Nie tak dawno temu portal „Poprawna polszczyzna” przeprowadził na Facebooku małą ankietę. No, właściwie nie taką małą. Na pytanie „które słowo najchętniej wyrzucilibyście z języka polskiego” odpowiedziało niemal 5 tysięcy internautów. Imponujące. Takim zainteresowaniem cieszyły się chyba tylko informacje o znakomitym występie Kamila Stocha podczas ostatniego Turnieju Czterech Skoczni.
Pojawiły się oczywiście żartobliwe odpowiedzi – jak „pandemia” czy „podatek” – ale te pomińmy i pochylmy się nad resztą, bo wiele nam to mówi o współczesnej polszczyźnie. Oto kilka cytatów (pisownia oryginalna): „używanie słowa strasznie w połączeniu z czymś pozytywnym”, „wszędzie wtykane aczkolwiek”, „dedykowany – w znaczeniu przeznaczony do czegoś”, „zrobiłeś mi dzień, czyli kalka z angielskiego: you made my day”, „w dniu dzisiejszym”, „pieniążki, fakturka i dziękować, używane w miejsce zwykłego dziękuję”, „ciężki zamiast trudny, zaopiekowany, na dzień dzisiejszy”, „mega… najgorsze słowo”, „bynajmniej – mylone z przynajmniej”, „wszelkie niepotrzebne zdrobnienia: fakturka, rachuneczek, paragonik”, „epicki – i nie chodzi mi o określenie wywodzące się z rodzaju literackiego, tylko przeniesienie angielskiego epic”, „pieniążki, mega, spoczko, papatki”, „ten perfum i ta perfuma w duecie z poszłem”, „zaopiekowany, jak nic – gorszy w brzmieniu niż tryton, a jego uroku nie ma”, „tak? – na końcu każdego wypowiadanego zdania”, „pieniążki, sztos, mega”, „Ci ludzie – pisane wielką literą w środku zdania, tak jakby ludzie nie rozróżniali tego od „Ci” jako zwrotu do kogoś”, „użycie zwrotu: proszę panią”, „super – jakby nie było innych przymiotników”, „w międzyczasie”, „generalnie – słowo nadużywane przez osoby, które niewiele mają do powiedzenia”, „mnie do szału doprowadza niepoprawne słowo kontrol”, „ale, gdyby”, „tu pisze – zamiast: tu jest napisane – koszmar!”, „mega, iwent, dziękować i jeszcze parę innych kwiatków”, „destynacja w znaczeniu celu podróży”, „w sensie”, „wszelkie zdrobnienia i infantylizmy”, „zdecydowanie słowo żarcie”, „słowo macocha – okropnie brzmi”, „pacha”, „konkubina i konkubent – aż zęby bolą”, „żółć, wrzód i wątroba, brrr”, „fokusowanie, risercz i reszta tych postangloizmów”, „dzieciątko, pieniążki, mamusie, życzonka i inne pozdrowionka”, „witam używane notorycznie zamiast dzień dobry”.
Mam nieodparte wrażenie, że twórcom pytania chodziło o słowa poprawne, występujące w słownikach, ale nielubiane, czy to ze względu na brzmienie, czy na znaczenie. Jak widać, niewielu internautów podchwyciło ten wątek – większość drażnią po prostu błędy językowe, niewłaściwa odmiana wyrazów, używanie ich w nieodpowiednim kontekście, mylenie znaczeń. A także zastępowanie rodzimych słów obcymi zapożyczeniami. I – biorąc pod uwagę ilość komentarzy – musi to być plaga.
Irytację na „tę perfumę” czy nieszczęsne „bynajmniej”, używane zbyt często i równie często niepoprawnie, oczywiście podzielam, ale zaskoczyła mnie coraz wyraźniejsza niechęć Polaków do zdrobnień. A przecież polszczyzna jest do nich stworzona – bogactwo przyrostków (-ek, – ka, -iczek, -aczek, -ączko, -eńko, -ułka, -yczka, by wymienić tylko niektóre) wręcz nakłania do spieszczeń. W jakim innym języku da się tak cudnie opisać słodziutkie kociątko i maluchnego pieseczka albo staruteńkie domeczki z poletkami osnutymi mgiełką?
Ale to przeszłość – najwyraźniej nie lubimy już zdrobnień. A w każdym razie nie w sferze publicznej. Może i słusznie. Zdrobnienia, poza tym, że opisujemy nimi mikre przedmioty, wyrażają nasze pozytywne nastawienie uczuciowe do rozmówcy, ba, tworzą intymną, familiarną atmosferę (choć bywają też takie podszyte szyderstwem). Gdy więc ktoś otrzyma „fakturkę” na kwotę przyprawiającą o palpitacje serca, może się poczuć oszukany. Podobnie – gdy kelner w restauracji zaproponuje nam „bigosik” i „wódeczkę”, część z nas poczuje irytację, bo odczyta to jako naruszenie granic, niepotrzebne skracanie dystansu.
Z ironią właściwą sobie pisał o zdrobnieniach prof. Mirosław Bańko: „W środowiskach, w których ich częste używanie stało się normą, słowo niezdrobniałe może budzić nieufność: „Zawsze prosił mnie o gazetkę, a dziś o gazetę. Obraził się czy co?”.
Oddając Państwu do rąk naszą gazetkę, mam jednak nieodpartą ochotę zapytać o te zdrobnienia – lubimy je czy nie? – niekoniecznie w formie ankiety, ale z nadzieją na odpowiedź. Zamiast puenty.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis