Plujmy

P

Wstyd przyznać, ale należę do tych, którzy pamiętają stawiane w miejscach publicznych spluwaczki: takie niewielkie naczynia emaliowane, do których lud pluł i, za przeproszeniem, charkał. I pamiętam wieszane na ścianach urzędowych korytarzy, na dworcach i w przychodniach lekarskich tabliczki z napisami: „Uprasza się pluć tylko do spluwaczek”.

Najpierw drobna uwaga: otóż stawianie spluwaczek w publicznych budynkach było miarą cywilizacyjnego postępu, w Wielkopolsce znane już były na początku minionego stulecia, w sądach i urzędach Kongresówki pojawiły się w latach 30. (w mieszczańskich domach nie pluto na podłogę już w XVIII wieku, a w chłopskich chatach, u najmożniejszych gospodarzy, od kiedy podłogi zastąpiły tradycyjne polepy). Komuna stawiała spluwaczki i namawiała do korzystania z nich, bo deklarowała się przecież jako postępowa, nowoczesna, wprowadzająca lud na salony.

Dlaczego spluwaczki zniknęły? Bo przestaliśmy pluć. A przystaliśmy, bo jacyś higieniczni i obyczajowi reformatorzy, postępowcy (dzisiaj powiedziano by – lewacy), a też lekarze od epidemii różnych przekonywali lud, że publiczne plucie (i smarkanie) nie uchodzi. Nawet do spluwaczki. Że kulturalny, dobrze wychowany człowiek nie pluje, że publiczne plucie jest równie niestosowne, jak smarkanie na chodnik, bekanie przy stole, o innych fizjologicznych odruchach już nie wspominając.  Pisano o tym nieustannie w gazetach, mówiono w szkołach, emitowano stosowne pogadanki w radio. I tak dokonała się rewolucja obyczajowa: najpierw kulturalnie było pluć tylko do spluwaczki, a w końcu nie pluć w ogóle.

Czy ta przemiana dokonała się łatwo. Bynajmniej. Byli tacy, którzy twierdzili, że hamowanie fizjologicznych potrzeb szkodzi zdrowiu, ogranicza wolność, łamie tradycję, jest jakąś fanaberią, dziwactwem, i w ogóle po co się tym zajmować. Ale, jak widać, przyjęło się.

Być może niepotrzebnie. W końcu Sarmaci w swoich dworkach pluli, smarkali i bekali (bo to uchodziło przez stulecia za przejaw ukontentowania posiłkiem), ludzie się myli, nawet w pałacach, bywało raz w roku, na Wielkanoc, a kąpiel raz na tydzień była wyśmiewaną ekstrawagancją jeszcze w czasach Stanisława Augusta (chociaż on się mył, nie tylko pudrował i zlewał pachnidłami). I ludzie żyli, i byli szczęśliwi. Może więc można cofnąć się do sarmackich czasów?

Normy zachowań higienicznych są tylko fragmentem norm obyczajowych, które wraz z systemem prawnym tworzą społeczne spoiwo, pokazują, co jest dobre a co złe, a też, po prostu, co jest przyzwoite. Normy te się zmieniają, ewoluują, odeszliśmy na przykład – mówię tu o cywilizacji europejskiej – od piętnowania gorącym żelazem złodziei, publicznych egzekucji, sprzedawania córek i sióstr, dziedziczenia władzy, a przy okazji równocześnie zaczęliśmy się myć, a przestaliśmy załatwiać potrzeby fizjologiczne na ulicach i pluć publicznie.

Ale czytam, że pewien ulubieniec prawicy, były kandydat na prezydenta Polski chce kar więzienia dla homoseksualistów a kolejne różne opanowane przez PiS samorządy podejmują – przy wsparciu PSL – uchwały „stop dla ideologii LGBT” i robi mi się jakoś dziwnie.  W żadnym europejskim kraju i w żadnym cywilizowanym homoseksualizm nie jest już karany, a stał się po prostu akceptowaną odmiennością. I tyle. Nie istnieje w Europie pojęcie „ideologii LGBT” ani jakiejś „tęczowej zarazy”. Najbliższa z takimi poglądami jest Czeczenia.

I zapewne możemy się z tym dzielnym krajem, i jeszcze kilkudziesięcioma afrykańskimi i azjatyckimi, rządzonymi prze religijnych ideologów państwami zbratać, przywrócić biblijne obyczaje i prawa pasterskich społeczeństw sprzed trzech tysięcy lat. Odrzucając, jak zapowiedział premier, „import zachodnich ideologii” możemy nawet przywrócić spluwaczki w urzędach. Czemu nie, idźmy na całość….

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*