Postrzegamy siebie jako gościnnych, otwartych i tolerancyjnych, ale niechętnie widzielibyśmy na stanowisku marszałka województwa osobę niepełnosprawną fizycznie czy innego niż polskie pochodzenia. Wysoko cenimy pracę organizacji pozarządowych i aktywność obywatelską, ale niewielu z nas rzeczywiście angażuje się w jakąkolwiek działalność. Odczuwamy dumę z bycia Dolnoślązakami, ale część z nas nie kojarzy regionu dolnośląskiego z niczym konkretnym, a większość nie zna nawet dokładnych jego granic, o historii nie wspominając.
Raport poświęcony tożsamości mieszkańców Dolnego Śląska przygotowało – na podstawie badań prowadzonych w końcu ubiegłego roku – Centrum Monitoringu Społecznego i Kultury Obywatelskiej we Wrocławiu. Szukano odpowiedzi na pytanie, jakie wartości budują poczucie przynależności do regionu, dociekano, w jaki sposób się ono przejawia, próbowano ustalić, czy są sprawy, które łączą Dolnoślązaków i czy w ogóle można mówić o specyfice tego regionu.
Mieszkańcy Dolnego Śląska
w większości identyfikują się z regionem,
choć na ogół nie są w stanie sprecyzować jego geograficznego obszaru: „Dolny Śląsk jest to coś między Wrocławiem a Katowicami” lub „Pierwsza myśl – tereny poniemieckie. Tyle”. Równie dużą trudność sprawiało Dolnoślązakom określenie, z czym im się region kojarzy. Zazwyczaj wymieniano Wrocław (16 proc.), a w dalszej kolejności „ładną okolicę” (11,5 proc.), „góry” (10 proc.) czy „miejsce zamieszkania” (6,9 proc.). Tylko co dwudziesta osoba wskazała na zabytki. Co ciekawe, aż 31 proc. mieszkańców Dolnego Śląska nie ma w ogóle żadnych skojarzeń z nim związanych.
Podobnie rzecz ma się z wartościami czy symbolami regionu – co trzeci badany nie potrafił wskazać żadnego. Odpowiedzi – jeśli padały – koncentrowały się głównie wokół walorów przyrodniczo-krajobrazowych. Wskazywano więc Ślężę, Karkonosze, Śnieżkę, niemal równie często Wrocław (obiekty takie jak stadion, zoo, Panoramę Racławicką czy wyspę Słodową) lub – rzadziej – herb Dolnego Śląska, dąb żmigrodzki i ślężańskiego misia.
– Nasuwa się przypuszczenie, że więź z regionem nie przybiera tu formy opartej na emocjach, łączących jednostki z ich ojczyzną prywatną – wykazują autorzy raportu. – To raczej więź turysty przemierzającego jakiś obszar i podziwiającego piękne widoki.
Co charakterystyczne – sami Dolnoślązacy powątpiewają, by posiadali własną, wyróżniającą się tożsamość. Aż 39 proc. uznało, że czegoś takiego po prostu nie ma.
– Dolny Śląsk to zlepek różnych kultur. Nie ma tu tradycji, nie ma zażyłości w historii – mówił jeden z badanych. – To jest zlepek przesiedleńców ze wschodu, niechciani ludzie z różnych regionów Polski.
– Szczerze mówiąc łatwiej ktoś powie, że jest wrocławianinem, mieszkańcem Kłodzka, Jeleniej Góry niż że jest Dolnoślązakiem, takie mam wrażenie – przekonywał inny. – Jesteśmy na początku budowania tej drogi.
Przyczyn upatruje się głównie w tym, że, jak piszą autorzy raportu, „większość osób, przesiedlonych na te tereny po II wojnie światowej, miała poczucie tymczasowości sytuacji. Obawiano się renegocjacji traktatów pokojowych i zmiany granic, a co za tym idzie konieczności kolejnej zmiany miejsca zamieszkania. Dlatego nie przywiązywano się specjalnie do tego miejsca i nie starano się niczego zmieniać”. Do tego doszły znaczne różnice kulturowe (przybywający na Ziemie Zachodnie osadnicy wywodzili się przecież nie tylko z dawnych Kresów Wschodnich – choć ci byli w większości – ale także z Mazowsza, Wielkopolski, Kujaw, Małopolski oraz Podlasia).
Sami mieszkańcy tak to wspominają:
– Z rozmów z moimi nieżyjącymi dziadkami wynikało, że żyli w przekonaniu, że są tutaj tylko na jakiś czas. Nie warto inwestować, gdyż życie może się zmienić.
– W mojej rodzinnej wiosce sąsiad mi opowiadał, że na kuchni były ciepłe potrawy. Wszystko było, a ludzie to dewastowali, niszczyli. Nie wiem dlaczego. Nie zadbali o to, co Niemiec zostawił, a teraz już się nie da tego odzyskać.
– Tutaj ludzie zawsze byli na walizkach i nie dbali o swoje domy. Nie wiedziano, co będzie dalej. Dużo dobrego zostało tutaj po Niemcach. Dopiero w latach 70. do psychiki ludzi dotarło, że to nasz region i tutaj zostaniemy, a wojny już nie będzie.
Z drugiej jednak strony, jak zauważa w raporcie prof. Piotr Żuk, przewodniczący Rady Programowej CMSiKO, respondenci właśnie 1945 rok, zakończenie wojny i przyłączenie Dolnego Śląska do Polski wymieniają dzisiaj jako wydarzenie, które najbardziej wpłynęło na kształtowanie się tożsamości Dolnoślązaków:
– Okres powojenny to był wyjątkowy czas – wówczas wszyscy tutaj byli „obcy” i musieli poznawać, uczyć się i tolerować swoich bliźnich. Wspólny początek na niczyjej ziemi tworzył legendę Dolnego Śląska jako terenu pogranicza, gdzie „więcej wolno” i „wszystko jest możliwe”.
Do mocnych stron regionu mieszkańcy
zaliczają zabytki, akademicki charakter Wrocławia,
rozwój gospodarczy oraz walory turystyczne.
Wśród czynników hamujących rozwój wymieniają natomiast ubóstwo i bezrobocie (wynikające z restrukturyzacji przemysłu w niektórych powiatach, między innymi w okręgu wałbrzyskim), problemy z komunikacją, zwłaszcza kolejową, słabo rozwiniętą sieć dróg lokalnych oraz niedostateczną promocję regionu. Za słabość uznano też niemal zupełny brak społeczeństwa obywatelskiego, wyrażający się w niskim stopniu zaangażowania „w różnego rodzaju działania zorganizowane”.
Jednocześnie ponad 70 proc. Dolnoślązaków deklaruje gotowość do podjęcia działań obywatelskich. Najistotniejsze – ich zdaniem – jest głosowanie w wyborach, charytatywna praca na rzecz organizacji pozarządowych, spotkania z przedstawicielami władz miasta, zgłaszanie pomysłów zmian – inicjatyw ustawodawczych, udział w świętach państwowych, imprezach lokalnych oraz pomoc w ich organizacji, pomoc sąsiedzka, dbałość o dobro wspólne, zwłaszcza o środowisko, porządek i bezpieczeństwo społeczności lokalnej, a także przestrzeganie prawa oraz solidne wykonywanie swojej pracy.
W praktyce jednak, biorąc pod uwagę choćby frekwencję w wyborach prezydenckich, parlamentarnych czy samorządowych – wypadamy poniżej średniej krajowej (dla przykładu – w ostatnich wyborach samorządowych frekwencja we Wrocławiu wyniosła jedynie 39,4 proc.). Zdecydowana większość mieszkańców województwa (ponad 61 proc.) nie przynależy do żadnej organizacji, co czwarty do jednej, a co dwunasty do dwóch – najpopularniejsze są przy tym organizacje artystyczne, hobbystyczne oraz sportowe i szkolne komitety rodzicielskie. Tylko co drugi przekazuje 1 proc. podatku na OPP, a co trzeci bierze udział w zebraniach wspólnoty czy spotkaniach rady osiedla.
Generalnie, wolimy akcje incydentalne – jak zbiórki odzieży, żywności czy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy – od tych, które wymagają trwałego zaangażowania. Nie ufamy partiom politycznym – bo generują konflikty i podziały społeczne; bo są oparte na autorytarnym przywództwie; bo mieszają się w lokalne struktury – i w ogóle instytucjom państwowym, mamy też bardzo niskie poczucie wpływu na sytuację tak w kraju, jak i w mieście czy gminie („Ludzie po prostu nie wierzą, że cokolwiek da radę zmienić. Bo przez wiele lat było tak, że pomimo prób zmian i próśb, nie udawało się”). Jeśli pomagamy sąsiadom, to najczęściej wysłuchując ich trosk i zmartwień. Najrzadziej za to pożyczamy pieniądze.
W obliczu klęsk żywiołowych jesteśmy jednak bardziej skłonni do pomocy. W ogóle – cenimy sobie kolektywizm w działaniu („co czwarty badany – czytamy w raporcie – opowiada się za całkowitą dominacją wartości kolektywnych w społeczeństwie, zaś co drugi skłania się bardziej ku nim”). Jeśli poszukujemy wartości liberalnych, to tylko w sferze społecznej – w gospodarce bowiem zdecydowanie preferujemy wartości solidarystyczne: jedynie 3,7 proc. uważa, że dla gospodarki najlepsza byłaby „dominacja działań opartych na wartościach liberalnych”.
Jak siebie widzimy i jakie cechy
uznajemy za wspólne?
Przede wszystkim, otwartość i tolerancję.
Owa „otwartość i tolerancja” przejawia się jednak w specyficzny sposób. Na pytanie, kogo Dolnoślązacy nie chcieliby widzieć w roli marszałka województwa, 70 proc. badanych odpowiedziało, że marszałkiem nie mogłaby być osoba o odmiennej orientacji seksualnej, 57 proc. nie chciałoby, by miał on inne niż polskie pochodzenie, a 30 proc. – by był innego wyznania niż rzymskokatolickie. Niemal 40 proc. uważa też, że marszałkiem nie mogłaby być osoba niepełnosprawna fizycznie.
Tekst powstał na podstawie dwóch ubiegłorocznych raportów Centrum Monitoringu Społecznego i Kultury Obywatelskiej: „Tożsamość mieszkańców Dolnego Śląska” oraz „Obywatele Dolnego Śląska w działaniu. Analiza kondycji sfery obywatelskiej mieszkańców Dolnego Śląska”
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis