Lucyna o możliwości znalezienia schronienia w ośrodku wsparcia dowiedziała się późno, bo kiedy była już na emeryturze. Wcześniej próbowała różnych form ucieczki od uwikłania w przemoc – w inną relację, za granicę, w studia, w pracę, w terapię psychologiczną. Właśnie w czasie tej ostatniej dowiedziała się o placówkach prowadzonych przez „Akson”.
Lucyna już w dzieciństwie odczuła, czym jest życie w strachu. Jej ojciec miał chorobę alkoholową. Została nauczona, że problemy trzeba pozostawić w czterech ścianach i nie można mówić o nich na zewnątrz. O tym, co się działo w domu, nie zdradzały z mamą nawet dziadkom, którzy mieszkali dwa piętra wyżej. Potem Lucyna ten sam strach odczuwała przed swoim mężem, który też miał problem alkoholowy. Była już po czterdziestce, kiedy zdecydowała się na rozwód i wyjazd do Wielkiej Brytanii. Zamieszkała z przyjacielem, który – jak się okazało – też nadużywał alkoholu i znęcał się nad nią fizycznie i psychicznie. Przyznaje, że dopiero jego ataki wściekłości zmieniły ją na dobre i spowodowały trudności w relacjach społecznych. W Wielkiej Brytanii ukończyła wymarzone studia pedagogiczne i pracowała jako pomoc pielęgniarki, ale nie znalazła tam spokoju. Wróciła do Polski – do byłego męża, który akurat miał lepszy czas i nie pił, więc miała nadzieję, że wszystko się poukłada. Tak się jednak nie stało, bo nałóg wrócił, a wraz z nim strach i problemy. Lucyna zaczęła cierpieć na nawracającą depresję. Zdecydowała się na terapię, w czasie której dowiedziała się, że jest takie miejsce, w którym kobiety doświadczające przemocy mogą znaleźć schronienie i zacząć nowy etap życia.
Dobrze pamięta ten dzień – to był czwartek. Wracając ze spotkania z przyjaciółką zdecydowała, że zadzwoni do „Aksonu”. Została zaproszona na rozmowę z psychologiem, w czasie której opowiedziała o swojej sytuacji. Uzyskała informację, że kwalifikuje się do pobytu w placówce i jeśli chce, może wprowadzić się już kolejnego dnia. Nazajutrz spakowała walizkę i stanęła w progu Ośrodka Interwencji Kryzysowej przy ulicy Glinianej. Kiedy weszła do pokoiku, który jej przyznano, ogarnęło ją poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Poczuła, że to miejsce jest jej nowym domem, w którym nic jej nie grozi. Ośrodek jest chroniony. Nikt niepożądany się tutaj nie dostanie. Przy wejściu do budynku jest domofon i dyżurka. Drugi domofon znajduje się na piętrze, na którym są pokoje mieszkalne. Lucyna znalazła się w azylu, w którym nareszcie mogła się rozluźnić i odetchnąć. Nie bez znaczenia był dla niej fakt, że ośrodek przez 24 godziny na dobę jest objęty fachową opieką terapeutyczną i dozorem.
Stowarzyszenie Pomocy „Akson” funkcjonuje we Wrocławiu od 1997 roku.
Jego nadrzędnym celem jest pomoc osobom i rodzinom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej – głównie dotkniętym problemem różnego rodzaju przemocy. Organizacja zapewnia schronienie, ale też oferuje bezpłatne wsparcie prawne, psychologiczne, terapeutyczne, pedagogiczne i socjalne.
Stowarzyszenie prowadzi kilka ośrodków na terenie Wrocławia. Przy ul. Bora Komorowskiego działa Specjalistyczny Ośrodek Wsparcia dla Osób Doznających Przemocy Domowej, który udziela schronienia na okres do pół roku. – Trafiają tu nie tylko osoby doznające przemocy małżeńskiej czy partnerskiej – wyjaśnia Aneta Krysiak, kierowniczka ośrodka. – Zdarzają się też sytuacje złego traktowania przez innych domowników, przez rodzeństwo, przez matkę czy ojca, a nawet przez własne, dorosłe dzieci. Przyjęliśmy na przykład panią doświadczającą przemocy od sublokatorek. Każda osoba, która się do nas zgłasza, odbywa rozmowę z psychologiem, w czasie której diagnozowana jest jej sytuacja. Na jej podstawie podejmujemy decyzję o jej przyjęciu do ośrodka bądź pomocy ambulatoryjnej, którą również świadczymy – wyjaśnia. Do tego ośrodka przyjmowane są osoby z całej Polski, bez względu na dochód i miejsce zamieszkania.
Stowarzyszenie prowadzi także Ośrodek Interwencji Kryzysowej. Tam pomoc mogą uzyskać nie tylko osoby doznające przemocy, ale również znajdujące się w innych trudnych sytuacjach, jak brak środków do życia w wyniku utraty pracy, rozwodu czy zdarzeń losowych. Do Ośrodka Interwencji Kryzysowej przyjmowane są kobiety i dzieci mieszkające we Wrocławiu. Mężczyźni doświadczający przemocy i innych trudności mogą skorzystać z całego zakresu poradnictwa i rozmów ze specjalistami, natomiast stowarzyszenie nie oferuje im schronienia, głównie ze względu na ograniczenia lokalowe, jak choćby brak osobnych łazienek.
Po kilkumiesięcznym pobycie w ośrodkach interwencyjnych panie, które podjęły w międzyczasie pracę lub mają zabezpieczenie finansowe, mogą zamieszkać w Ośrodku Wsparcia „Dom dla Kobiet” przy ulicy Glinianej bądź w jednym z dwóch samodzielnych mieszkań, podlegających pod stowarzyszenie. W obu tych przypadkach potrzebne jest skierowanie z MOPS-u i poświadczenie o gotowości do samodzielnego utrzymywania się, ponieważ zakwaterowanie w tych miejscach jest już odpłatne. Wiele pań w międzyczasie wnioskuje do miejskiego Wydziału Lokali Mieszkalnych o przyznanie mieszkania socjalnego i często starania te kończą się sukcesem, bo za pobyt w ośrodkach dla osób w kryzysie przysługują dodatkowe punkty.
Dzień w ośrodku
Każda z pań, które trafiają do ośrodka przy ulicy Glinianej czy przy ulicy Komorowskiego, otrzymuje własny pokój. Jego wielkość jest uzależniona od tego, czy kobieta do ośrodka przybywa sama, czy z dziećmi. Na starcie dostaje kołdrę, poduszkę i pościel, a jeśli nie ma środków do życia, także inne potrzebne rzeczy – ręcznik, szczoteczkę do zębów, piżamę, kosmetyki, nawet leki. Ośrodek zapewnia też podstawowe produkty spożywcze tym z pań, które są w trudnej sytuacji finansowej. Współpracuje w tym zakresie np. z Bankiem Żywności. Z pomocą opiekunów z ośrodka panie dość szybko uzyskują zasiłki i mają środki na zakup jedzenia. Jednak w lodówce, oprócz podpisanych produktów, zawsze są też takie do wspólnego użytku. Kobiety same przygotowują sobie posiłki. Czasem gotują wspólnie albo wyznaczają dyżury. Połączone trudnymi doświadczeniami mieszkanki są raczej skłonne do wzajemnej pomocy. Raz jedna ugotuje więcej zupy, innym razem druga. Kuchnia i łazienki są wspólne, podobnie jak pralka. Podopieczne ośrodka mają przypisane godziny, w jakich mogą robić pranie, które później suszą na strychu. Jest też pokój zabaw dla dzieci. Czasem przychodzą paczki od darczyńców z ubraniami, kosmetykami, pieluchami, zabawkami.
Pobyt w ośrodku związany jest z dyscypliną. Każde wyjście poza jego teren i powrót muszą zostać odnotowane. Regulamin zakłada, że wszystkie mieszkanki mają być w ośrodku nie później niż o 20:00. Jeśli ktoś chce wyjechać, np. z wizytą do rodziny, musi podać opiekunce namiary kontaktowe na miejsce pobytu i wrócić w przewidywanym czasie. Celem ośrodka jest zapewnienie jego mieszkankom bezpieczeństwa, dlatego ograniczane są sytuacje, w których może dojść do kontaktu z osobą, która stosowała przemoc. – Nawet kiedy panie wychodzą na zakupy, zalecamy, żeby szły na przykład we trzy – mówi Aneta Krysiak, kierowniczka ośrodka przy Komorowskiego. – Uświadamiamy nasze podopieczne, że istnieje takie zjawisko, jak faza miodowego miesiąca, kiedy osoby doznające przemocy są gotowe wrócić do sprawców, którzy często po około dwóch tygodniach zaczynają szukać kontaktu, namawiać do powrotu, obiecywać poprawę. Ten schemat jest opisany w różnych książkach. Bywa, że panie wyprowadzają się do tych, którzy wcześniej je krzywdzili, a po jakimś czasie do nas wracają. Niektóre muszą doświadczyć tego kilkakrotnie, żeby chcieć wyjść poza błędne koło.
W ośrodkach prowadzonych przez stowarzyszenie obowiązuje całkowity zakaz spożywania alkoholu oraz innych środków odurzających i jest on bezwzględnie egzekwowany. Podopieczne, które skusiły się na spożycie napojów alkoholowych, są odprawiane poza ośrodek i mogą wrócić dopiero po wytrzeźwieniu. Panie są zobowiązane utrzymywać porządek w częściach wspólnych i w tym zakresie wyznaczane są dyżury. Pobyt tutaj jest bezpłatny, natomiast każda z mieszkanek ma obowiązek angażowania się w prace porządkowe. Stowarzyszenie nie zatrudnia osób do sprzątania. Panie muszą same układać grafiki porządków i ich przestrzegać.
Na drodze do samodzielności
Na miejscu można skorzystać z pomocy psychologa, prawnika, pedagoga, pracownika socjalnego, a nawet psychiatry, bo osoby po trudnych przejściach nierzadko cierpią na nerwicę lękową. W przypadku Lucyny pomoc prawna pomogła jej szybko uregulować sprawy z jej mężem i uniezależnić się od tej relacji. Spokój, jaki znalazła w ośrodku i rozmowy z terapeutami, pozwoliły jej z dystansem spojrzeć na jej życie. Ponieważ studiowała pedagogikę i nawet zrobiła kurs neurolingwistycznego programowania, potrafiła nareszcie wykorzystać swoją wiedzę do oceny własnej sytuacji. Z perspektywy lat nie wini swojego taty, bo wie, że jego problem alkoholowy wynikł z wojennej traumy. Nie ma też żalu do mamy, że potrafiła się do niej nie odzywać przez kilka dni, bo był to jej sposób na odreagowanie stresu. Docenia wszystko to, co przekazali jej dobrego. Wie też, że nieświadomie tak zaprogramowała swój umysł, że przyciągała do siebie parterów z problemem alkoholowym. Teraz jest w pełni świadoma tego, że na przemoc nie można się godzić. Jej udało się przerwać jej krąg, kiedy przyszła do ośrodka. Ponieważ Lucyna była już na emeryturze i miała środki do życia, szybko została przeniesiona do samodzielnego, czteroosobowego mieszkania na Zakrzowie, podlegającego pod stowarzyszenie. Spędziła tam ponad rok, dzieląc je z innymi paniami i cały czas poddając się terapii psychologicznej.
Po tym czasie Lucyna była gotowa, żeby pójść na swoje. Za emeryturę wynajęła mieszkanie takie, jakie chciała – jasne i z balkonem. Nie jest obecnie uwikłana w żadną obciążającą relację. Dużo czasu spędza z trojgiem swoich dzieci i pięciorgiem wnucząt. Potrafi się cieszyć każdą chwilą. Ma wiele zainteresowań – dzierga makramy, rysuje, robi artystyczne kompozycje w formie obrazów, fotografuje, gotuje. Jest w stałym kontakcie z dwiema paniami poznanymi w ośrodku i z terapeutką, z którą się zaprzyjaźniły. Cały czas korzysta ze wsparcia psychologa, bo przemoc jest doświadczeniem, które obciąża na całe życie. Do nikogo jednak nie ma żalu, bo dzisiaj uważa, że nie ma złych ludzi – są tylko tacy, którzy nie odkryli, ile jest w nich dobra. Wie też, że nie musi trwać przy nikim, kto tego dobra w sobie nie odkrył.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis