Prostota

Na językach / autor:jk

 

„Język to nie jest rzecz gotowa od natury dana – pisał w jednym ze swych felietonów niezrównany Boy, – ale przeciwnie, stosunek do języka musi być z natury czynny i z natury rzeczy jest walką. Jeszcze jedna walka w tej epoce tylu walk?! Trudno, tak już jest”.

By tę walkę o czystość i przejrzystość języka polskiego toczyć pod okiem najlepszych z najlepszych, w 1996 roku powołano swoistą brygadę specjalną: Radę Języka Polskiego. To instytucja doradcza, która zajmuje się upowszechnianiem wiedzy o języku,  rozstrzyganiem językowych wątpliwości, ustalaniem zasad ortografii i interpunkcji, a także opiniowaniem – pod względem językowym – rozmaitych, oficjalnych komunikatów.

Ma też Rada obowiązek przedkładania sejmowi co dwa lata tak zwanego sprawozdania z ochrony języka polskiego. Najświeższe (złożone w parlamencie z końcem lipca) poświęcone zostało w całości językowi dokumentów w obrocie konsumenckim, czyli – mówiąc po ludzku – językowi ulotek reklamowych, instrukcji obsługi rozmaitych sprzętów, a także umów bankowych, deweloperskich czy telekomunikacyjnych.

Ze sprawozdania wieje grozą – co zresztą nie dziwi chyba nikogo, kto choć raz miał do czynienia z taką umową (a kto nie miał?). Są one tak naszpikowane branżową terminologią i pisane tak karkołomną składnią, że, jak zauważa dowcipnie Rada, trzeba człowieka co najmniej z doktoratem, aby cokolwiek z tego zrozumiał.

Najgorzej wypadają umowy operatorów telekomunikacyjnych. Sformułowania typu „automatyczne systemy wywołujące, usługi o wartości wzbogaconej, elementy aktywne i pasywne instalacji, rozwiązania telemetryczne, ruch generowany maszynowo” w połączeniu z abstrakcyjnymi terminami „integralność, aktualizacja, synchronizacja, ekwiwalent, inkorporowany”, dają zupełnie niestrawną dla przeciętnego konsumenta mieszankę. W dodatku łączy się je w tasiemcowe zdania (rekordowe zdanie, odnalezione w umowie sieci Play, zbudowane było ze 176 wyrazów!), co – jak sugeruje Rada – ma dodatkowo zniechęcić odbiorcę do zapoznania się z treścią całości.

Ale nawet jeśli rzeczony odbiorca zada sobie trud, zaweźmie się, zaciśnie zęby i przeczyta umowę, to (wbrew społecznym kampaniom typu „przeczytaj, zanim podpiszesz”) nie oznacza wcale komunikacyjnego sukcesu. Raczej, niestety, frustrację.

Musi być prościej, musi być jaśniej, apeluje więc Rada, przypominając mimochodem najnowsze badania OECD, z których wynika, że jedynie 10 procent dorosłych Polaków nie ma trudności w czytaniu ze zrozumieniem. Co oznacza, że dziewięciu na dziesięciu ma – mniejsze bądź większe. To z myślą o nich powinno się konstruować teksty jak najbardziej czytelne, jasne i zrozumiałe.

 

Nic, tylko przyklasnąć! Ale posługiwanie się  językiem prostym, niestety, proste nie jest, co udowadnia zresztą samo sprawozdanie Rady. W podsumowaniu Rada pisze bowiem tak (cytuję mały fragment):

 „Remedium na ten rodzaj komplikacji bywa poszukiwane przez samych oferentów w postaci rodzajów słowniczków terminologicznych dodawanych do trudno percypowanych tekstów. Słowniczki te zawierają definicje niektórych stosowanych terminów i sposobów formułowania takich tekstów. Zastrzeżenia może jednak budzić przestrzeganie zasad tworzenia poprawnych, adekwatnych i zrozumiałych definiensów”.

Aż prosi się, by zapytać, ilu parlamentarzystów coś z tego zrozumie? Nawet tych z doktoratem.

 

 

Joanna Kaliszuk (Artykułów: 147)
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie pojawi się na stronie.


*