Zamieszanie i w niektórych kręgach szok po wyborach, mimo upływu kolejnych tygodni, nie zmniejszają się. I nic dziwnego. Jeśli ktoś twierdzi, że się takiego wyniku spodziewał – łże jak pies ostatni.
Gdyby był chociaż cień nadziei na pokonanie prezydenta Komorowskiego – nie byłoby w wyborczych szrankach pani Ogórek, posła Jarubasa ani też posła Dudy, ale walczyliby dzielnie o prezydenturę panowie Miller, Piechociński i Kaczyński. Ten ostatni jest, nota bene, w nie mniejszym szoku powyborczym, niż przegrany Prezydent. Bo oto najzupełniejszym przypadkiem, niczym grom z jasnego nieba, pojawił się na prawicy ktoś, kto atrakcyjny jest dla ludu, a kogo Prezes ani odwołać, ani ukryć nie może.
W odróżnieniu od 234 najwybitniejszych komentatorów – publicystów, politologów, socjologów, posłów, profesorów i ambasadorów – ja nie wiem, dlaczego tak się stało. Przeczytałem 234 uczone dysertacje, a w każdej tuzin oczywistych powodów klęski Prezydenta – i nadal nie wiem. Bo ogólnie przyjęta wersja, że naród chciał zmiany i już , że myśl w elektoracie była jedna: niech będzie choćby potop, choćby Kukiz albo Duda, byle nie Komorowski z Platformą – otóż ta diagnoza do mnie nie przemawia. Jak i ta, że lud uwierzył w wyborcze obietnice.
Uważam bowiem, że naród (elektorat) statystycznej i socjologicznie badanej całości ma niezły rozum i wyczucie chwili, co drzewiej nazywano zbiorową mądrością. I ta zbiorowa mądrość wyklucza, moim zdaniem, wiarę w to, że Andrzej Duda da ludziom więcej pieniędzy, mieszkań, etatów, lat emerytalnego odpoczynku i uczciwych fachowców na stanowiskach rządowych, niż obiecywał dać Bronisław Komorowski. Z drugiej wszakże strony, wiara – jak to ładnie ujął św. Tomasz – nie poddaje się weryfikacji rozumu. Świat wiary i świat rozumu to odrębne światy, jak byśmy dziś powiedzieli – światy niekompatybilne.
– Rozum mówił elektoratowi, że nic się nie zmieni, ale, jak to bywa w sytuacjach beznadziejnych, pozostała wiara w cud, w tym przypadku polityczny – powiedziała pani magister. –Człowiek nie radzi sobie z beznadziejnością. Terminalny pacjent też w rozpaczy często odrzuca medycynę i idzie do znachora albo na pielgrzymkę. Bo to daje mu nadzieję. Zwyciężyła więc nadzieja. Racjonalne argumenty nie miały wzięcia, zostały na czas wyborów zawieszone.
No, jest to jakaś diagnoza. Zauważmy jednak, że 2-procentowa większość ma znaczenie wyborcze, ale statystycznie oznacza, że Polska podzieliła się w zasadzie pół na pół: na wschód od Wisły zwyciężyła metafizyczna nadzieja, na zachód od Wisły i na Warmii i Mazurach – kapitulancki rozsądek. Metafizyczna nadzieja silniej zmotywowała ludzi do odwiedzenia lokali wyborczych, niż rozsądek, co jest zgodne z całą wiedzą psychologiczną (ludzie najsilniej się jednoczą i działają pod wpływem nienawiści i nadziei właśnie). Elektorat Dudy zmobilizował się zdecydowanie bardziej niż Komorowskiego i wygrał.
Czy to jest jakieś wyjaśnienie? W sensie racjonalnym, diagnozującym przyszłość – żadne. Będą wielkie zmiany. Najmłodsi wyborcy w 60-procentowej większości wybrali prezydenta, który jasno zadeklarował, że we wszystkich sprawach opinia biskupów jest jego opinią. Obrażenie intelektualiści będą mieli Chazana za ministra zdrowia, a księdza Oko za ministra edukacji.
Czy o taką zmianę i nadzieję chodziło?
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis