ZA TROFIEJNE

Nie wolno w Rosji powiedzieć, że trwa wojna z Ukrainą, należy mówić o operacji wojskowej. Niby nic nowego w rosyjskiej polityce, bo i napaść na Polskę 17 września nazwana była przez Stalina operacją wojskową, takoż było w Czeczenii, w Gruzji, Armenii, ale jednak wzbudza ta niechęć do nazwania wojny wojną zdumienie.

W odróżnieniu bowiem od tych przywołanych wcześniejszych  „operacji wojskowych” straty poniesione już przez Rosję są większe, niż przez lata wojny w Afganistanie (nawiasem mówiąc, to też była tylko interwencyjna pomoc). W Ukrainie poległo już ponad 20 tysięcy Rosjan, Rosjanie stracili ponad 1000 czołgów i ponad 300 samolotów i helikopterów. Dlaczego więc Putin nie nazywa napaści na Ukrainę wojną i nie ogłasza mobilizacji, aby zasilić dziesiątkami nowych batalionów szturmujące ukraińskie miasta i wsie oddziały?

Różni mądrzy komentatorzy spekulują, że Putin się boi rewolty, nawet w tym trzymanym za mordę społeczeństwie. I to może być prawda!

Bo owszem, karmiony mitem Wojny Ojczyźnianej i potęgi niezwyciężonej rosyjskiej armii lud rosyjski z sympatią patrzy na przywracanie porządku w „męczonej przez faszystów” nadnieprzańskiej prowincji, ale dopóki przywracają tam porządek żołnierze głównie z prowincji zauralskich. Z krain biednych, cywilizacyjnie zacofanych, którzy w koszarach po raz pierwszy w życiu zobaczyli krany z bieżącą wodą, muszle klozetowe, a zdobyte na wrogu lodówki i pralki, zegarki i miksery są dla nich symbolami rozpasanego zachodniego luksusu.

Gdyby jednak ogłoszono mobilizację, dotarłoby do ludu rosyjskiego – tego znad Wołgi, a nie znad Angary czy Leny – że potężna armia rosyjska nie daje rady przeprowadzić skromnej operacji wojskowej w zbuntowanej prowincji. I co gorsza – że Alosza z Petersburga i Sasza z Moskwy, mogą znaleźć się pod ukraińskimi bombami, rakietami, zamiast bawić się w klubie go-go. Dla mieszkańców europejskich, w miarę zamożnych miast Rosji wojsko jest piękne na paradzie na Placu, ale nie do pojęcia jest, że Alosza i Sasza mieliby w ogóle w tym wojsku służyć, a tym bardziej osobiście ginąć nie wiadomo po co i za co. Przecież nikt nie napadł na świętą Rosję!

Świat się bowiem zmienia. W sytych społeczeństwach najbogatszych państw większość młodzieży ani myśli o wojskowej służbie. Myśli o szczęśliwym życiu utopionym w konsumpcji. Służba w armii stała się racjonalnym wyborem zawodu, po prostu. Niezbędnego, szanowanego, wymagającego szczególnych predyspozycji, dla wybranych, dla najlepszych – ale zawodu. Historia, rzec można, zatoczyła koło: w prehistorii każdy musiał być wojownikiem, aby bronić swojej wsi i gromady, później z tłumu plemieńców wyłoniła się, wraz państwem i władzą, kasta wojowników (w Polsce szlachta), ale już od wieków średnich wojny prowadziły wojska zaciężne. Przez jakieś 600 lat armie były zawodowe (wspomagane tylko zapędzanymi w kamasze chłopami) i żołnierzom było obojętne, za co się biją, kogo mordują i z czyjej ręki mogą zginąć. Byle im zapłacono.

Powszechny pobór do wojska to wymysł XIX wieku, powstania państw narodowych, eksplozji patriotycznych uniesień. Szczytowym tego patriotycznego klimatu osiągnięciem była I wojna; kolejki młodych ludzi ustawiały się w niemieckich, francuskich (a później nawet amerykańskich) miastach do komisji poborowych. Przed II wojną już tyko Niemcy chcieli się bić dla vaterlandu i lebensraumu; reszta Europy zamarła z przerażenia, że się koszmar poprzedniej wojny powtórzy. A dzisiaj nawet Niemcy nie chcą wyjść z tych nielicznych koszar, które sobie pozostawili. Nikt nie myślał o wojnie w Europie, a więc poważnie i o wojsku (jeszcze przed chwilą polską armią rządził Antoni Macierewicz!).

Również w Petersburgu i w Moskwie o wojnie nie myślano. Po Afganistanie (jak u Amerykanów po Wietnamie) żaden rosyjski młodzian nie wyobrażał sobie, że taki koszmar może się powtórzyć. Putin to wie. Oby ta diagnoza była prawdziwa. I oby Czeczenom też znudziło się mordować i ginąć w dalekiej Ukrainie, nie wiadomo po co i za co. Chyba że im Putin płaci – trofiejnym dobrem…

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*