Są piosenki, które – nawet jeśli niespecjalnie je lubimy – mają zadziwiającą moc przywoływania wspomnień. Niczym Proustowskie magdalenki przenoszą nas w świat bezpowrotnie utracony. Gdy słyszę frazę „tuż przed maturą kwitły kasztany, żyło się tak jak we śnie”, na moment, zupełnie niespodziewanie, cofam się w czasie, raz jeszcze przeżywając tamten szczególny stan, w którym – jak nigdy wcześniej, nigdy później – ekscytacja mieszała się ze strachem. I pewnie nie tylko ja.
Maturami emocjonują się w maju wszyscy. Nie tylko uczniowie i ich rodzice, nie tylko nauczyciele i egzaminatorzy… Spekuluje się na temat maturalnych zadań, trzyma za maturzystów kciuki, a media dzień po dniu zamieszczają newsy z egzaminacyjnych sal – niczym relacje z pola bitwy. O tym, że przyjdą w życiu daleko trudniejsze i cięższe egzaminy dojrzałości nikt jakoś wtedy nie pamięta.
W ten chór głosów włączyło się ostatnio Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, powiedzmy sobie – dość spektakularnie. Oto na facebookowym profilu ministerstwa pojawił się wpis: „Życzymy powodzenia tegorocznym maturzystą”, okraszony uśmiechniętą buźką. Po fali zjadliwych komentarzy zniknął równie szybko, jak się pojawił – zastąpiony poprawną już formą (tegorocznym maturzystom). Ale że w internecie, paradoksalnie, nic nie ginie, wpis zaczął krążyć po sieci, powielany w setkach kopii.
Tym, którzy mówią „błahostka”, wypada przypomnieć, że Rada Języka Polskiego klasyfikuje ów błąd jako rażący i tak właśnie zaleca go traktować – z pewnością nie uszedłby na sucho tegorocznym maturzystom. Więc jednak trochę wstyd. Tym bardziej, że ten, kto go popełnia, ma najwyraźniej kłopoty nie tylko z ortografią, ale też gramatyką oraz fonetyką.
Końcówki te nie tylko wymawia się nieco inaczej, ale też stosuje w odmiennych zupełnie przypadkach. Końcówkę „ą” – w narzędniku liczby pojedynczej, końcówkę „om” natomiast – w celowniku liczby mnogiej. Możemy więc powiedzieć: jestem (kim? czym?) dziewczyną, ale – dziwię się (komu? czemu?) dziewczynom; bawię się lalką, ale – przyglądam się lalkom. I tak dalej.
Co ciekawe, błąd ten można uznać chyba za przypadłość naszych czasów – niegdyś marginalny, dziś jest jednym z najczęściej popełnianych. Głównie zresztą przez młodych ludzi, którzy ze słowem pisanym mają coraz mniejszy kontakt. I w tym pewnie tkwi zasadniczy problem.
W dodatku mówimy coraz niechlujniej, a różnice pomiędzy samogłoską nosową „ą” a zbitką „om” zaczynają się zacierać (pamiętamy kilku prominentnych polityków, z upodobaniem mówiących: „robiom”, „jadom”, „wybaczom”). Są oczywiście regiony w Polsce, dla których wymowa taka jest charakterystyczna, ale, jako gwarowa, w żaden sposób nie może być usprawiedliwieniem dla niepoprawnej pisowni.
Nieszczęsny błąd ministerialny zadziwił na tyle, że niektórzy nie dali mu wiary, uznając go za fałszywkę – głupi żart. Wątpliwości rozwiało samo ministerstwo, publikując następujące oświadczenie: „W związku z niefortunnym wpisem na FB, zawierającym błąd ortograficzny, Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego przeprasza za sytuację, za którą czuje się osobiście odpowiedzialny. Informujemy, że osoba, która umieściła wpis, została oddelegowana do innych zadań”.
Do jakich, niestety, nie sprecyzowano.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis