Mówi mi znajoma pani magister, że będzie obalać rząd. Aż się trzęsie ze złości i krzyczy ta dobra kobieta, która głos podniosła w mojej przytomności raz tylko, kiedy nasz przyjaciel hydraulik wlewał do kufla piwa kieliszek wyborowej wódki: bo do piwa wlewa się sok malinowy (a wtedy zaczął wrzeszczeć hydraulik, ale nie odbiegajmy od tematu).
Pytam więc, czym rząd zawinił pani magister, że bliska jest wzięcia prozacu na uspokojenie albo gotowa pójść na antyrządową demonstrację, choćby z panem Wąsikiem albo i Bąkiewiczem. I dowiedziałem się: otóż listonosz przyniósł jej do domu list od skarbowego urzędu z informacją, że ów urząd w majestacie prawa i obowiązku zablokował jej bankowe konto.
– Bo nie opłacałam telewizyjnego abonamentu! – wyjaśniała – a przecież sam Tusk kiedyś powiedział, że abonament to przeżytek i żeby nie płacić. I co, teraz, kiedy Tuskowa ekipa ujawnia te milionowe zarobki telewizyjnych funkcjonariuszy, te przekręty, partyjną dyspozycyjność, codzienny hejt i szczucie, to ta sama ekipa ściąga ode mnie kasę!
Przytuliłem panią magister, bo rozumiem rozpacz i agresję. Nikt przecież nie lubi, kiedy pisze do niego urząd skarbowy, a już kiedy pisze, że mu zabiera siłą pieniądze – to jest psychologiczna katastrofa i koszmarny wyrzut adrenaliny. Więc rozumiem i pocieszam ją, ale przecież wiem, że racji ta dobra kobieta nie ma. Niestety.
I staram się wyjaśnić, że słuszne i konieczne jest działanie urzędu skarbowego, który ściągnie od pani magister bezzwłocznie wieloletnią zaległość abonamentową. Gdyby nie ściągał, nie mógłby Tusk mówić, że wszyscy płacą, więc TVP musi być dla wszystkich, a nie dla wyborców jednej partii.
– A gdybym nie miała telewizora? – pyta agresywnie pani magister.
Rozłożyłem w geście bezradności ręce: nikogo to nie obchodzi, wyjaśniałem, bo to jest nie do sprawdzenia. Owszem, próbowano kiedyś w takie śledztwa uwikłać listonoszy (bo chodzą po domach), ale ci – a nawet władze Poczty Polskiej (co się nigdy wcześniej nie zdarzyło) – sprzeciwili się kategorycznie. Przyjęto więc zasadę, że jak ktoś kiedyś abonament płacił i jego dane są w bazie płatników Poczty Polskiej – to ma płacić. Może, oczywiście, odwołać się do sądu – jak od każdej decyzji administracyjnej – ale procesował się będzie latami, a i tak nie udowodni, że telewizora nie miał.
– A co ma z telewizją wspólnego Poczta Polska? – bezradnie zapytała pani magister.
Na to pytanie też udzieliłem odpowiedzi. Otóż to pomysł Władysława Gomułki, bo kiedy rodziła się w naszym kraju telewizja, placówki Poczty Polskiej były miejscem, w którym lud pracujący miast i wsi uiszczał wszelkie opłaty i trzymał też oszczędności. Była więc Poczta Polska naturalnym kandydatem na pośrednika w zbieraniu należności telewizyjnych abonamentowych. I chociaż zmienił się ustrój, TVP stała się spółką akcyjną, Poczta Polska również – to nikomu nie chciało się tego zmieniać.
Mamy w konsekwencji nieznany w świecie kuriozalny system: jedna spółka prawa handlowego – Poczta Polska – pełni rolę handlarza wierzytelnościami na rzecz innej spółki – TVP SA – ale że sobie nie radzi, więc windykują te należności na jej rzecz urzędy skarbowe, w trybie nakazowym, bez sądowej procedury, jak podatki. Każda rynkowa spółka ma wierzycieli i każda ozłociłaby ministra finansów za taką decyzję. I żeby było śmieszniej: płacą tylko ci, którzy choć raz zapłacili i znaleźli się w bazie danych, natomiast ci, których w tej bazie nie ma, choćby mieli i pięć telewizorów – nie płacą i urząd skarbowy do nich nie napisze.
– Czy władza nie mogłaby użyć Pegasusa albo innego Hermesa, żeby wyśledzić posiadaczy telewizorów? – zadumała się pani magister. – Żeby było jeszcze śmieszniej.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis