W zimnej wodzie kąpani

Foto Jarosław Dulny
Foto Jarosław Dulny

„W stawie zimna woda, trochę będzie…”. Jak? Ponoć przyjemnie, a nawet euforycznie. Na początku nawet ciepło. Niektórzy się od tego uzależniają, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Morsowanie wywołuje szereg dobroczynnych reakcji. Spróbować można na Morskim Oku. 

Uwaga, to historia mrożąca krew w żyłach. Jej bohaterem jest trzydziestoletni Krzysztof Gajewski, wrocławianin, który 1 grudnia dokonał wyczynu niewiarygodnego. W tunelu lodowca Hintertux w Austrii pływał bez przystanku przez 43 minuty i 8 sekund. Bez pianki, tylko w spodenkach, czepku i okularach. W wodzie o temperaturze minimalnie poniżej zera. Dokonał czegoś takiego jako pierwszy człowiek na świecie.

Przed wejściem do tunelu wiedział, że porywa się na niewyobrażalne. Nie spodziewał się jednak, że będzie aż tak trudno. Na ostatnich stu metrach obijał się o lodowe ściany, ponieważ jego błędnik nie pracował już normalnie. Zaburzyła się także pamięć. Pływak nie pamiętał, co działo się po wyjściu z wody. Tłumaczył, że przy takim wysiłku dochodzi do zaniku pamięci na kilkadziesiąt minut.

Spełnił marzenie, przesunął granicę. Jego motywacją była chęć pomocy w zbiórce pieniędzy na rehabilitację innego pływaka. Mówił, że to pomogło mu przepłynąć te dwa kilometry w ekstremalnych warunkach.

Do pobicia kolejnego rekordu przygotowywał się kilka lat. Inne ustanawiał w różnych miejscach np. w kompleksie Kopalnia Wrocław, gdzie w poprzednim roku przepłynął 3,9 kilometra w wodzie o temperaturze około 3 stopni Celsjusza.

Pierwsze kroki morsa

Zakładam, że po przeczytaniu o wyczynie tego morsa długodystansowca coś Was jednak powstrzyma przed pojechaniem w Alpy lub na Antarktydę (w 2002 roku pewna Amerykanka pływała tam przez 25 minut), by zanurzyć się w wodzie wbijającej w ciało lodowe szpile. Całkiem rozsądnie, bo byłoby to śmiertelnie niebezpieczne.

Z morsowaniem najlepiej zaznajamiać się pod zimnym prysznicem. Takie wprowadzenie zaleca dr Krzysztof Zimmer z zakładu medycyny sportowej Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Przed pierwszym razem przygotować się trzeba, by uniknąć szoku.

Premierowe kąpiele w jeziorze lub innym zimnym akwenie należy brać nie częściej niż raz w tygodniu. Każda z pierwszych powinna być krótka.

– Bezpieczny czas to trzy minuty – wskazuje dr Zimmer. – Wchodzimy w kostiumie i czapce. Nakrycie głowy jest ważne, ponieważ ona odpowiada za utratę większości ciepła z organizmu. Nie polecam nurkowania, bo dla amatora jest to bardzo ryzykowne. Pilnujmy czasu, a po wyjściu ubierzmy ciepłe, suche ubrania i wypijmy coś gorącego – doradza.

Ciepłe ubrania i napoje zatrzymują niepożądane wyziębienie organizmu, które zaczyna się po kilku minutach spędzonych w zimnej wodzie. Wcześniej, zaraz po wejściu, ciało dostaje silny bodziec. Doznaje szoku termicznego. W odpowiedzi na niego rozszerzają się naczynia podskórne, zmienia się krążenie krwi, z czasem dochodzi do przekrwienia niektórych narządów. To dobre efekty.

– Z ich powodu termoregulacja organizmu pod wpływem niskich temperatur wspomaga leczenie chorób zwyrodnieniowych czy stanów zapalnych – wyjaśnia Krzysztof Zimmer. – Działanie skrajnego zimna wywołuje szereg dobrotliwych reakcji, przede wszystkim ze strony naczyń krwionośnych i układu sercowo-naczyniowego – dodaje.

Co uderza im do głowy?

Systematyczne morsowanie, które lekarze uważają za łagodniejszą odmianę krioterapii, przyczynia się do poprawy stanu zdrowia i wzmocnienia odporności.

– Stymulowany zimnem organizm przygotowuje się do walki, chociaż w tezach łączących morsowanie z odpornością często słychać przesadę. Niemniej jednak w obserwacjach potwierdza się, że zahartowane osoby rzadziej łapią infekcje – informuje doktor.

 Kluczem jest przy tym regularność, rozsądne dawkowanie minut i częstotliwości kąpieli. Z terapeutycznego punktu widzenia jednorazowe wypady nie ma sensu.

Morsować bez obaw mogą ludzie cieszący się dobrym zdrowiem i niezłą kondycją, bez względu na wiek lub ilość tkanki tłuszczowej. Może za wyjątkiem dzieci poniżej 14 roku życia. W ich przypadku lekarz nie widzi wskazań. Ostrzega także osoby z chorobami serca i niewydolnością układu sercowo-naczyniowego. One powinny skonsultować się najpierw z kardiologiem. Inne przeciwskazania to nadciśnienie tętnicze, niewydolność nerek, infekcje układu moczowego i choroby, którym towarzyszą drgawki.

– Morsowanie na pewno nie jest uniwersalne i zdrowie dla każdego. Przy niektórych schorzeniach może być niebezpieczne – przestrzega doktor.

Po kąpieli na twarzy morsa uśmiech rozciąga się od ucha do ucha. Widok zaskakujący patrzącego, któremu nieprzyjemnie robi się na samą myśl o wejściu to tak zimnej wody. Tymczasem wokół tylko szczęśliwe oblicza. To endorfiny uderzyły im do głów.  

– Masywny ich wysiew, decydujący o dobrym samopoczuciu, jest bardzo ważnym aspektem stymulowania organizmu niską temperaturą – wyjaśnia Krzysztof Zimmer. – Endorfiny czasami wywołują stan dużego entuzjazmu, a nawet euforii – zauważa.

Oprócz przyjemności (?!) można poczuć… falę ciepła. To efekt rozszerzania się naczyń i centralizacji krążenia. Niektórym pozwala to wytrzymać kilka minut, ale wciąż trzeba uważać, bo później mogą przyjść dreszcze, a to oznaka niekorzystnego wyziębienia.Z umiarem zatem i chłodną głową!  

Wrocławskie Morsy

We Wrocławiu z morsami, z gatunku stowarzyszenia Wrocławskie Morsy, można spotkać się na Morskim Oku na osiedlu Zalesie. Takie zaproszenie umieścili na stronie internetowej (www.morsy.wroclaw.pl):

„Jeśli chcesz spróbować kąpieli w zimnej wodzie po raz pierwszy i zdecydowałeś się, że chcesz to zrobić z nami, to nie zastanawiaj się więcej, czy jesteś za chudy, za stary, czy jest za zimno, czy już za późno. Po prostu przyjdź na nasze morsowisko, a my już się Tobą zajmiemy.”

Wrocławskie Morsy przygotowały przybornik nowicjusza: karimata, ręcznik lub szlafrok, buty do wody, czapka, rękawiczki, strój do kąpieli. Piszą, żeby zabrać także termos z gorącym napojem. Dalej czytamy na ich stronie: „Zapoznaj się z naszym nieskomplikowanym regulaminem oraz wydrukuj i wypełnij oświadczenie. Wszystko razem spakuj do torby i weź ze sobą na kąpiel.”

Zdjęcia i opowieści, którymi dzielą się wszem wobec w internecie, udowadniają, że nie próżnują i świetnie się bawią. 11 grudnia na Morskim Oku połączyli kąpiele z ubieraniem choinki. Kilka dni wcześniej byli w Świnoujściu na Inwazji Morsujących Mikołajów, czyli zlocie w Bałtyku, podczas którego zimne fale oblały około 300 osób ubranych czerwone stroje i czapki z białym pomponem. Przebierali się i morsowali także ostatniego dnia października z okazji Halloween. Do wody wskoczyli jako upiory, wiedźmy i strachy.

W grupie raźniej, jak mówią, jak również bezpieczniej.

– Ważne, by nie robić tego samemu, najlepiej w towarzystwie, w jakimś klubie. To zbliża ludzi, zwiększa przyjemność i bezpieczeństwo – twierdzi doktor Krzysztof Zimmer.  

Stowarzyszenie wrocławskie zrodziło się w 2006 roku. Morsem alfa był Arnold, który od dawna lubił zimno i pewnego dnia stwierdził, że chciałby kąpać się w grupie, tak jak robią to morsy w innych miastach. W stolicy Dolnego Śląska nie było wtedy żadnego klubu, więc Arnold wziął sprawy w swoje ręce. Razem z Anią założyli stronę internetową, aby odnaleźć inne osobniki swojego gatunku. Pierwszy raz wykąpali się razem w październiku. Do wody o temperaturze 17 stopni wskoczyło 5 osób. Teraz w stowarzyszeniu jest ich 150 plus 30 niezrzeszonych, regularnie morsujących przyjaciół.

Morsy Wrocławskie, w przeciwieństwie do arktycznych, są gatunkiem ssaków łagodnych i raczej mało drapieżnych. Chętnie przyjmą do stada nowe osobniki. Kto dołączy? Ja idę do sauny. Równie dobra dla zdrowia i odporności.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*