W zoo za każdym razem widzi się coś lub spotyka kogoś nowego. Zmiany zachęcają do powrotów i sprawiają, że następne odwiedziny będą już inną przygodą. W jej trakcie nieuniknione jest spotkanie oko w oko z najgroźniejszym gatunkiem na Ziemi, przed którym inne trzeba chronić.
Bruno pierwsze imieniny obchodził pod koniec czerwca, kilka tygodniu po narodzinach. Ważył wtedy 20 kilogramów i zaledwie nauczył się pływać. Do tej pory spędzał czas z matką. Niedługo po ceremonii nadania imienia miał poznać resztę rodziny ze stada kotików afrykańskich, które razem z nim liczy pięć osobników.
– Cieszymy się z powiększenia populacji kotików, bo nie są one łatwe w hodowli. To najwyraźniej rok płetwonogich. Niedawno, po raz pierwszy, urodziła się nam mała foka – cieszył się Radosław Ratajszczak, dyrektor ogrodu zoologicznego we Wrocławiu.
Sąsiadami kotików są pingwiny. Początkowo grupa liczyła pięćdziesiąt kilka osobników. Dziś jest ich ponad sto. Kilkadziesiąt zostało w międzyczasie wysłanych do innych ogrodów zoologicznych. Celem wymiany zwierząt pomiędzy ogrodami jest utrzymanie populacji poszczególnych gatunków, zwłaszcza zagrożonych wyginięciem, w jak najlepszej kondycji genetycznej. Podwojenie populacji pingwinów przylądkowych to, zdaniem dyrektora, jeden z największych sukcesów hodowlanych ostatnich lat. Kolonia pingwinów jest jedną z największych w Europie i najbardziej efektywną hodowlą zachowawczą.
Pingwin przylądkowy to jedyny gatunek pingwina występujący w Afryce. Żyje u jej południowych wybrzeży. Jeszcze na początku XX wieku plaże od Namibii do Mozambiku były pełne pingwinów. Teraz te ptaki są zagrożone wyginięciem w środowisku naturalnym. W ciągu stu lat ich populacja zmniejszyła się o 98 procent – do zaledwie 20 000 par. Przyczyna? Działalność człowieka: coraz intensywniejszy połów ryb – pożywienia pingwinów – i zanieczyszczenie wód, przede wszystkim ropą wyciekającą z tankowców.
Cel i środki
Kontrolowanie i planowanie hodowli gatunków zagrożonych to istota działalności zoo. Niestety, często przysłania ją funkcja atrakcji turystycznej.
– O ochronie gatunków mówi się rzadziej, a dla nas jest to rola najważniejsza. Natomiast, żeby ją dobrze wypełniać, trzeba na nią zarobić. Nie dostajemy dotacji, utrzymujemy się sami– podkreśla Radosław Ratajszczak.
Zarobione pieniądze przeznaczone są na pokrycie kosztów i inwestycje, a także na udział w projektach ochrony gatunków w miejscach ich występowania. Zoo przekazuje fundusze, wysyła pracowników i prowadzi prace badawcze.
– Wspieramy trzydzieści sześć projektów na całym świecie: od Paragwaju i Brazylii, po Kongo, Senegal, RPA, aż po Indie, Indonezję, Laos, Wietnam, Filipiny i Australię – wymienia dyrektor. – Działamy tam, gdzie jest to najbardziej potrzebne, i staramy się wspierać projekty dotyczące zwierząt mało znanych. Pod względem liczby projektów, w których uczestniczymy, jesteśmy w czołówce europejskiej. Ubolewam, że inne polskie ogrody nie angażują się w takim stopniu jak my, ponieważ ratowanie i ochrona zwierząt to cel działania każdego ogrodu, a reszta to tylko środek do jego realizacji – podkreśla.
Jednym z projektów jest wparcie finansowe organizacji w RPA. Zoo Wrocław wysyła jej część pieniędzy ze sprzedaży biletów oraz darowizn przekazywanych na rzecz fundacji Dodo. Te fundusze pomagają w odchowywaniu pingwinów przylądkowych, które później wracają do środowiska naturalnego. Posłużyły również do budowy szpitala, w którym do zdrowia wracają pingwiny i inne gatunki ptaków morskich.
Fenomenalne narodziny
W przeciwieństwie do pingwinów przylądkowych, kotiki nie należą do gatunków zagrożonych wyginięciem. Mimo to Bruno mógł poczuć się wyróżniony. Dostał tort i zyskał sławę dzięki obecności dziennikarzy. Zważywszy na misję ochrony i ratowania zwierząt każdy nowy mieszkaniec ogrodu przysparza radości. W ostatnim czasie okazji do świętowania nie brakowało. Tylko w marcu i kwietniu przyszło na świat ponad 100 osobników z niemal 30 gatunków, wśród nich legwan błękitny, owca kameruńska, pancernik południowy, żyrafa siatkowana, muflon i boa różany. Każdego roku zdarzają się prawdziwe sensacje. Ostatnio w lutym, kiedy urodził się kuskus niedźwiedzi. Ten niezwykły ssak-torbacz należy do najrzadszych, najmniej poznanych i najbardziej zagrożonych wyginięciem gatunków zwierząt na Ziemi. Jego narodziny uznano za ewenement, ponieważ kuskusy są jedynie w czterech ogrodach na świecie, a tylko we Wrocławiu udało się je z sukcesem rozmnożyć. W naturze żyją wyłącznie na wyspie Celebes w Indonezji.
Wielki rangą był także mały nosorożec indyjski. Przedstawiciel tego zagrożonego gatunku przyszedł na świat w styczniu bieżącego roku – po raz pierwszy w 155-letniej historii wrocławskiego zoo. Na liście wielkich sukcesów należy zapisać także rozmnożenie kanczyli filipińskich (endemiczny gatunek myszojelenia) oraz manatów.
– Nasze manaty zmieniły układ hodowli w Europie. Urodziły już tyle młodych, ile inne manaty przez dziesiątki lat w całej Europie – informuje dyrektor Ratajszczak.
Innym doniosłym zdarzeniem były narodziny tygrysa sumatrzańskiego w 2020 roku i panter śnieżnych w tegorocznym maju.
Nowa stara Ptaszarnia
Wielkość populacji zwierząt w zoo liczy ok. 10 000 osobników, reprezentujących ponad 1 100 gatunków. Aby gatunki rzadkie i popularne rozmnażały się, potrzebne są odpowiednie warunki. We Wrocławiu są one zapewnione i konsekwentnie poprawiane. W ogrodzie odnawia się budynki, rozbudowuje wybiegi, dostawia nowe pawilony. Najnowszą inwestycją jest remont zabytkowego pawilonu ptaków, który ponownie otwarto na początku czerwca. Ptaszarnia jest domem rzadkich i zagrożonych gatunków z Azji, Ameryki Południowej oraz Nowej Gwinei.
Tytuł pierwszej pary należy chyba oddać dzioborożcom palawańskim – ptakom niezwykle rzadkim i zagrożonym. Można je oglądać tylko w kilku ogrodach zoologicznych. Ich pisklęta są kolejnym hodowlanym osiągnięciem wrocławskiego zoo na skalę światową.
– Nowy dom bardzo się ptakom spodobał, co widać także na przykładzie kolorowych gołębi nikobarskich, które mamy jako pierwsi w Polsce. Zaraz po otwarciu wylęgło im się pisklę. Druga para już buduje gniazdo – mówi Radosław Ratajszczak.
Zupełnie niezwykły jest również endemiczny szpak balijski. Młody wykluł się pod koniec ubiegłego roku. W naturze te ptaki są prawie na wymarciu. W stanie dzikim żyje zaledwie kilkadziesiąt osobników. Główną przyczyną ich zagłady jest niekontrolowany i nielegalny odłów w celach handlowych i kolekcjonerskich.
Ptaszarnia to jeden z najpiękniejszych i najstarszych budynków w ogrodzie. Jego budowa, według projektu Carla Schmidta, zakończyła się w roku 1889. Po wojnie był pierwszym pawilonem udostępnionym zwiedzającym. W latach 1967-1971 zmodernizowano go gruntownie.
Ostatni remont, zakończony w czerwcu, trwał ponad 4 lata i kosztował 6,8 mln zł, z czego 2,6 mln dała Unia Europejska. W środku pojawiły się nowe woliery. Udogodnieniem dla ptaków, a zarazem ciekawostką dla zwiedzających, są zamontowane w nich deszczownice, które raz dziennie imitują opady w lesie deszczowym. Efektem modernizacji, w tym termoizolacji i automatyzacji sterowania temperaturą, wilgotnością i oświetleniem, są stabilne warunki, idealne dla ptaków egzotycznych.
Zmiany czują nie tylko skrzydlaci lokatorzy. Oko człowieka cieszy odnowiona, zabytkowa fontanna we wnętrzu. Prowadzą do niej przeszklone drzwi, osadzone w portalu, który w górnej części ozdobiony jest płaskorzeźbami ptaków. Portal umieszczono w kolumnowym portyku. Zabudowane przez lata kolumny wydobyto teraz, by podkreślić urodę budynku.
Nowe wybiegi i pawilony
Nieopodal Ptaszarni stoi mniejsza, lecz nie mniej piękna budowla – zabytkowa altana z XIX wieku. Ona również została ostatnio odnowiona. Najlepiej podziwiać ją z mostku. Jej romantyczna pozycja nad stawem przywołuje myśli o doskonałym temacie dla malarzy i fotografów.
Z tego samego mostku widać nowe (otworzone latem 2019 roku) wybiegi dla jeleni Alfreda i takinów złotych. Jeleń Alfreda przez ponad 40 lat uznawany był za gatunek wymarły. Dopiero w 1986 roku brytyjski zoolog rozpoznał w oswojonym zwierzęciu, które spotkał przy wiejskiej chacie na Filipinach, samca tego gatunku. Obecnie hodowla w zoo jest jedyną szansą na przetrwanie. W środowisku naturalnym największym zagrożeniem są dla niego kłusownictwo i karczowanie lasów deszczowych. Z takinami natomiast związana jest legenda. Przypuszcza się, że złocisty kolor ich sierści był inspiracją mitu o Jazonie i złotym runie…
Powiększone wybiegi dla jeleniowatych, remonty Ptaszarni i altany, a także pawilon dla nosorożców, którego dawniej nie było, to najważniejsze inwestycje w starej części ogrodu wskazane przez dyrektora Ratajszczaka. Inne zasługujące jego zdaniem na wyróżnienie to: nowa odsłona Motylarnii w powiększonym Terrarium, Pawilon Madagaskaru i Pawilon Sahary, wybiegi owiec grzywiastych i rysi, ekspozycje okapi i pelikanów, Ostoja Wilków, Odrarium z oddanym w ubiegłym roku wybiegiem dla wydr, aż wreszcie Terytorium Panter.
– A wszystko zaczęło się od nowego wybiegu dla lemurów katta, które wreszcie wyszły z klatek na wysokie drzewa, więc było trochę strachu, że nam znikną lub spadną. Na szczęście wszystko się udało. Z trzech osobników mamy teraz około trzydzieści – wspomina dyrektor. – Nie liczę tych mniejszych inwestycji, bo wymieniałbym do wieczora. Zoo musi się rozwijać. Jest jak Czerwona Królowa z „Alicji po drugiej stronie lustra” – żeby stać w miejscu, musi biec. I my tak sobie biegniemy – podsumowuje.
Niespełna 7 mln zł zainwestowanych w Ptaszarnię to drobne w porównaniu z kosztem budowy Afrykarium. Rachunek opiewał na prawie ćwierć miliarda złotych. Opłaciło się. Nowoczesny pawilon natychmiast po otwarciu w 2014 roku stał się atrakcją szlagierową. – To nasza megainwestycja. Największa w historii polskich ogrodów zoologicznych i jedna z największych w Europie. Odmieniła zoo zupełnie. Do dziś jest silnikiem, który ciągnie resztę – przyznaje dyrektor.
Regularne modernizacje i nowości przekładają się na wysoką frekwencję, która od kilku lat utrzymuje się na stałym, wysokim poziomie. Ogród odwiedza około 1,6 mln osób rocznie. 70% zwiedzających to goście spoza Wrocławia, a niemal 11% z nich to turyści zagraniczni.
Rekordowy czerwiec
Popularność
wrocławskiego zoo widać i w statystykach, i na alejkach. Dorośli, pary,
seniorzy, dzieci, wycieczki szkolne, obcokrajowcy. Do zoo przychodzą wszyscy.
Kotik Bruno nie narzekał na brak gości. Przyszło kilkaset osób, mimo że
imieniny wyprawiał w dzień powszedni przed południem. Na uroczystość trafili
przypadkowo, ale ogród wybrali celowo. Wrocławskie zoo to sławne miejsce.
– W maju byliśmy najczęściej wyszukiwaną frazą w Google w grupie turystyki
krajowej. Wyprzedziliśmy Wawel czy Wieliczkę. Ludzie chcą nas oglądać, chcą wracać
– cieszy się Radosław Ratajszczak.–Po pandemii prawie nie widać już
śladu. Do końca roku powinniśmy wyjść na prostą w kwestii finansów. Ruch wrócił
do normy. Co więcej, miniony czerwiec był najlepszym w historii – dodaje.
Prawdopodobnie będzie tylko lepiej. Niedługo w Terrarium zamieszkają smoki z Komodo. Te warany mogą wywołać furorę niczym pantery mgliste, które do wrocławskiego zoo wprowadziły się przed trzema laty. Te dzikie koty naturalnie zamieszkują zalesione, górzyste tereny Azji Południowo-Wschodniej. Są urodzonymi wspinaczami i niezłymi pływakami. Polują na ptaki, wiewiórki, małpy, jelenie i dzikie świnie. Giną z rąk człowieka. Ich liczebność maleje z powodu kłusownictwa i niszczenia siedlisk. Na swoim terytorium w zoo wywiesiły lustro, żeby przeglądał się w nim człowiek – „najgroźniejszy gatunek na Ziemi”.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis