Człowiek, pies (i kot)

Kiedyś tylko pilnowały, broniły, polowały. W pewnym momencie człowiek zauważył, że przebywanie z nimi sprawia przyjemność, więc wziął je do domu. Dziś traktuje je jak rodzinę.

Przemek mówi do kundla przez kamerę internetową. Adrian wnosi po schodach i znosi mopsa na rękach, mimo że jest w pełni sprawny. Eliza nazywa swoją sukę córeczką, Kasia pakuje labradorowi prezenty pod choinkę, a Asia najpierw przytula i całuje psa, po czym mężowi rzuca w przelocie „cześć, kochanie”. To przykłady z życia znajomych wzięte, które potrafią wprawić w konsternację i zdziwienie graniczące ze zdumieniem. Dodajmy do tego, że we wrocławskiej restauracji jest obiad dla psa, a w niedawno otworzonej knajpce można pupilowi dać kawę w filiżance albo loda na patyku. 

— Z jednej strony to bardzo dobrze, że ludzie traktują zwierzęta domowe jak członków rodziny, bo dają im przez to poczucie życia w stadzie. Z drugiej daleko posunięte antropomorfizowanie nie jest właściwe i nie jest dobre dla zwierząt — ocenia dr Magdalena Zatoń-Dobrowolska z Wydziału Biologii i Hodowli Zwierząt Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. — Wymagają one naszej uwagi, opieki i odpowiedzialności, ale pamiętajmy, że niekoniecznie potrzebują być ubierane w koronki lub nieustannie traktowane jak ludzkie dzieci, zwłaszcza gdy są już dorosłymi osobnikami… — Nie przypisujmy ich wszystkich cech ludzkich, pamiętając, że większości nie mają. Jesteśmy całkowicie różnymi gatunkami — dodaje lekarz weterynarii i psycholog zwierzęcy, Remigiusz Cichoń z Uniwersytetu SWPS w Poznaniu.

Teraz mówi pies (w którego skórę wchodzi lekarz Cichoń)

Zabrałeś mnie matce, porwałeś do swojego domu, więc czułem stres. Nie zjadłeś mnie, zatem jesteś słaby. W naturze silny osobnik pewnie by mnie pożarł. A ty dzielisz się ze mną swoim jedzeniem. Mogę tobą manipulować. Pomerdam ogonem, to mnie pogłaszczesz. Przyniosę smycz, wyprowadzisz. Usiądę, dasz smakołyk. Warknę, odsuniesz się.

Zostawiasz mnie samego w domu, wracasz dopiero wieczorem. Siedzę sam, nudzi mi się, w tym mieszkaniu wszystko już znam. Jak mnie zabierzesz na zewnątrz, to tylko na chwilę. Ubierasz mnie w dziwne ciuszki, bo wydaje ci się, że mi zimno. Poszczekać nie wolno, zaraz mnie uciszasz. Traktujesz mnie jak zabawkę. Karmisz mną swoją próżność. Kocham cię mimo wszystko, nieważne, czy jesteś dobry, czy zły, jestem do ciebie przywiązany i nigdy nie odejdę, bo potrzebuję ciągłego kontaktu z tobą. 

— To niewiarygodne i z naukowego punktu widzenia niewytłumaczalne — mówi Remigiusz Cichoń — Żaden gatunek na Ziemi nie kocha jak pies i nie ma badań dowodzących dlaczego — dodaje.

Od funkcji użytkowej do duchowej 

Paradoksalnie więcej człowiek dostaje, niż daje. — Pies zawsze wyjdzie z nami na spacer, kocha bezwarunkową miłością, jest przy nas, lubi się bawić, bezkrytycznie wysłucha, daje się sobą opiekować, zaspokaja nasze potrzeby duchowe, rodzinne — wymienia psycholog.

Zdaniem lekarza w traktowaniu zwierzęcia jak członka rodziny nie ma niczego złego, o ile wynika to z głębi serca, z dobroci, z chęci udoskonalania jego życia. Podobnie uważa dr Rober Maślak, zoolog z Uniwersytetu Wrocławskiego: — Część osób traktuje koty czy psy jak ludzi. Zaspokajają tym chęć troski o inną istotę, swoje potrzeby emocjonalne. Niektórzy wypełniają tak pustkę pozostawioną w domu przez odejście innego człowieka. 

Funkcja czworonoga w życiu człowieka przestała być czysto użytkowa dawno temu. Dr Maślak: — W pewnym momencie ludzkość zdała sobie sprawę, że kot nie musi być tylko do odławiania myszy, a pies do pilnowania czy polowania. Zauważyliśmy, że z kontaktu z nimi czerpie się przyjemność, dlatego stały się zwierzętami towarzyszącymi. 

Od towarzysza do rodziny, co według obserwacji Remigiusza Cichonia zaczęło dziać się w latach 90. — Ekspansja takiego postrzegania i wzrost tego typu zachować nastąpiły natomiast w ostatnich dziesięcioleciach — dostrzega. — Zauważmy, co stało się w dużych aglomeracjach, gdzie ludzie, w pogoni za podnoszeniem poziomu swojego życia, zamykają się przed sobą. Wówczas zaczynają otwierać się na zwierzęta, bo cały czas czują wewnętrzny nakaz obdarowywania dobrocią inne stworzenie — twierdzi. 

Do zdrowej relacji emocje jednak nie wystarczą. Konieczna jest rzetelna wiedza. Choć dostęp do niej jest coraz większy, to nie wszyscy po nią sięgają. — Niektórzy traktują psy i koty przedmiotowo, jak zabawki, maskotki. Mają je na pokaz w celu przypodobania się innym, zebrania popularności. To nie jest dobry pomysł — przekonuje dr Maślak. — Tymczasem badania udowodniły, że są świadome swojego istnienia, odczuwają ból, mają emocje jak my, czują lęk, strach, radość, smutek. Nie można o tym zapominać.

Im więcej człowiek wie, tym lepiej dla zwierząt. — Dzięki lepszej świadomości o ich uczuciach, psychice, pamięci stajemy się bardziej wyrozumiali i troskliwi. Reagujemy, gdy są źle traktowane — tłumaczy Robert Maślak. Dr Zatoń-Dobrowolska: — Wcześniej nie skupiano się na pogłębionym poznaniu behawioru zwierząt domowych, czy na ich potrzebach, obecnie jest to bardzo mocno rozwijany dział kynologii czy felinologii, który ma coraz większe znaczenie w hodowli i utrzymaniu zwierząt. Rozwinęła się także mocno psychologia zwierzęca. Wiemy, że zwierzęta gromadzą doświadczenia. To co przeżyły, jest adekwatne do tego, jak postrzegają świat, pamiętają o wydarzeniach ze swojego życia.

U weterynarza i w schronisku

Pamiętamy czasy, kiedy chodzenie do weterynarza nie było powszechnym zjawiskiem? Czekało się, aż samo wyzdrowieje lub padnie. Zresztą większość weterynarzy specjalizowała się w hodowlanych. Jak już znalazł się od domowych, brakowało mu sprzętu, przez co skuteczność leczenia była mniejsza. Dziś jest zgoła inaczej. 

Przez 39 lat praktyki Remigiusz Cichoń widział, jak zmienia się podejście właścicieli, którzy coraz bardziej dbają o swoich podopiecznych. Przyprowadzają ich nie tylko na leczenie, lecz na kontrole profilaktyczne, mają coraz większe zaufanie, słuchają rad i zaleceń. — Za to należy im się pochwała — docenia lekarz.

W kontraście do tych zmian jawią się kwestie prawne. — Dużo się mówi, dużo obiecuje, ale procesy trwają bardzo długo. Ustawa o ochronie zwierząt czeka na zmiany, trzeba uregulować kwestie czipowania, kastracji i sterylizacji, bo mamy problem z bezdomnymi kotami. A także z przepełnionymi schroniskami, które nie są dobrym miejscem ani dla psa ani dla kota — twierdzi dr Maślak. 

We wrocławskim schronisku na początku października żyło m.in. 250 kotów i 170 psów. — W czerwcu przyjęliśmy 180 kotów. Nie wynika to z ich porzucania, a z faktu, że w lecie się rodzą i trafiają do nas lawinowo — mówi Ola Cukier. — Kocięta pochodzą najczęściej z działek i piwnic, dlatego bardzo istotne jest, aby nadal działać w kwestii sterylizacji. To jedyny sensowny sposób na humanitarne ograniczanie bezdomności. 

Od maja do czerwca przyjęli 202 psy. — Nie ma istotnych różnic względem miesięcy, co oznacza trend, który obserwujemy od lat, że we Wrocławiu nie ma wśród psów zbyt wielu ofiar wakacyjnych porzuceń — przekazuje opiekunka. — Latem zwykle spada liczba adopcji. To z kolei jest wynik wyjazdów i urlopów— wyjaśnia. — W ostatnich latach obserwujemy mniejszą liczbę szczeniąt. To dowód, że sterylizacja psów jest częstsza — dodaje.

Zdaniem pracowników schroniska we Wrocławiu widać poprawę w podejściu do zwierząt. — Coraz większa jest świadomość, ludzie już nie reagują zdziwieniem na słowo „behawiorysta”, a również lepiej karmią i leczą. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal są opiekunowie, którzy nienależycie je traktują, nie leczą bądź porzucają. 

Warto przygarnąć i stworzyć prawdziwy dom, ale — jak twierdzi Robert Maślak — trzeba się przy tym zastanowić, czy jest na to czas, uczucie, wiedza i determinacja. 

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*