Tradycja i moda kupowania na bazarach powróciła. Targowiska i hale kupieckie są modernizowane, otwierają się nowe. Jest ich razem 24. Miłośnicy targowisk cenią te miejsca m.in. za klimat, czyli coś, czego nie znajdzie się w najlepszych sklepach.
Wydaje się, że tu wszyscy się znają. Sprzedawcy rozpoznają klientów, panowie pociągają z kufli, panie wybierają razem najdorodniejsze warzywa. Alejkami trzeba się przeciskać, do straganów ustawić się w kolejce. Kupiecki gwar wypełnia targowisko przy ul. Komandorskiej o każdej porze dnia.
– Zaglądam tu regularnie od kilkudziesięciu lat, znam to miejsce jak własną kieszeń. Kupuję owoce przeważnie na tym stoisku, a mięso tam, za rogiem – wskazuje pani Barbara. – Wszystko zawsze świeże i smaczne – dodaje. Pomimo tego, że tuż obok jest Biedronka, pani Barbara chodzi do niej rzadko. – A po co? – pyta. – Tu mam wszystko, co trzeba. A tam często brakuje i produkty gorsze – wyjaśnia. Ale w Biedronce przecież taniej. – No i co z tego? Na co ja mam pieniądze wydawać na emeryturze? Na wnuki, leki i jedzenie. To już wolę lepsze – ucina.
Ekologia, przyzwyczajenia i człowiek
– W dzisiejszych czasach to głównie nurt ekologiczny kieruje konsumentów na targowiska – wyjaśnia dr Michał Lutostański, socjolog z Uniwersytetu Humanistycznospołecznego SWPS. – W ich przekonaniu produkty z targu są produktami zdrowszymi i wyższej jakości niż te dostępne w dyskontach lub hipermarketach. Konsumenci wyobrażają sobie rolnika, który handluje swoimi uprawami: świeżymi owocami, warzywami, mięsem lub jajami, podczas gdy produkty z dużych sklepów są postrzegane jako pompowane chemią. Decyduje więc chęć kupowania produktów nieprzetworzonych, bardziej naturalnych. A czy rzeczywiście tak jest? To już inna kwestia – tłumaczy socjolog.
Drugim aspektem są przyzwyczajenia. Nimi kierują się osoby starsze, które na bazarze szukają interakcji i osobistego kontaktu z drugim człowiekiem. Lubią porozmawiać ze sprzedawcą, zapytać o produkt. Nie tylko wziąć go z półki i zapłacić przy kasie, jak to w dyskoncie.
– Zakupy w sklepie a na targu to zupełnie inne doświadczenie. Hipermarkety są prawie wyzbyte z czynnika ludzkiego. Natomiast jeżeli idziemy do pani Halinki, u której od 10 lat kupujemy mięso, to ona podpowie, doradzi, zapakuje odpowiednie na rosół. Handlarze na targach mogą być ekspertami i zaufanymi znajomymi. Dla konsumentów starszej daty czynnik przyzwyczajenia jest bardzo ważny – podkreśla dr Lutostański.
Kolejna rzecz to różnorodność produktów. Mimo że bazary są często mniejsze powierzchniowo niż hipermarkety, to oferują większy wybór.
– Można na nich znaleźć szerszy asortyment ziół, warzyw i owoców niż np. w dyskontach, w których dominują produkty w danej chwili popularne i często się rotują – dodaje socjolog. – Owszem, dyskonty zachęcają niższymi cenami i promocjami, ale duża część konsumentów przedkłada jakość nad cenę. Chcemy kupić coś lepszego. Idąc na bazar mamy świadomość, że pomidor będzie smakował jak pomidor i że się nie rozsypie, zanim doniesiemy go do domu – wyjaśnia Michał Lutostański.
Targi we Wrocławiu są różne. Mało estetyczny i nieco dziki bazar przy Świebodzkim chluby miastu raczej nie przynosi, ale odnowione i zmodernizowane w ubiegłym roku targowisko „Niedźwiedzia” na Popowicach może być przykładem modelowym. We Wrocławiu jest 7 takich placów targowych na terenach gminnych i 6 na terenach prywatnych. Łączna powierzchnia wszystkich trzynastu to ok. pół miliona metrów kwadratowych. Targowiska przy skrzyżowaniu ul. Legnickiej z Niedźwiedzią i przy skrzyżowaniu Komandorskiej z Radosną są największe wśród pierwszej grupy (po 120 stanowisk handlowych). Natomiast najbardziej rozległe place targowe na terenach prywatnych to Dolnośląskie Centrum Hurtu Rolno–Spożywczego przy ul. Giełdowej i przy ul. Robotniczej (dworcu Świebodzkim), którego administratorem jest PKP.
We wrześniu nowe, legalne targowisko zacznie działać przy ul. Grochowej. Zastąpi ono dziki bazar, który funkcjonuje w tym miejscu od kilku lat. Miasto wybrało już operatora, a teraz szuka nazwy. Będzie to pierwszy targ w mieście, którego gospodarzami zostaną handlowcy, rada osiedla i mieszkańcy.
Targowisko składać się będzie z 36 stanowisk pod ujednoliconymi namiotami oraz ze strefy barobusów (tzw. food trucków). W pierwszej kolejności miejsca dostaną obecni handlowcy z rogu ul. Grochowej i Jemiołowej, a także rolnicy i mali producenci żywności. W weekendy na placu mają być organizowane wydarzenia kulturalno-społeczne.
– Targowiska znów zyskują na popularności – twierdzi Tomasz Myszko-Wolski z Urzędu Miejskiego Wrocławia. – Wrocławianie coraz bardziej doceniają tę formę dokonywania zakupów. Place targowe są systematyczne modernizowane, za chwilę ruszy nowy. Miłośnicy targowisk cenią te miejsca m.in. za klimat, czyli coś, czego nie znajdzie się w najlepszych sklepach.
Schabowy i zegar z Hali Targowej
Podobny klimat i podobne realia panują w halach kupieckich. We Wrocławiu jest ich 11, w tym dwie (Pasaż Zielińskiego i Pasaż Psie Pole) na terenach gminnych i 9 na terenach prywatnych (z reprezentatywną Halą Targową PSS Społem).
Do Pasażu Zielińskiego (262 stanowiska) chodzi się przede wszystkim po ubrania.
– Fatałaszki często są takie same jak w butikach w galeriach handlowych, tyle że tańsze i jest więcej rozmiarów. Poza tym nie ma takiego tłoku jak w galeriach – argumentuje studentka Paulina Kacprzykowska.
Najwyraźniej kupowanie na targowiskach i w halach stało się modne nie tylko wśród osób starszych, ale i wśród młodszych klientów. W Hali Tęcza przy ul. Bajana Marek Stochel jest codziennie: – Jej główną zaletą jest bez wątpienia zróżnicowana oferta. Znajdziemy tu sklep samoobsługowy, warzywniak, sklepy mięsne, rybne, produkty ekologiczne czy wyszukane międzynarodowe specjały dobrej jakości.
Międzynarodowe specjały to atut hal, którego zwykle brakuje targowiskom pod chmurką. Pan Marek kupuje w Tęczy włoskie sery i wina z wyższej półki, a do Hali Targowej, będąc w okolicy, wchodzi po grecką chałwę i oliwki. Hale kupieckie to oprócz handlu także usługi. Jest szewc, jest fotograf, fryzjer, są zakłady ubezpieczeniowe, poczta, kantory i biura podróży.
– Chodzenie w jakiekolwiek inne miejsce jest po prostu niepotrzebne – oznajmia Marek Stochel, który po kilku latach mieszkania w pobliżu Tęczy nie wyobraża sobie bez niej życia. Tak jak inni nie wyobrażają sobie życia bez kultowego schabowego z Hali Targowej.
Niektóre hale kupieckie mają ponadto jeszcze inne cenne wartości: historyczną i architektoniczną, a więc i turystyczną. Wielu przewodników przyprowadza turystów do Hali Targowej, pokazując im pionierską żelbetową konstrukcję i opowiadając historię Richarda Plüddemanna, dla którego budowa wrocławskich hal była uwieńczeniem dwudziestu trzech lat pracy na stanowisku architekta miasta. Agnieszka Gryglewska pisze w książce „Wrocławskie hale targowe 1908 – 2008”, że doświadczenia architektów i inżynierów zebrane przy wznoszeniu hal targowych umożliwiły budowę nowoczesnej konstrukcji Hali Stulecia.
W tym roku minie 111 lat od otwarcia wrocławskich hal targowych. Przed 1908 rokiem głównymi targowiskami Wrocławia były duże place w centrum miasta – Nowy Targ, Rynek i plac Solny. 5 października 1908 roku oddano do użytku dwie bardzo podobne do siebie budowle: przy ul. Piaskowej (dzisiejsza Hala Targowa) i przy ul. Kolejowej (Hala nr 2, nieistniejąca, rozebrana w 1973 r.).
Wrocławskie obiekty miały nowoczesną konstrukcję nośną, która powszechnie zaczęła być stosowana w Europie dopiero w latach dwudziestych XX wieku. Nic więc dziwnego, że Hala Targowa jest bardzo cennym zabytkiem sztuki inżynierskiej i popularną atrakcją turystyczną. W ubiegłym roku rozpoczął się remont jej wieży zegarowej, podczas którego konserwatorzy odkryli, że tarcze zegarowe pochodzą z bliźniaczej Hali numer 2 stojącej niegdyś przy ul. Kolejowej. Przed jej wysadzeniem zegar przeniesiono do hali przy ul. Piaskowej. Odnalazł się dopiero na przełomie czerwca i lipca tego roku.
Doktor Michał Lutostański jest pewien, że możemy mówić o powrocie do tradycji takich miejsc jak Hala Targowa.
– W dużych miastach kultowe bazary są odbudowywane. Zaniedbane i nieco zapomniane hale są odświeżane i dziś mają w sobie elementy handlu i street foodu, łączą w sobie elementy historii i nowoczesności, dlatego przyciągają i starszych, i młodszych. Jeśli dodamy do tego rosnącą świadomość dotyczącą ekologii, wydaje się, że takie przestrzenie będą się rozwijać– przewiduje.
Tymczasem z ubiegłorocznych badań przeprowadzonych przez warszawską SGGW wynika, że targowiska odwiedza regularnie 15 procent konsumentów, którzy przychodzą głównie po produkty spożywcze. Według ostrożnych szacunków, Polacy zostawiają na nich rocznie 20 miliardów złotych.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis