Szwedzki rząd stwierdził, że za dużo jest w Szwecji wilków. Za dużo o 27 sztuk konkretnie i w związku z tym pozwolono na zastrzelenie nadwyżkowej liczby tych bestii. Na protesty i lamenty różnych ekologów i zwierzęcych wielbicieli szwedzki rząd odpowiedział, że trzeba być twardym i stanowczym w obliczu śmiertelnego zagrożenia życia owiec.
Odprawiwszy precz tych marudów i malkontentów od ochrony zwierząt, rozpisano nieograniczony przetarg na realizację rządowego zamówienia, czyli zastrzelenia 27 szwedzkich wilków. Przy czym płacić za te przysługę ma nie szwedzki podatnik, ale chętni do łowów na zwierza. I oto co się zdarzyło i co odnotowała cała europejska prasa tudzież telewizyjne dzienniki: zgłosiło się dziesięć tysięcy kandydatów na wilkobójców! Dziesięć tysięcy! Trzystu siedemdziesięciu chętnych Szwedów na każdego jednego wilka do zamordowania.
Pytanie: czy to nadzwyczajne zainteresowanie jest wyrazem wrodzonych lub dziedziczonych morderczych skłonności potomków Wikingów czy też równie silnej i wrodzonej nienawiści do canis lupus. Na to pytanie odpowiedzieć trudno. Bo i potrzeba mordowania zwierzaków odwieczna jest u homo sapiens i lęk przed wilkiem odwieczny. A tu się otrzymało w pakiecie: zaspokojenie żądzy mordu i możliwość odwetu na znienawidzonym wilczym plemieniu w jednej ofercie. Nic dziwnego, że ustawiła się tak gigantyczna kolejka – 370 chętnych na jeden bilet.
I pewnie byłoby tych chętnych znacznie więcej, gdyby szwedzki rząd nie zamknął listy. A co by się działo, gdyby tak nie ograniczono wilczego przetargu do obywateli Szwecji? Strach pomyśleć. Wszak mieszkający po sąsiedzku, tuż za bałtycką sadzawką, Germanie i Słowianie nie mniej krwiożerczy są od Normanów. I niezliczona jest ilość gotowych zapłacić tych kilka tysięcy euro za przyjemność zamknięcia na zawsze tej wrednej wilczej mordy. Tym bardziej, że – w odróżnieniu od czasów dawnych – dzisiaj niczym to nie grozi. Polowanie na wilka, na tygrysa, słonia czy krokodyla równie jest groźne, jak przechodzenie na pasach przy zielonym świetle. Bierze się sztucer z lunetą i laserowym celownikiem i z odległości 300 metrów powala groźnego zwierza. I święci wielki triumf!
Jestem pewny, że niezliczona liczba dzielnych polskich myśliwych zazdrości szwedzkim kolegom. Bo też powinni mieć prawo do pokazania swojej dzielności i sprawności. No i u nas wilk też odwieczny wróg. U Żeromskiego cud tylko ratuje Rafała Olbromskiego przed strasznymi zębami wilczej hordy, u Sienkiewicza wredne wilki zjadają konia panu Zagłobie, który ratuje Kurcewiczównę przed Bohunem, a u Prusa to wilk pokazany jest w postaci gryzącego wściekle asyryjskiego konia, taki przebiegły!
A wilcze oczy Tuska to pies?
Myślę więc, że i rząd polski powinien dokładnie policzyć wilki w Bieszczadach i na Białostocczyźnie. I jeśli już jest ich ponad dwa tuziny – ogłosić przetarg dla polskich łowców. Niech też mają przyjemność.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis