Gdybyście po śmierci chcieli trwać w zapomnieniu, skrzętnie ukryjcie swoje kości. One bowiem zdradzą naukowcom wiek, płeć, wzrost i wygląd twarzy. Powiedzą im o warunkach życia, chorobach i schorzeniach. Nawet o tym, czy długo modliliście się w zimnym kościele.
Błogosławiony Czesław, pierwszy przeor wrocławskiego klasztoru, ocalił miasto gorliwą modlitwą przed najazdem Mongołów w 1241 roku. Wywołał ogień, który odstraszył najeźdźców. Tak głosi legenda. Umarł w roku następnym i spoczął w kościele św. Wojciecha, przy którym później założono klasztor dominikanów. Błogosławiony Czesław jest patronem Wrocławia od 1963 roku.
Płowowłosy o niebieskich oczach
Dominikanie dążyli do tego, aby dowiedzieć się, jak dokładnie wyglądał przeor. Próbę rekonstrukcji jego głowy podjęto w 2006 roku na prośbę władz kościelnych. Najważniejsza była czaszka, którą uroczyście, w asyście wskazanych osób duchownych, wyciągnięto z relikwiarza. Owinięta w całun trafiła do antropologów. Jej struktura zewnętrzna była tak delikatna, że w obawie przed jej uszkodzeniem musieli wykluczyć robienie odlewu gipsowego bezpośrednio z relikwii na rzecz metody bezdotykowej.
Przy pomocy tomografu komputerowego opracowali przestrzenny model, który pozwolił na stworzenie na Politechnice Wrocławskiej odlewu metodą stereolitografii. Profesor Barbara Kwiatkowska z Zakładu Antropologii Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu, która brała w tym udział, twierdzi, że kopia była idealna.
Tomografia umożliwiła nie tylko zrobienie odlewu bez ryzyka uszkodzenia czaszki. Pozwoliła także zaobserwować niewidoczne gołym okiem zmiany, jakie zaszły w kościach. Okazało się, przegroda nosowa była skrzywiona. Wniosek: młody Czesław mógł cierpieć okresy głodu i był niedożywiony. Do tego próchnica i kamień nazębny – częste przypadłości w średniowieczu. Ślady na szkliwie były m.in. efektem niedoborów wapnia z okresu wczesnego dzieciństwa. Ropnie przy korzeniach zdradzały, że bolały go zęby.
Na podstawie wysokości siekaczy mogli przewidzieć miejsce wargi, a z rozstawienia innych zębów ustalić wysokość małżowiny usznej. Plastyczka zaczęła nakładać na model części miękkie twarzy przy pomocy specjalnej plasteliny. Odtworzeniem mięśni i innych tkanek miękkich zajął się anatom.
Zidentyfikowali kolor oczu (niebieski) i odcień włosów (jasny). Ustalili, że zmarł po sześćdziesiątce, prawdopodobnie w wieku 62 lat. Te informacje pomogły plastyczce zrobić ostateczną wersję z żywicy epoksydowej, którą następnie pomalowano farbami i uzupełniono innymi materiałami imitującymi np. włosy, brwi i rzęsy. Wygląd niektórych części twarzy był artystyczną interpretacją.
Suchy chleb z popiołem
Ze świętą Jadwigą Śląską było podobnie, lecz dużo trudniej. Jej czaszka, w przeciwieństwie do Czesława, nie była kompletna. W Trzebnicy zachował się tylko fragment części mózgowej, w dodatku pocięty. Naukowcom nie sprzyja zwyczaj rozdzielania relikwii pomiędzy zainteresowanymi ośrodkami kultu.
Żuchwa Jadwigi znajduje się w katedrze wrocławskiej. Gdy ją zobaczyli, przestraszyli się, że nie będzie tożsama z częściami z Trzebnicy i będą musieli ogłosić, że szczątki należą do innych osób. Żuchwa była bowiem masywna, sugerowała mężczyznę. Część mózgowa była natomiast bardzo delikatna, kobieca.
Na szczęście zachował się staw skroniowo-żuchwowy, który dokładnie, nawet pod względem struktury kości, pasował do wyrostka stawowego żuchwy. Naukowcy odetchnęli z ulgą. Po złożeniu części okazało się, że są zgodne także morfologicznie. Zrekonstruowana Jadwiga nie wyglądała ładnie, a portret wykonany w Trzebnicy na podstawie podobizny antropologów był ponoć okropny. Jadwiga najwyraźniej urodą nie grzeszyła.
Nie grzeszyła zbytnio również uczynkami. Była bardzo pobożna i pełna wyrzeczeń. Zrzekała się bodaj chodzenia w butach. O tym świadczyć mogą nie tylko podania i ikonografia, lecz także informacje zapisane w jej kościach, a konkretnie silne zmiany reumatyczne w obrębie stawu skroniowo-żuchwowego. One mogą dowodzić również tego, że długo przesiadywała na modlitwie w zimnej świątyni. Z kolei silny stopień starcia powierzchni żującej zębów naprowadza na trop, że jadała suchy chleb posypany popiołem lub inne twarde pokarmy.
Z kości można odczytać płeć. Świadczą o nich pewne cechy kości długich, wymiary szkieletu, rozmiar rzepki, ale najlepszym źródłem informacji są miednica i czaszka. Miednice kobiet są inaczej ukształtowane ze względu na ciążę i poród, mimo to bardziej wiarygodne są czaszki. Wyznaczniki płci są na nich bardzo wyraźne. Męskie mają np. wyraźniejsze, bardziej pochylone łuki nadoczodołowe, kości są mocniejsze i bardziej rozbudowane. Kąty żuchwy są inne, odmienny kształt bródki. Oczodoły bardziej prostokątne niż kwadratowe jak u kobiet, których czaszki są delikatniejsze i przypominają dziecięce.
Metod jest wiele, możliwości szerokie, ale trzeba pamiętać, że odczyty rzadko są jednoznaczne. Często nie udaje się określić płci na podstawie cech morfologicznych. Większą pewność dają badania DNA.
Przy kościołach i w kryptach
Naukowcy z UPWr zajmują się naukowo nie tylko rekonstrukcją głów na podstawie czaszek. W ostatnich latach badają tereny obozów koncentracyjnych i pracy, współpracując z przedstawicielami różnych nauk: historykami, antropologami biologicznymi, nawet z botanikami, którzy przyglądają się roślinom rosnącym na mogiłach. Prof. Barbara Kwiatkowska wraz ze swoim ojcem, prof. Tadeuszem Krupińskim, brała udział w analizach czaszki ppor. pilot Janiny Lewandowskiej, jedynej kobiety zamordowanej w Katyniu.
Profesor Kwiatkowska na podstawie kości bada populacje historyczne, dokonując biologicznej oceny budowy morfologicznej, trybu i warunków życia. Dużo czasu spędziła na badaniach średniowiecznej ludności Wrocławia i okolic.
Materiał badawczy pozyskuje się często w przypadkowy sposób. Kości są odkopywane podczas stawiania budynków , przebudowywania ulic i przy innych tego typu okazjach. — Bardzo często szczątki kostne z dawnych cmentarzy znajdujemy, kiedy prace ziemne prowadzone są w pobliżu kościołów — mówi prof. Kwiatkowska, — jak również w kryptach kościelnych lub nawet w piwnicach budynków mieszkalnych.
Niejednokrotnie szczątki kostne trzeba ratować szybko, aby zdążyć przed koparką. Poza tym dawniej nie każdy zawiadamiał antropologów. Obecnie taki nadzór nad inwestycjami miejskimi jest obowiązkowy. Zdarzało się też, że kości zmieniały miejsce na skutek kolejnych remontów i ulegały przy tym przemieszaniu i zniszczeniu. — Gdy na terenie dawnego cmentarza miała być prowadzona budowa, zbierano kości z poszczególnych pochówków i razem zakopywano w innym miejscu. Pomieszane są trudne do uporządkowania. Wydzielenie pojedynczych osobników jest wówczas w zasadzie niemożliwe — przyznaje profesor.
Na przemieszane kości często trafia się w kościołach przy porządkowaniu krypt. Tak było na przykład w kościele św. Macieja. — W czasie drugiej wojny światowej utworzono w niej szpital dla żołnierzy niemieckich, wobec tego przerzucono wszystkie szczątki do jednego wspólnego miejsca — wspomina prof. Kwiatkowska.
Najnowsze znalezisko, które od kilku lat bada pani profesor z kolegami po fachu, to skrzynie wypełnione szczątkami z katedry na Ostrowie Tumskim. — Najprawdopodobniej zebranymi także spoza murów kościelnych. Przy okazji remontów przy ścianach kościoła szczątki kostne przeniesiono do krypty, żeby nie znajdowały się w miejscu niegodnym pochówku — tłumaczy naukowiec. — Myślę, że te szczątki pochodzą ze średniowiecza i czasów późniejszych, ale teraz nie jesteśmy jeszcze w stanie jednoznacznie tego określić. Są wśród nich także należące do osób duchownych, pochowanych wcześniej w tej krypcie, o czym świadczą fragmenty tkanin i ubiorów — przybliża.
Badania rozciągają się w czasie z wielu powodów. Do najważniejszych należą pieniądze, które się kończą i trzeba zdobywać kolejne. Równie istotny jest postęp metod badawczych. Naukowcy przechowują kości, żeby do nich wrócić, gdy będzie można wykorzystać bardziej nowoczesne sposoby i sprzęt medyczny. Dzięki temu uzupełniają wcześniej pozyskaną wiedzę.
Metody są różnorodne. Bada się morfologię kości, używa się tomografii komputerowej (jak wobec czaszki Czesława), robi się prześwietlenia (RTG) i analizy histologiczne. Czego można się dowiedzieć? — Jak wyglądali dawni wrocławianie, jaką mieli jakość życia, nawet dieta jest możliwa do określenia. Możemy ustalić, na co chorowali, badając ślady różnych patologii na kościach — odpowiada profesor. — Generalnie potem przenosi się to na szersze analizy dotyczące na przykład średniowiecznej populacji mieszkańców Wrocławia i jej porównywania do innych — dodaje.
Duże badania prowadzone były przy kościele św. Marii i Magdaleny, jak również nieopodal niewielkiego kościoła św. Krzysztofa, gdzie chowani byli wrocławianie z niższych warstw społecznych, niezamożni, mieszkający poza murami miejskimi, pochodzący z okolicznych wsi. Patrycjusze grzebani byli natomiast w okolicach kościoła św. Elżbiety. Kolejna lokalizacja to kościół św. Wojciecha, gdzie na dużym cmentarzysku spoczywali wrocławianie z okresu XIV stulecia.
— Badamy także miejsca niekoniecznie związane stricte z terenami kościelnymi. Przykładem może być cmentarz na Ostrowie Tumskim, który wprawdzie był przy kościele św. Piotra i Pawła, ale raczej powiązany z sierocińcem, który w średniowieczu właśnie tam funkcjonował — wskazuje Barbara Kwiatkowska. — Niedawno od kolegów archeologów otrzymaliśmy szczątki 4 mężczyzn znalezione przypadkowo na Kępie Mieszczańskiej. Wydaje się, że byli pochowani koło 1945 roku. Jeden z nich miał przy sobie nieśmiertelnik żołnierza niemieckiego — opowiada naukowiec.
Kości średniowiecznych wrocławian
Na przestrzeni dziejów wrocławianie zmagali się z epidemiami, których efekty również można rozpoznać w kościach dzięki nowym metodom badawczym. Jednym z wyjątków w tej kategorii jest dżuma. Zabija szybko, przez co nie zostawia morfologicznych znaków na szczątkach. — Można natomiast wykryć DNA bakterii, czyli ślad, który w kościach pozostawia ta choroba. Podobną metodą można także stwierdzić gruźlicę, choć w tym przypadku zmiany na kościach, szczególnie w obrębie kręgosłupa i stawów, są wyraźnie widoczne — informuje pani profesor.
Na kościach widać niektóre choroby zakaźne, jak kiła i trąd, jak również nowotwory. Zarówno te złośliwe, jak i niezłośliwe, często przerzucające się z innych narządów. Zostawiają specyficzne ślady.
Znaki pozostawiają także różne schorzenia, degeneracje stawów, kręgosłupa. Profesor mówi, że niektóre wynikają z przeciążeń lub różnego rodzaju predyspozycji genetycznych i miały z reguły długotrwały przebieg. Inny przykład to urazy powiązane z danym okresem historycznym. Wojny, bitwy i utarczki dosłownie dają w kość.
— Badaliśmy szczątki z kościoła Świętego Macieja z okresu najazdu mongolskiego. Znalazł się mężczyzna ze skręconym karkiem — wspomina Barbara Kwiatkowska
Naukowcy określają także schorzenia nabyte w dzieciństwie, które mogą mieć przyczyny genetyczne, środowiskowe bądź inne. — Jeżeli na człowieka działają niekorzystne czynniki zewnętrzne we wczesnej fazie rozwoju, a nawet w okresie przed narodzinami, to możemy taką zmianę rozwojową również stwierdzić na materiale szkieletowym — przekonuje profesor.
Nowoczesne możliwości badawcze pozwalają rozpoznać stres fizjologiczny. Organizm może się zestresować w wyniku niedożywienia (patrz Czesław), występowania pasożytów w jego otoczeniu czy też na skutek przechodzenia od mleka matki na inny pokarm.
— Żeby informacje były pełniejsze, współpracujemy z archeologami, historykami i specjalistami z innych dziecin — podkreśla prof. Kwiatkowska. Na uczelni do naukowców dołączają studenci. Są bardzo zainteresowani takimi badaniami, więc wspomagają profesorów. Mają koło naukowe. Zdobytą wiedzą wykorzystują przy pisaniu prac dyplomowych. Przedstawiają efekty swoich działań naukowych na konferencjach studenckich.
Po badaniach część nowszego materiału jest przekazywana do pochówku. Starsze kości gromadzone są w zakładzie jako zbiory muzealne.
W dzisiejszych czasach naukowcy mają całe spektrum możliwości, żeby na podstawie szczątków opowiadać o dawnych wrocławianach. — Z kości można bardzo łatwo określić dobrostan populacji. Czy ludzie nie głodowali, czy byli zdrowi, w jakiej byli kondycji biologicznej — twierdzi prof. Kwiatkowska.
W jakiej formie biologicznej byli wrocławianie w średniowieczu? Barbara Kwiatkowska uznaje, że w dobrej. Wrocław, leżący przy szlakach handlowych, był wtedy miastem zamożnym, co przekładało się na jakość i higienę życia. Groźne choroby częściej dotykały niższe warstwy społeczne, którym pod względem kondycji bliżej było do mieszkańców wsi, gdzie dodatkowo ludziom doskwierał trud ciężkiej pracy. — Bogatsze populacje wrocławskie miewały się całkiem dobrze — ocenia Barbara Kwiatkowska.
Jak miewa się błogosławiony Czesław? Po otwarciu relikwiarza jego szczątki wysłano do parafii: w Śmielinie, Żywcu, Legnicy; do dwóch miejsc w Czechach, w tym do dominikanów z Pragi, do Niemiec i na Białoruś. Relikwiarz został zamknięty w 2011 roku.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis