Reformowanie reformy

Autorzy raportu UNDP „Edukacja dla pracy” nie mają wątpliwości. Grzechy główne polskiego szkolnictwa zawodowego  to zbyt słabe powiązanie z rynkiem pracy, mała elastyczność oraz kształcenie w oparciu o programy, które w większości nie przygotowują absolwentów do wejścia na rynek pracy. Twierdzą też, że organizacje pracodawców ciągle zbyt słabo zainteresowane są zmianami  w szkolnictwie zawodowym, a szkoły z kolei nie zawsze potrafią „wyjść z izolacji” i odpowiadać dynamicznie na potrzeby rynku.

(14-05-2008 r.)

Podobnego zdania są sami uczniowie. W publikacji „Rynek pracy aglomeracji wrocławskiej – stan i perspektywy”  (2006 r.) zamieszczono wyniki ankiet przeprowadzonej wśród uczniów ostatnich klas szkół ponadgimnazjalnych, w tym szkół zawodowych, policealnych oraz profilowanych liceów. Połowa z nich oceniła swoje przygotowanie do zawodu jako zadowalające, a tylko 12 proc. uważało, że jest ono gruntowne. Najsłabiej swoją sytuację oceniali uczniowie liceów profilowanych (tylko siedmiu na stu oceniło dobrze efektywność kształcenia), najlepiej – uczniowie techników. Dyrektorzy placówek byli bardziej optymistyczni, ale i oni przyznawali, że są  trudności na przykład w realizacji praktyk zawodowych, szczególnie poza Wrocławiem.

Specjaliści twierdzą
 że nie istnieje jeden skuteczny  wzór kształcenia zawodowego. Rozwiązania systemowe w krajach unijnych różnią się od siebie i zależą od wielu czynników: specyfiki rynku pracy, powiązań między poszczególnymi szczeblami szkolnictwa, tradycji, sposobu finansowania. Jedno jest pewne – nie sprawdzają się ani rozwiązania połowiczne, ani improwizowane, doraźne reakcje na  problemy, o czym przekonali się polscy reformatorzy oświaty.

Dziesięć lat temu uznano, że szkoły zawodowe (a w szczególności technika) to przestarzały i nieprzystający do nowych warunków model kształcenia i postanowiono zastąpić je dwustopniowym systemem na bazie liceum profilowanego (dającego szeroką ogólną wiedzę) oraz jednorocznej szkoły policealnej (dającej określone kwalifikacje zawodowe). Koncepcja zmieniła się wraz ze zmianami kadrowymi w ministerstwie oświaty – cofnięto decyzję o likwidacji techników (w tym czasie niektóre gminy zdążyły już je zlikwidować – jak Wrocław na przykład), ale licea profilowane pozostawiono w systemie, „zapominając” jednak podbudować je szeroką ofertą policealnych specjalistycznych szkół. W konsekwencji powstał skomplikowany, rozczłonkowany i mało wydajny system o bardzo wyraźnie zróżnicowanym poziomie kształcenia.

– My, nauczyciele szkół technicznych, przeczuwaliśmy, że ten system się nie sprawdzi i wyrażaliśmy nasz sprzeciw – mówi Danuta Matuszewska, wicedyrektor z wrocławskiego Zespołu Szkół nr 18. – Nie sposób przecież wykształcić dobrego fachowca w jednorocznej szkole policealnej. Ponadto młodzieży wmówiono, że zawodówki są złe, że wszyscy mogą przystąpić do matury, więc słabsi uczniowie zamiast do zawodówek, trafiali do liceum profilowanego. Efekty są znane.

Grzegorz Łazorczyk, dyrektor Zespołu Szkół Budowlanych, przyznaje, że jeszcze kilka lat temu zainteresowanie zasadniczymi szkołami zawodowymi było bardzo słabe – w pewnym momencie otworzono w szkole tylko jedną klasę:
-Teraz to się zmienia. Nie wiem, czy hydraulik we Francji nam pomógł – śmieje się – ale z naborem do klasy monterów urządzeń sanitarnych nie mamy już żadnych problemów. Młodzież chce konkretnego zawodu, przekonuje się też, że szkoły zawodowe mogą być atrakcyjne, nowoczesne. Myślę, że nadszedł wreszcie czas by „odczarować” wizerunek szkoły zawodowej.

Do tego samego wniosku
doszli chyba wrocławscy urzędnicy, bo w 2007 roku zdecydowano się utworzyć czteroletnie technika, które już w pierwszym roku naboru przyjęły 18 proc. absolwentów gimnazjum (dla porównania – w zawodówkach uczyło się 15 proc., w liceach profilowanych – 15 proc., a ogólnokształcących 52 proc. absolwentów).
-Sytuację tę wymusił rynek – mówi Maria Iwona Bugajska, wicedyrektor Wydziału Edukacji. – Parę lat temu było inaczej, istniało bezrobocie wśród pracowników z kwalifikacjami zawodowymi, bezrobotnymi byli nawet świeżo upieczeni absolwenci wyższych uczelni. Właściwie do końca nie wiadomo było, w jakich zawodach kształcić.

Dziś miasto stawia głównie na usługi, hotelarstwo, gastronomię, zawody budowlane, mechanikę oraz nowoczesne technologie i specjalności informatyczne. „Nowości” zawodowe 2008 roku to  technik hotelarstwa, technik spedytor, technik cyfrowych programów graficznych, technik poligraf, fototechnik i technik księgarstwa.
– Obserwujemy, jakie są strategiczne kierunki rozwoju miasta i aglomeracji, bierzemy pod uwagę potrzeby wrocławskiego rynku pracy, aspiracje młodzieży, możliwości szkół, bazę kształcenia – tłumaczy dyr. Bugajska. – Współpracujemy ściśle z dyrektorami szkół, Dolnośląską Izbą Rzemieślniczą, Izbą gospodarczą, Powiatowym i Wojewódzkim Urzędem Pracy, z przedstawicielami pracodawców. Monitorujemy rynek, analizujemy zawody nadwyżkowe, deficytowe. W tym roku otworzyliśmy na przykład  – na potrzeby konkretnego pracodawcy, firmy Whirpool  – nową klasę technika mechanika ze specjalnością naprawa sprzętu AGD, w Zespole Szkół nr 18. Od nowego roku powstaną klasy dedykowane EnergiiPro w Zespole Szkół nr 4 i Zespole Szkół nr 18.

Miasto postanowiło
zadbać też o unowocześnienie bazy dydaktycznej. Wyremontowano warsztaty w Zespole Szkół Gastronomicznych, prace modernizacyjne trwają w warsztatach samochodowych przy ul. Borowskiej, rozbudowuje się warsztaty w Zespole Szkół Budowlanych oraz Centrum Kształcenia Praktycznego, gdzie właśnie oddano do użytku nowoczesną spawalnię.

– Przed reformą technika mechanika kształciliśmy w jedenastu szkołach, baza była rozproszona, przestarzała. Reorganizacja kształcenia i skupienie warsztatów  w jednym miejscu sprawiło, że można je lepiej doposażyć, unowocześnić  – przekonuje dyr. Bugajska. – A mowa tu o ogromnych kosztach: remont w samej „budowlance” kosztował 12 mln zł.
Wraz z restrukturyzacją szkolnictwa z mapy miasta zniknęły jednak bezpowrotnie pewne specjalności i placówki – jak osławione (jedne z trzech takich w kraju) technikum żeglugi śródlądowej.

– Możliwość kształcenia w tym zawodzie ciągle istnieje, w Zespole Szkół nr 18, ale muszą być spełnione pewne warunki – mówi dyr. Bugajska. – Dziś popyt warunkuje podaż, a okazuje się że chętnych nie ma. W ubiegłym roku zgłosiły się dwie, może trzy osoby.

-Rozwiązać szkołę i zburzyć tradycję
jest bardzo łatwo – mówi dyr. Danuta Matuszewska. – Trudniej jest do tej dobrej tradycji – średniej kadry technicznej, z której słynął Wrocław – powrócić. Moje odczucie jest takie, a mówię o konkretach, bo współpracujemy z kilkoma firmami i wiemy, jak nasi uczniowie dają sobie radę w konkretnych warunkach pracy, że obecne policealne kształcenie techniczne jest zbyt krótkie. Kształcenie w technikum i dwuletnich policealnych szkołach było znacznie skuteczniejsze. Powrót do formuły technikum jest więc uzasadniony.  W dodatku nowy sposób egzaminowania, oparty na testach zewnętrznych, ciężkich, nie zawsze skorelowanych z bezpośrednio przydatną w zawodzie wiedzą, wymusza określony sposób kształcenia w szkole. De facto dziś bardziej przygotowujemy ucznia do egzaminów niż do zawodu.

Tymczasem, jak mówi dyrektor Matuszewska, szkoła chce wypracować takie formy szkolenia uczniów, by ich praktyczne umiejętności zbiegły się z oczekiwaniami i potrzebami pracodawców. Stąd ścisła współpraca z firmami takimi jak Elektrotim, Whirpool, EnergiaPro. Firmy organizują nie tylko staże i praktyki dla uczniów, ale również szkolenia dla nauczycieli.

-Nowoczesna baza dydaktyczna i dobre przygotowanie nauczycielskie to podstawowe warunki efektywnego kształcenia zawodowego – mówi Zdzisław Kolan z Centrum Kształcenia Praktycznego, które organizuje zajęcia praktyczne dla wrocławskich uczniów szkół kształcących w zawodach mechanicznych, mechatronicznych, elektronicznych i elektrycznych. – Ale nawet najlepsza baza pozostanie w tyle za możliwościami inwestorów:  technologie zmieniają się przecież z roku na rok, więc bez przerwy trzeba by ją unowocześniać. Zdecydowanie lepszym pomysłem jest kształcenie dwuetapowe: w szkole i u pracodawcy. Uczeń poznaje nowe technologie, możliwości rozwoju zawodowego. Praktykujemy takie rozwiązania i zapewniam – są najlepsze. 

Nie wszyscy pracodawcy są jednak tak chętni do współpracy. Z cytowanej już publikacji „Rynek pracy…” wynika, że tylko co piąta firma współpracuje ze szkołami w ramach praktycznej nauki zawodu, mimo iż większość z nich widzi taką konieczność.
 Tymczasem już niedługo polska szkoła może mieć duży problem z nauczycielami praktycznymi zawodu. Powód jest prozaiczny – młodzi ludzie nie chcą pracować za kilkaset złotych, a takie są stawki dla nauczycieli zawodu (posiadających na ogół  średnie wykształcenie). Na razie szkoły bazują na starszej kadrze, nierzadko emerytowanej, ale – jak przyznają dyrektorzy – za rok, dwa, trzy będzie z tym prawdziwy kłopot.

Autorzy raportu  
 „Edukacja dla pracy” wskazują, że organizacje pracodawców ciągle zbyt słabo zainteresowane są zmianami  w szkolnictwie zawodowym, a szkoły z kolei nie zawsze potrafią „wyjść z izolacji” i odpowiadać dynamicznie na potrzeby rynku. W dodatku brakuje ogólnokrajowych, systematycznych i pogłębionych badań popytu na pracę, które ułatwiłyby (samorządom lokalnym, szkołom, a przed wszystkim młodzieży) podejmowanie właściwych decyzji edukacyjnych: „W Polsce do tej pory rozwijały się kierunki produkcji niewymagające wysokich i nowoczesnych kwalifikacji. Nie ma niestety nawyku myślenia o tym, które z nich mają szansę rozwoju w dającej się przewidzieć przyszłości”.

Tymczasem w najbliższym dwudziestoleciu czekają nas ogromne zmiany – szacuje się, że jedna czwarta całego przyrostu miejsc pracy przypadać będzie na zawody i specjalności, które znajdują się dopiero w początkowej fazie rozwoju. Do 2025 roku ok. 5 mln ludzi – czyli więcej niż jedna trzecia przewidywanego poziomu zatrudnienia – będzie musiało się przekwalifikować lub zmienić stanowisko pracy. 

Jak piszą twórcy raportu, szkoły zawodowe muszą więc kształcić tak, by kończący je młodzi ludzie mieli nie tylko kompetencje ogólne oraz szerokie podstawy zawodowe, ale także nawyk uczenia się  i wiedzę o tym, jak  pokierować własnym losem zawodowym. Gospodarka zmienia się bardzo szybko i bez tych umiejętności, w obliczu kolejnych fal restrukturyzacji, jakie nas jeszcze czekają, będą bezradni.

(GP nr 5 /161)

O Joanna Kaliszuk 152 artykuły
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*