Z mapy i krajobrazu Wrocławia zniknie prawdopodobnie kolejny wartościowy budynek – tym razem przyszła kolej na słynny elewator zbożowy znajdujący się nad Odrą przy Mostach Trzebnickich. To, że spora część dawnej architektury przemysłowej Wrocławia została przez władze miasta i Miejską Konserwator Zabytków obarczona odium, już wiemy. Wyburzenia napotykają jednak na sprzeciw ze strony mieszkańców, środowisk architektów i konserwatorów zabytków.
Czy ktoś z Państwa pamięta zwrotkę starej piosenki: Mój ojciec był dentystą, dentystą byłem ja. Mój ojciec wstawiał zęby, a wybijałem ja. Naiwnie myślałem, pisząc kilka miesięcy temu tekst o sukcesywnym niszczeniu zabytkowych obiektów w mieście, że temat ten poruszam po raz ostatni, a przynajmniej, że w ciągu kilku lat nie będę musiał po raz kolejny raportować o owych dentystach-sadystach, przerzedzających architektoniczne uzębienie Wrocławia. Logika zawarta w przytoczonych wersach piosenki doskonale określa to, co możemy obserwować w naszym mieście. Powiem najdelikatniej, że nie bez znaczenia są tu deweloperzy. W teren, na którym stoi wspomniany na wstępie elewator Odra, zainwestowali już Hiszpanie. Tak przynajmniej wynika z tablicy informacyjnej umieszczonej na miejscu rozbiórki.
Egzekucja wyroku na obiekty znajdujące się przy ul. Rychtalskiej rozpoczęła się w połowie kwietnia wyburzeniem silosów stojących obok elewatora.
Pamiętają pewnie Państwo walcowate silosy z namalowanymi na nich twarzami, które były charakterystycznym elementem nadodrzańskiego krajobrazu w tej części miasta. Dziś pozostaje tylko niezawodna pamięć i zdjęcia. Podobne wspomnienia zostały po Młynie Sułkowice, cukrowni na Klecinie, papierni na Zakrzowie i wielu innych budynkach. Wcześniej za wyburzeniami stały jakieś wielkie narracje, na przykład że coś wspaniałego i niezwykłego wypełni tę lukę w zabudowie. Tym razem nie było wielkich narracji, jedynie wielkie bum.
Sam elewator zbożowy nad Odrą w okolicy Mostów Trzebnickich powstał w roku 1939. Przez długi czas służył przede wszystkim położonemu w okolicy Browarowi Piastowskiemu. Wraz ze schyłkiem browaru, także elewator przestał pełnić swoje funkcje i w praktyce od roku 2000 stał zupełnie nieużytkowany.
Przełomowym rokiem dla elewatora Odra jest rok 2007 – zostaje on wówczas wraz z terenem sprzedany hiszpańskiej firmie Torca. Zapada decyzja o rozbiórce. Elewator zbożowy przy ul. Rychtalskiej 18 odnajdujemy w wojewódzkiej ewidencji zabytków. Ktoś zapytać może, dlaczego w takim razie budynek uznany za zabytkowy miałby się zmienić w kupę gruzu? Na to, co dzieje się z obiektami ujętymi w ewidencji zabytków, duży wpływ ma konserwator – w 2007 r. wojewódzki konserwator zabytków dla Dolnego Śląska wydał zgodę na rozbiórkę elewatora, a konkretniej – uznał, że nie podlega on ochronie prawnej. 9 lat potem Torca przypomniała sobie o terenach nad Odrą, które są jej własnością. I tak dochodzimy do punkty wyjścia, a właściwie – do punktu rozbiórki.
Oczywiście, rozbiórka wzbudziła głośny sprzeciw wielu środowisk, przede wszystkich miejskich aktywistów. W mediach zaczęto sprawę nagłaśniać, pojawiły się prośby, petycje, głos zabrali przedstawiciele miasta, konserwatorzy zabytków, architekci.
Czy jest szansa na ocalenie elewatora? Tak – wpisanie go do rejestru zabytków, ponieważ skuteczniej chroni on obiekty niż wpis do ewidencji. Musi dokonać tego Wojewódzki Konserwator Zabytków po zaczerpnięciu opinii Narodowego Instytutu Dziedzictwa. W 2007 r. ta opinia nie była przychylna, jednak obecnie widać pewne zmiany w podejściu do architektury przemysłowej, więc może, może…
Społeczny odzew w sprawie rozbiórki elewatora jest bardzo silny. Przeciwnicy wyburzania kolejnego zabytkowego obiektu we Wrocławiu sprawują przy budynku obywatelskie patrole, sprawdzające, w jakim tempie posuwają się prace rozbiórkowe. Aleksandra Zienkiewicz z Akcji Miasto twierdzi, że przyszłość elewatora może zależeć od kilku godzin. Jej zdaniem, póki nie ma prawnej ochrony budynku, właściciel może jak najintensywniej prowadzić prace rozbiórkowe. Przez to przyszłość elewatora, szczególnie w kontekście wpisu do rejestru, malować się może w ciemnych barwach. We wtorek, 10 maja, konserwator zabytków nakazała wstrzymanie prac, a prezydent Dutkiewicz poinformował, że terenu będą pilnowali strażnicy miejscy.
„W wielu miastach Europy obiekty dziedzictwa techniki odzyskują blask i otrzymują nowe funkcje. Warto tutaj przywołać przykład Marsylii, która w 2013 roku – będąc wtedy Europejską Stolicą Kultury – zaadaptowała zabytkowy elewator portowy podobny do wrocławskiego na salę koncertową. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego według planów magistratu Europejskiej Stolicy Kultury 2016 zabytkowy elewator musi ustąpić miejsca kolejnemu budynkowi mieszkalnemu, zamiast wpleść się w nowo tworzone osiedle – dając mu tak pożądaną tożsamość” – czytamy w treści petycji skierowanej do prezydenta miasta, Rafała Dutkiewicza, oraz wojewódzkiej konserwator zabytków, Barbary Nowak-Obelindy.
Jaki związek ma ze sprawą prezydent? Otóż dochodzi jeszcze jeden wątek – według opinii NID, wystawionej w 2007 r., obiekt mógłby ochronić plan zagospodarowania przestrzennego, który w tamtym roku był ustalany. Plan taki powstał, jednak nie został uchwalony przez władze miasta do dnia dzisiejszego. Czy uchwalenie go teraz coś zmieni? Trudno jednoznacznie powiedzieć, a cała sprawa może skończyć się roszczeniami ze strony właściciela terenu. W chwili obecnej nie wiadomo również, czy Torca zażąda zadośćuczynienia za przerwanie prac rozbiórkowych.
Na poziomie miejskim sprawa przybiera jeszcze inny wymiar.
„Wniosek o odwołanie Miejskiej Konserwator Zabytków składamy jako Wrocławski Ruch Obywatelski jednomyślnie. Wraz z nami zapewne składają go rzesze wrocławian zażenowane kolejną makabryłą, która wyrasta w zabytkowym centrum ich miasta. Jeśli w 2016 dojdzie do zmiany na stanowisku Miejskiego Konserwatora Zabytków, to będzie absolutnie największy sukces Rafała Dutkiewicza w ramach ESK” – taka była treść pisma Wrocławskiego Ruchu Obywatelskiego, które trafiło na biurko Dutkiewicza.
Nie da się ukryć, że patrzymy teraz na Wrocław i na podejmowane przez ratusz decyzje przez soczewkę Europejskiej Stolicy Kultury. Soczewka ta powiększa i uwypukla każdy ruch, jak pod mikroskopem. Coraz trudniej ukryć pod pięknymi słowami to, co każdy widzi. ESK szybko więc może przestać być monidłem, a stać się przechadzającym się po ratuszowych korytarzach zwierciadłem. Dla niektórych spojrzenie w nie może okazać się wzrokiem bazyliszka.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis