W Wigilię tylko nieszczęsne karpie nie mają głosu – inne zwierzęta, zgodnie z ludową tradycją, zyskują natomiast, na prawach jednej magicznej nocy, atrybuty, których im przez wieki odmawiano: charakter, inteligencję, emocje i, przede wszystkim, zdolność ich wyrażania.
Piszę: przez wieki, bo postrzeganie zwierząt jako bezdusznych, nieczułych bestii, niegodnych nawet pożałowania, sięga głęboko głęboko wstecz – daleko poza czasy XVII-wiecznego filozofa Kartezjusza, choć to jego kojarzy się ze słynną koncepcją zwierzęcia-automatu. Sięga właściwie początków średniowiecza. Św. Franciszek z Asyżu był jedynie chlubnym wyjątkiem potwierdzającym tę regułę.
Znamienne, że odmawianie zwierzętom rozumu, czucia czy umiejętności komunikowania się nie przeszkadzało wcale, by obarczać je negatywnymi, a swoiście ludzkimi cechami. Kotu przypisywano więc fałszywość, krowie – umysłową ociężałość, świni – niechlujstwo, małpie – złośliwość…
Niezrównany ks. Benedykt Chmielowski, autor „Nowych Aten” (ten od „Koń, jaki jest, każdy widzi”) niemal każdemu z opisywanych przez siebie zwierząt – a było ich sporo, łącznie ze smokami, bo ksiądz miał ambicję stworzenia encyklopedii wszystkiego – nadawał jakieś wartościujące właściwości, na ogół negatywne:
„KOZY, śmierdzący rodzaj zwierząt, w Piśmie Świętym znaczą grzesznych i potępionych, mających stać na dniu ostatnim na lewicy.
MYSZ, choć podły zwierz i mały, ale wielkiej szkody czynicielka.
OSIEŁ jest lenistwa i gnuśności oraz stupiditatis Symbolum”.
(Ksiądz był, notabene, młodszy od Kartezjusza o niemal równe 100 lat).
Zwierzęta, nawet w Wigilię, o swoim ciężkim losie niewiele nam opowiedzą. Co innego język. Współczesna polszczyzna zachowała – niczym bursztyn przedpotopowe żyjątka – ślady tego dawnego, pogardliwego do nich stosunku. Szczególnie negatywny obraz ma w języku – o dziwo – pies, ten najwierniejszy podobno przyjaciel człowieka. O brzydkiej pogodzie mawiamy, że jest pod psem, pieski jest też zły los albo ciężkie życie, a mała, niewarta nawet wzmianki kwota to psi grosz bądź psie pieniądze. Mówimy: kłamie jak pies, pies go trącał, wieszać na kimś psy, zejść na psy. Jest też cały bogaty zasób wulgaryzmów i przekleństw z psem w roli głównej, z których psiakość i psiakrew należą do najłagodniejszych.
Wszystko to jest pokłosiem dawnych czasów, w których psa kojarzono głównie z nieczystością i rozpustą (do mniej więcej XVIII wieku niewinny dziś rzeczownik psota – utworzony od psa, oczywiście – oznaczał cudzołóstwo, zepsucie i nierząd), a także łotrostwem, podstępem i kłamliwością. Stąd słowo „odszczekać”, które było niegdyś całkiem realną karą za oszczerstwo. „Statut litewski stanowi karę odszczekiwania na tego, ktoby zarzucił drugiemu bękarctwo a udowodnić tego nie mógł. Skazany musiał w izbie sądowej, wobec sądu i osoby spotwarzonej, skurczywszy się we dwoje, wleźć pod ławę, niby pies, i zawołać: „zełgałem, jako pies”, a potem trzy razy zaszczekać”, pisał historyk Zygmunt Gloger.
Psy (będące też inspiracją dla dobrze znanego nam czasownika psuć/napsuć/zepsuć, który pojawił się ok. XVI w.) wiodły więc, jak nas poucza język, bardzo nędzne życie – w głodzie, chłodzie i pod ciosem kijów. Innym zwierzętom też nie było raczej czego zazdrościć.
Dopiero rozwój idei humanitaryzmu w XIX wieku i coraz powszechniejsze akty prawne zakazujące okrucieństwa wobec zwierząt w wieku XX przyniosły w tej materii zasadnicze zmiany. Czy jednak na pewno zasadnicze?
Dzisiejsze Burki przypięte do łańcucha mogą mieć na ten temat całkiem inne zdanie.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis