Zwierciadło

Na językach
/ autor:jk

Słowem roku 2015 we Francji  –  wybierało je jury złożone z językoznawców, pisarzy i dziennikarzy – zostało laïcité (laickość, świeckość).  A był to wszak rok zamachu na redakcję „Charlie Hebdo” i krwawych listopadowych ataków w Paryżu.  Sporo to mówi o francuskim społeczeństwie.

Takie rankingi najpopularniejszych słów organizowane są w wielu krajach , a od kilku lat także w Polsce. Pomyślałby ktoś, że to jedynie nieszkodliwa zabawa filologicznych maniaków. Otóż nie –  nic bardziej mylnego. To raczej współczesne (już nie stendhalowskie, bo czasy wielkich realistycznych powieści dawno minęły) zwierciadło przechadzające się po gościńcu. Odbicie nas samych i rzeczywistości, w której żyjemy.

Słowa roku wybiera się – u nas czyni to kolegium najwybitniejszych językoznawców oraz internauci, w osobnym plebiscycie – spośród tych, które nagminnie pojawiały się w mediach, prasie, publicznym dyskursie. Nie zawsze muszą być to frazy najczęściej używane, zawsze jednak te, które odczuwane są jako szczególnie istotne. Które oddają społeczne nastroje i ukazują, na czym ogniskowała się publiczna uwaga. Wystarczy zresztą przyjrzeć się naszej rodzimej liście. W 2012  –  roku afery Amber Gold  –  było to słowo parabank, w 2013 – złowrogie słowo gender, w 2014 – niesławna kilometrówka, a w 2015 – czy to kogoś zaskoczy? – słowo uchodźca.

Na wybór słowa  roku 2016 przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, ale już dziś możemy zabawić się w typowanie. Nie wiem, jak Państwo – ja bez wahania obstawiam suwerena.

Zadziwiającą medialną karierę zrobiło w ostatnich miesiącach to przykurzone już nieco wyrażenie. Definiowane w słownikach jako „niezależny władca, monarcha niepodlegający niczyjej zwierzchności” (z francuskiego souverain – najwyższy), do niedawna kojarzyło się nam co najwyżej  z Ludwikiem XIV i jego słynnym bon motem „Państwo to ja”. Błąkało się, rzecz jasna, gdzieś po akademickich skryptach, historiach państwa i prawa, studiach z dziejów idei, także w nowoczesnym demokratycznym kontekście przywoływane, lecz do powszechnego użycia nie weszło. Bo i po co?

 Ale nowa władza uwielbia patos i wielkie słowa. Oto więc suweren stał się synonimem narodu, rzadziej ludu (bo lud jednak troszkę gorzej się kojarzy) i nagle znalazł się na ustach wszystkich. Mówi o nim prezydent, wspomina prezes, prześcigają się w jego odmianie ministrowie, o posłach już nie wspominając. W tym szaleństwie z pewnością jest metoda – koronowanie narodu w blasku fleszy na zwierzchnika władzy ma z założenia przecież mile łechtać naród.

Co tam jednak naród. Dziś suwerenem może stać się każdy, tak abstrakcyjne i bezkształtne to pojęcie. Na organizowanej niedawno w Krakowie konferencji gospodarczej Property Forum jeden z developerów, któremu miasto zablokowało budowę dużej handlowej inwestycji, poskarżył się słowami: „Bardzo żałuję, że suweren uniemożliwił nam realizację projektu”. Doniosły o tym – co dziwne, śmiertelnie poważnie – branżowe media.

Konia z rzędem temu, kto odróżniłby tę informację od prześmiewczej parodii, którą opublikował satyryczny internetowy portal ASZdziennik: „Uczniowie podczas matury z matematyki w liceum w Nowym Targu ogłosili się suwerenem i przyznali sobie 100 proc. punktów na egzaminie”.

Cóż, życie czasami miesza się z kabaretem. A niekiedy, niestety, po prostu się nim staje.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O Joanna Kaliszuk 147 artykułów
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*