Jest pomysł, aby dodać jeszcze kilka pytań referendalnych. Jestem za, chociaż różne wykształciuchy twierdza, że to niemożliwe. Co znaczy niemożliwe? Przecież wystarczy wydrukować nieco większe kartki i już. Nie takie trudności pokonywaliśmy!
Bronisław Komorowski zaproponował trzy pytania: pierwsze dotyczy wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych, drugie – sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa, a trzecie – interpretacji prawa podatkowego w razie wątpliwości na korzyść podatnika. Umówmy się: to żadne pytania. Elektoratowi przecież doskonale wisi, czy okręgi wyborcze będą jedno-, sześcio- czy osiemnastomandatowe, byle była zadyma. Jeśli chodzi o pytanie drugie, to każdy uczciwy Polak wie, że poseł powinien wyżywić się sam, jego partia także. A pytanie trzecie jest już nieaktualne, gdyż sejm uchwalił, że wątpliwości w urzędzie skarbowym ma się rozstrzygać na rzecz obywatela podatnika.
Dlatego pomysł, aby zapytać lud o sprawy znacznie ważniejsze i ciekawsze wart jest poparcia. Oczywiście nie można zgodzić się na pytania antypolskie, szatańskie, jakie chce postawić Palikot – o religię w szkole czy o fundusz kościelny – albo proponują feministki i sekta gender – o dopuszczalność aborcji ze względów społecznych czy całkowity zakaz karcenia kijem żon i konkubin. Takich pytań nie rozważamy i nie dopuścimy do społecznego obiegu, albowiem są sprawy o które pytać, jak słusznie oświadczyli biskupi, nie wolno, gdyż nawet naród nie jest kompetentny o nich decydować, bo jest na to za ciemny.
Ale pytanie o to, czy chcemy krócej pracować i mieć wyższe po pracy emerytury jest jak najbardziej potrzebne. Tym bardziej, że – jak słusznie prawił obecny nasz prezydent i nadal głosi PiS – kraj jest w ruinie, a społeczeństwo w nędzy i beznadziei. Jeśli tak, to żeby los ludu poprawić, trzeba to skromne życzenie ludu spełnić. Powiem więcej: trzeba wrócić do realizacji postulatu nr 14 z sierpnia 1980 roku, w którym napisano, że kobiety przechodzą na emeryturę w 50, a faceci w 55 roku życia. Albo jeszcze lepiej – zażądać, żeby każdy mógł, jak agent Tomek, pójść na emeryturę przed czterdziestką.
Także sprawy wieku szkolnego nadają się do referendum. Państwo Elbanowscy mają rację: nie może być tak, żeby rząd katował nasze maluchy nauką. Jacyś Niemcy czy Szwedzi niech sobie do szkół posyłają nawet pięciolatki. Ich sprawa. Nam powinno wystarczyć, że już od trzeciego roku życia nasze dzieci uczą się religii, bo, jak powiedział święty Anzelm, „wierzyć, znaczy rozumieć”, a święty Augustyn wręcz zalecał spalenie wszystkich książek, poza Biblią, bo cała potrzebna wiedza jest w Księdze. To pogląd oczywiście zbyt ekstremalny, nawet pani Elbanowska jest za nauczaniem dzieci pisania, czytania i rachowania, ale z umiarkowaniem i nie w atmosferze rządowego terroru.
Uważam przeto, że można zapytać obywateli, czy aby bezwzględny obowiązek szkolny nie powinien obejmować tylko 4 elementarnych klas realizowanych w zakresie wieku 7-14 lat. O tym, kiedy dziecko idzie do szkoły, w jakim tempie się uczy i czy będzie się uczyć więcej, niż nakazuje obowiązek – decydują rodzice. W końcu nie każdy musi robić maturę i studiować. Do grania na komputerze, wysyłania sms-ów, spędzania dni i nocy „na fejsie” i ewentualnej pracy w którejś montowni uruchamianej przez owych katujących siebie i swoje dzieci nauką Niemców czy Szwedów – elementarna czteroklasówka wystarczy. Będzie pięknie, jak dawniej, jak przed wojną….
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis