Oczywiście, wobec wielu „ach-przecież-ja-mogę-wszystko” snów o potędze Donalda Trumpa: planów przejęcia Grenlandii, uczynienia z Kanady kolejnego stanu USA, a ze Strefy Gazy – „Riwiery Bliskiego Wschodu”, to o czym chcę pisać dziś, wydaje się niewinną igraszką, bzdurką, błahostką, rzeczą niewartą wzmianki, jednakowoż – zwłaszcza z językowego punktu widzenia – jest to błahostka wyjątkowo ciekawa. Bo jak to jest z tymi nazwami geograficznymi? Kto decyduje, że brzmią one tak, a nie inaczej?
Ale po kolei. Już w dniu zaprzysiężenia, 20 stycznia, Donald Trump podpisał wiele zarządzeń wykonawczych, w tym jedno dotyczące zmiany dwóch nazw geograficznych: dotychczasowa Zatoka Meksykańska ma stać się Zatoką Amerykańską, a szczyt Denali, leżący na Alasce i będący jednocześnie najwyższym szczytem Ameryki Północnej (6190 m.n.p.m.) – Górą McKinley’a. Ma to być krok ku – jak chce Trump – „przywracaniu nazw, które uczczą amerykańską wielkość”.
Prezydent Meksyku – wróć – prezydentka (bo tak się składa, że jest to kobieta), Claudia Sheinbaum, odpowiedziała sarkastycznie, że nazwa Zatoki Meksykańskiej znana jest w świecie od 1607 roku. I że jeśli mamy dokonywać rewizji historycznej nazw, to raczej zmiany nazwy Ameryki Północnej na Amerykę Meksykańską, bo tak właśnie zapisywano ją na starych mapach.
Z Denali jest inny kłopot. Przypomnę, że USA kupiły Alaskę od Rosji w 1867 roku. Rosja potrzebowała pieniędzy po wojnie krymskiej, poza tym bała się, że teren przejmą Brytyjczycy. Rosyjscy kolonizatorzy, którzy zaglądali tam już od XVIII wieku, nazywali szczyt Bolszają Gorą (Wielką Górą), właściwie tak samo jak rdzenni mieszkańcy, Atabaskowie (Deenaalee to „wysoki” w języku koyukon). Amerykanie natomiast, którzy uwielbiają wielbić bohaterów, tuż po przejęciu ziem ochrzcili szczyt nazwą Densmore (od nazwiska pierwszego tamtejszego poszukiwacza złota), a potem, w 1917 roku – już oficjalnie i federalnie – McKinley, by uczcić pamięć 25 prezydenta USA, choć właściwie nie wiadomo dlaczego, bo nie miał on z Alaską nic wspólnego, a nawet nigdy tam nie był. Stan Alaska od dziesięcioleci zabiegał, by przywrócić szczytowi dawną, rodzimą nazwę. Nie udawało się, bo stan Ohio z kolei (z którego pochodził prezydent William McKinley) stawiał nieustanne weto. Dopiero Barack Obama w 2015 roku przywrócił oficjalnie nazwę Denali, co, jak pisała alaskańska gazeta, „Anchorage Daily News”, było „słusznym aktem dekolonizacji” i ukłonem w stronę rdzennych społeczności Alaski. Nie potrwało to długo. Donald Trump, realizując przedwyborcze obietnice, postanowił jednak odgrzebać postać McKinleya, którego najwyraźniej podziwia, i oddać mu znów we władanie górę: „uczynił nasz kraj bardzo bogatym dzięki taryfom celnym i talentowi, był naturalnym biznesmenem i dał Teddy’emu Rooseveltowi pieniądze na dokonanie wielu wspaniałych rzeczy”.
Cóż zatem dalej? Chyba jednak niewiele. – Rada ds. Nazw Geograficznych może zmienić nazwę na Zatokę Amerykańską na oficjalnych mapach USA, ale nie ma międzynarodowej rady odpowiedzialnej za nazwy miejsc – przyznają specjaliści. – Każdy kraj decyduje, jak nazywać miejsca. I nie ma oficjalnego sposobu, aby USA zmusiły inne kraje do zmiany nazwy.
Potwierdza to nasza Komisja Standaryzacji Nazw Geograficznych poza Granicami Rzeczypospolitej Polskiej (któż wymyślił te gargantuiczną nazwę?). Nazwą zalecaną pozostaje nadal Zatoka Meksykańska („zmiana nazwy części zatoki w granicach strefy ekonomicznej Stanów Zjednoczonych nie powinna mieć wpływu na tradycyjną polską nazwę całej zatoki”). Kwestią uznaniową pozostaje, jak nazwiemy szczyt alaskański: możemy i tak, i tak.
Na salomonowe rozwiązanie zdecydowało się Google Maps: nowe nazwy pojawią się w usłudze aplikacji, ale tylko dla użytkowników z terytorium USA. I niech mi kto powie, że nie żyjemy w świecie Orwella.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis