Początek września to zawsze bardzo duże obciążenie dla rodziców. I odciążenie ich portfela z gotówki. Jak pokazują badania CBOS, na przygotowanie dzieci do szkoły wydajemy z roku na rok coraz więcej.
W 2014 roku wyprawki szkolne kosztowały rodziców średnio 1257 zł, co stanowi 105 proc. kwoty z roku 2013. Większość rodziców (59 proc.) deklarowała jednak, że stara się utrzymać wydatki w granicach 1000 zł. Co setny rodzic twierdził, że nie wydał nic. Trudno w to uwierzyć. Wydatki sukcesywnie rosną, sięgając poziomu minimalnego wynagrodzenia za pracę. W tym roku będzie zapewne podobnie.
Idziemy do sklepu
Co kupujemy? Jak pokazują wyniki badania, ponad połowę naszych funduszy „zjadają” podręczniki. Być może do 2017 r. ta sytuacja – w związku z programem darmowych podręczników dla najmłodszych uczniów – ulegnie zmianie, na razie jednak jest to ok. 360 zł w przeliczeniu na jedno dziecko. Jak potwierdziły zapytane przez nas mamy, nie jest to kwota ostateczna. Nie wiadomo bowiem, czy w trakcie roku nie pojawi się konieczność dokupienia dodatkowych ćwiczeń lub innych pomocy naukowych.
Drugą pozycję w naszych wrześniowych koszykach zajmują ubiory szkolne. A zatem mundurki, stroje gimnastyczne, obuwie na wf i zmienne do chodzenia po szkole, stroje galowe i inne, jeśli dziecko uczęszcza np. na dodatkową gimnastykę artystyczną. Na wydatki odzieżowo-obuwnicze przeznaczamy średnio 31 proc. naszego budżetu, ok. 262 zł. Niewiele mniej niż na podręczniki.
Raczej niezmienne pozostają wydatki na przybory szkolne, jak tornister, piórnik, długopisy, flamastry zeszyty, blok rysunkowy itd. W przeliczeniu przeznaczamy na nie średnio 169 zł, czyli 23 proc. naszego szkolnego budżetu. Na tornister lub plecak wydajemy czasem więcej, jednak z myślą, że powinien służyć kilka kolejnych lat. Widać tutaj znaczący postęp w kwestii świadomości konsumenckiej Polaków: kiedyś kupowaliśmy najtańsze rzeczy, które potrafiły rozpaść się w połowie sezonu. Teraz dotarliśmy do etapu rozsądku. Możemy wydać więcej, ale na coś solidnego. W dłuższej perspektywie czasowej to spora oszczędność.
A co po szkole?
Coraz większą popularność zyskują sobie zajęcia dodatkowe. W ubiegłym roku – rekordowo – ponad połowa badanych rodziców (52 proc.) zadeklarowała, że pośle na nie swoje dzieci. Zdecydowana większość z nich (80 proc. tej grupy) zamierzała zapisać na dodatkowe zajęcia wszystkie swoje dzieci.
Podobnie jak w poprzednich latach, wpływ na tę decyzję miało wykształcenie rodziców. Wzrost zainteresowania aktywnościami pozaszkolnymi odnotowano wśród osób z wykształceniem wyższym i średnim. W mniejszym stopniu – z zasadniczym zawodowym. Natomiast zainteresowanie zajęciami dodatkowymi znacząco spada w grupie w najsłabiej wykształconej.
Jakie zajęcia wybieramy najczęściej? Wzrosła popularność w zasadzie wszystkich płatnych zajęć pozalekcyjnych, oprócz informatycznych i komputerowych. Być może przyczyną jest upowszechnienie komputerów w polskich domach. Dzieci w zasadzie dorastają w ich towarzystwie i szybko odkrywają ich tajemnice.
Od kilku lat najbardziej popularne są zajęcia językowe. Wybiera je ponad jedna trzecia rodziców (35 proc). To odsetek najwyższy od 1998 r., gdy CBOS zaczął badać tę kwestię. 30 proc. rodziców chce zapisać dzieci na płatne zajęcia sportowe. W ubiegłym roku rekordowo duże było też zainteresowanie zajęciami artystycznymi (21 proc.). Niewiele mniej osób (19 proc.) zapisało dzieci na korepetycje czy kursy przygotowawcze.
Wzrosło nie tylko zainteresowanie zajęciami dodatkowymi – więcej (o ok. 10 proc.) też na nie wydajemy. Na jedno dziecko jest to średnio 296 zł miesięcznie. Znacząco zwiększyła się też grupa rodziców, którzy są skłonni wydać ponad 300 zł. Warto zaznaczyć, że kwoty przeznaczane na zajęcia dodatkowe cechują się dużą rozpiętością – od 20 zł do nawet 2500 zł miesięcznie.
Pożyczkowy problem
– Choć każdy chce swojemu dziecku kupić wszystko, co najlepsze, nie powinno się jednak tracić głowy. Warto przemyśleć, jak zaoszczędzić i nie doprowadzić swojego domowego budżetu do ruiny – ostrzega Adam Łącki, prezes Zarządu Krajowego Rejestru Długów.
Z badań przeprowadzonych na zlecenie KRD wynika, że aż 70 proc. rodziców nie jest w stanie sfinansować wyprawki dla dzieci z własnych pieniędzy.
Jak sobie radzą? Część korzysta z różnego rodzaju dofinansowań, część odkłada w czasie spłatę swoich innych zobowiązań finansowych, a część – zaciąga na ten cel pożyczki. Najczęściej u rodziny i znajomych, w bankach lub firmie pożyczkowej, a także w miejscu pracy.
W sumie, by posłać dziecko do szkoły, zapożycza się co czwarty polski rodzic.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis