„Życzymy sobie i wam, by nas było stać na święty spokój, szczęścia, ile się da, miłości w bród, mądrych ludzi wokół”, śpiewa Katarzyna Nosowska z towarzyszeniem kilku zdolnych polskich wokalistów – Krzysztofa Zalewskiego, Tomasza Organka i Igora Walaszka – a piosenka ta promuje tegoroczną edycję Męskiego Grania, czyli cyklicznych letnich koncertów prezentujących polską muzykę alternatywną. Projekt jest mocno rozpoznawalny – ma już w końcu niemal lat dziesięć – i od dawna przestał być kojarzony z graniem wyłącznie męskim.
Piosenkę „Sobie i wam” można więc dziś usłyszeć niemal wszędzie, a jej tekst jest powielany w internecie. Czasami z błędem. Zamiast frazy „miłości w bród” pojawia się na przykład fraza „miłości trud” lub (jeszcze gorzej!) „miłości w brud”, co chyba oznacza, że ludziom z najmłodszego pokolenia sformułowanie to jest już kompletnie obce.
Bród (nie mylić z brudem, synonimem nieczystości) to płytki odcinek rzeki, rozlewny, o spokojnym nurcie, który można stosunkowo bezpiecznie przejechać lub przekroczyć (a więc po nim brodzić). Dawniej to właśnie te miejsca służyły do przepędzania bydła lub koni na drugi brzeg. Na płyciźnie mieściło się ich tak wiele, że, jak sugeruje jedna z hipotez, ogrom ten odcisnął się w językowej wyobraźni w postaci przenośnego wyrażenia: jeśli „jest czegoś w bród”, to znaczy, że jest tego wyjątkowo dużo, obficie, pod dostatkiem.
Krystyna Długosz-Kurczabowa – sięgając do prasłowiańszczyzny – zwraca uwagę na jeszcze jeden trop. Z prasłowiańskiego rdzenia wyewoluowały bowiem nie tylko podobnie brzmiące bród i brodzić, ale także oboczności typu brnąć, to jest: iść z trudem, pogrążać się, zapadać, wchodzić w coś coraz głębiej. „Ewolucja semantyczna – wyjaśnia Kurczabowa – przebiegała w następującym kierunku: chodzić po wodzie→pogrążać się, tonąć→opływać w co→mieć czego pod dostatkiem”.
Trop wydaje się słuszny, bo – co może zaskoczyć niektórych Czytelników – dobrze nam znany przymiotnik „obfity” pochodzi właśnie od słowa „opływać”. (Tak jak w łacinie abundans – obfity – od słowa unda – fala, woda). W staropolszczyźnie miał jeszcze postać „opłwity”, o czym wspomina Aleksander Brückner w swoim słowniku. Znaczył tyle, co: występujący w dużej ilości, liczny, wielki, bogaty, płodny, urodzajny. Z czasem „średnia spółgłoska wypadła z troistej zbitki opłwity, a w nowym opfity wyczuto przyimek ob (niby oblewać i podobnie)”. Jednak, jak zauważa Brückner, „pisownia wahała się jeszcze długo najrozmaiciej: opłwity, obfity, ochwity, okwity”.
Najsłynniejsze bodaj „w bród” pochodzi z Mickiewicza, z III księgi „Pana Tadeusza” („Grzybów było w bród”). Żaden to jednak argument, skoro młodzież nie czyta już praktycznie niczego – poza brykami. Mnie na słowa „w bród” przychodzi do głowy zasłyszana gdzieś fraszka: „Wskazań o cnocie mają w bród. Więc czego brak im? Głupstwo. Cnót”. Niestety, nie znam jej autora. Ale może któryś z Czytelników zna i zechce się podzielić tą wiedzą?
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis