Poprowadziła ekspedycję badawczą na Syberię, wykładała antropologię na Oxfordzie, pisała prace naukowe, z których do dziś korzystają uczeni. W październiku minęła 130. rocznica urodzin Marii Czaplickiej – w Polsce niemal kompletnie zapomnianej.
„Jestem warszawianką. Dzieciństwo, pensja, wszystko jak w życiu przeciętnej warszawianki”, mówiła Czaplicka w wywiadzie udzielonym w roku 1914 „Kurierowi Warszawskiemu” – ale była to przesadna skromność. Nic chyba w jej życiu nie było przeciętne, ani krótkie i burzliwe losy, ani tym bardziej inteligencja, zdolności i ambicje.
Miała szczęście urodzić się w czasach, gdy kobiety coraz odważniej domagały się swoich praw i powoli sobie te prawa wywalczały – także do edukacji (warto przypomnieć, że najbardziej postępowy w tym względzie Uniwersytet Jagielloński pierwsze kobiety-słuchaczki przyjął dopiero pięćset lat po swoim powstaniu, w 1894 roku, Warszawski – 20 lat później).
Maria korzystała z tych otwierających się właśnie możliwości: uczęszczała na zajęcia tajnego Uniwersytetu Latającego oraz Towarzystwa Kursów Naukowych, a jednocześnie pracowała w różnych warszawskich szkołach jako nauczycielka geografii. A że z belferki już wtedy ciężko było się utrzymać, nieustannie dorabiała – „różnymi sekretariatami, zastępstwami, kompletami, odczytami”. Było to życie i męczące, i niezbyt satysfakcjonujące, a Maria bardzo chciała uczyć się dalej.
Miała dwadzieścia sześć lat,
gdy przyjechała do Londynu
– jako stypendystka Kasy Mianowskiego, największej ówczesnej organizacji wspierającej publikacje naukowe, studia i indywidualne prace badawcze – i od razu ostro zabrała się do pracy. Studiowała etnologię w London School of Economics and Political Science, a potem antropologię na Oksfordzie – „Oksford i Cambridge ogólnie rzecz biorąc nie uznają kobiet, ale ja nie narzekam”, pisała w liście do przyjaciela, Władysława Orkana – gdzie w 1912 roku otrzymała dyplom.
Jak zauważa Grażyna Kubica, autorka książki „Siostry Malinowskiego czyli kobiety nowoczesne na początku XX wieku”, Maria pozostawała wówczas w kontakcie z Bronisławem Malinowskim, który, tak jak ona, wyjechał do Londynu w 1910 roku, ba, konsultował z nią nawet swoje naukowe pomysły. „Arkusik papieru z uwagami Czaplickiej – znaleziony w jego papierach – świadczy o tym, że na początku kariery angielskiej ich obojga to raczej Maria była na gruncie antropologii osobą bardziej doświadczoną”, pisze Kubica.
Czaplicka, w przeciwieństwie do swoich anglosaskich kolegów, znała świetnie język rosyjski i właśnie to zdecydowało, że Robert Marret, twórca szkoły antropologii na oksfordzkim uniwersytecie, poprosił ją o stworzenie syntezy badań słowiańskich uczonych na temat syberyjskich plemion. Tak powstała „Aboriginal Siberia” (Pierwotna Syberia), kolosalna, licząca ok. 400 stron praca, która przyniosła jej uznanie w naukowych kręgach i otworzyła drogę do poprowadzenia własnej naukowej ekspedycji, oczywiście na Syberię.
Była ich czwórka:
ornitolożka Maud Haviland, Dora Curtis, fotografka i malarka, Henry Hall, antropolog z Pensylwanii i oczywiście ona, Maria Czaplicka. Wyruszyli wiosną 1914 roku – przez Moskwę i dalej Orient Expressem do Krasnojarska, skąd statkiem dopłynęli do dolnego Jeniseju.
Pech chciał, że niedługo potem wybuchła wojna, a na wieść o tym dwie pierwsze uczestniczki wyprawy postanowiły wrócić do kraju. Czaplicka, jakkolwiek przejęta i zaniepokojona, nie chciała jednak przerywać badań, wraz z nią pozostał też Henry Hall. Robili wspólnie pomiary antropometryczne, Maria fotografowała, rozmawiała z tubylcami, spisywała legendy, gromadziła eksponaty (obecnie znajdują się w Pitt Rivers Museum w Oxfordzie), pracowała też nad słownikiem Samojedów.
We wrześniu przenieśli się bardziej na południe, do Turuchańska, a stamtąd postanowili jechać do położonej między rzekami Jenisejem i Leną tundry, choć miejscowi ostrzegali, że to zły pomysł. Na tej podróży – bardzo ekstremalnej, bo temperatura spadała poniżej -500 C, racje żywnościowe szybko topniały, a warunki mieszkaniowe były, ogólnie mówiąc, gorzej niż spartańskie – zeszła im cała zima.
Wyprawę relacjonowały brytyjskie gazety, w dość sensacyjnym zresztą tonie – „Nieustraszona badaczka. Trzy tysiące mil saniami po Syberii”, „Kobieta z Oxfordu na Syberii. Tubylcy nic nie słyszeli o wojnie” krzyczały tytuły „The Daily Cronicle” i „Evening News”. Fakt, że kierownikiem ekspedycji jest kobieta był w owym czasie rzeczywiście zjawiskiem niecodziennym.
Czaplicka wróciła
do Londynu
we wrześniu 1915. Był to najlepszy jej okres – cieszyła się coraz większą sławą, jeździła po kraju z odczytami, pracowała nad książką „My Syberian Year”. Co więcej, w roku 1916 została zatrudniona na Oksfordzie i wykładała tam przez trzy lata, jako jedyna wówczas kobieta. W tym samym mniej więcej czasie została członkiem Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, zdobyła też prestiżowe Stypendium Murchistona, przyznawane za szczególne osiągnięcia w dziedzinie geograficznych odkryć.
Wtedy jeszcze wydawało się, że świat i wielka kariera stoi przed nią otworem. Ale wszystko zaczęło się zmieniać: właśnie zakończyła się I wojna światowa, mężczyźni wracali z frontu – w tym także niejaki Dudley Buxton, którego wakujące stanowisko na Oksfordzie Czaplicka objęła. Musiała ustąpić. „Mnie coś niecoś ofiarują, pewnie wykłady itp., ale tak mało to będzie materialnie, że przy całym uznaniu Oksfordu dla mnie, a mnie dla Oksfordu może się rozłączymy”, pisała w liście do Malinowskiego. Tak też się stało.
Przez rok wykładała w University of Bristol w zachodniej Anglii, ale ostatecznie nie przedłużono z nią kontraktu. Pieniądze z grantów skończyły się, miała coraz większe kłopoty finansowe i niejasne perspektywy na pracę. Robiło się coraz ciężej.
Niespodziewanie, 21 maja 1921 roku, w wieku 37 lat, popełniła samobójstwo. Oficjalnie podano, że zmarła z powodu niewydolności serca.
Jej prace w krajach anglosaskich
są czytywane i cytowane do dziś – szczególnie te dotyczące szamanizmu uznaje się za pionierskie. Badała zagadnienia tak zwanej histerii arktycznej i jej aspekt psychopatologiczny oraz kwestie tożsamości płciowej u szamanów – w czasach, gdy kobietom nie przystawało wypowiadać słowa „seks” nawet szeptem. Może była więc po prostu zbyt nowoczesna jak na swoje czasy?
W Polsce jej książki nigdy nie doczekały się wydania, tak samo zresztą, jak i pokaźny zbiór artykułów i listów. Zniknęła w niepamięci, a wraz z nią kawałek cennej dla nas historii.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis