre z nich kupował z własnych środków.

Kiedy Zglenicki dowiedział się, że jest chory na cukrzycę, chorobę wtedy nieuleczalną, większość swojego majątku zapisał nauce polskiej, a pozostałą część – nauce rosyjskiej, jako dowód wdzięczności za wykształcenie zdobyte w Petersburgu.
W myśl jego zapisu, z dochodów fundacji, w każdej guberni Królestwa Polskiego miał zostać wybudowany kościół katolicki i szkoła techniczna, w której niezamożni uczniowie mogliby pobierać naukę za darmo. Wsparcie miały otrzymać także środowiska naukowe –  miały być tworzone i wspierane laboratoria badawcze, fundowane nagrody za wybitne dokonania naukowe.

Witold Zglenicki umarł 6 lipca 1904 roku, a mieszkańcy Baku na wodach Zatoki Bibi Ejbatskiej usypali sztuczny ląd, na którym pochowali inżyniera. Jego grób znajduje się tam do dzisiaj.

Testament Witolda Zglenickiego spłonął w Powstaniu Warszawskim, ale nowo powstała Fundacja Nauki Polskiej im. inż. Witolda Zglenickiego zdobyła notarialny odpis tego dokumentu. Potwierdzony przez notariusza carskiego, potem w 1980 r. przez notariusza rosyjskiego, a następnie przez polskiego – w 2005 r.

Zglenicki miał pola naftowe na lądzie – 1.000 ha (10 km2), oraz na morzu – 250 ha. Majątek ten oceniany jest na 3 miliardy dolarów. Co się z nim stało? W czasie, kiedy nad Morze Kaspijskie wracają zachodnie firmy nafciarskie i odzyskują swój majątek, jakoś nikt (poza Fundacją) nie upomina się o zwrot aktywów Zglenickiego.

Może właśnie dlatego nie dopuszcza się teraz do zbiorowej świadomości faktu, że kiedyś żył znakomity geolog i wspaniały człowiek, który za swoje pieniądze chciał rozwijać naukę polską, ale jego rodacy najpierw roztrwonili ten majątek, a teraz rozprawiają się z pamięcią o nim wprowadzając „zmowę milczenia”.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*