CO BY BYŁO, GDYBY…

Po wizycie Wołodymyra Zełenskiego w Białym Domu zamieszanie jest wielkie; jedni mówią tak, drudzy siak – mniejsza o to, każdy mówi i myśli, co chce, bo żyjemy w wolnym kraju. A ja w ramach tej wolności pozwolę sobie przypomnieć fragment historii Polski, ale w wersji alternatywnej.

Otóż w roku 1941 ambasador Jan Ciechanowski organizował wizytę generała Sikorskiego w Waszyngtonie. Udało mu się, chociaż nie było to łatwe, bo silne były w Ameryce nastroje izolacjonistyczne i trudna przez to sytuacja prezydenta Roosevelta, który wbrew znacznej części opinii publicznej wspierał gospodarczo i politycznie antyhitlerowską koalicję (np. sławną umową land-lease i przekazaniem Wielkiej Brytanii Churchilla 50 okrętów wojennych), oficjalnie deklarując jednak trzymanie Ameryki z dala od europejskich wojen.

7 kwietnia 1941 roku generał Sikorski spotkał się w Białym Domu z prezydentem USA. Spotkanie było długie, bardzo przyjazne, pełne zrozumienia i deklaracji amerykańskiego prezydenta o pomocy i wsparciu (i rzeczywiście – armię Andersa wyposażali Amerykanie).

A teraz wyobraźmy sobie, że w Białym Domu urzędowałby wówczas nie Franklin D. Roosevelt, ale Donald Trump. I co by mówili polscy patrioci z PiS i Konfederacji, gdyby rozmowa przebiegła mniej więcej tak:

Premier: – Witam Pana Prezydenta i dziękuję za znalezienie czasu, za dobre słowa, jakich nie skąpi Pan naszemu narodowi.

Prezydent: – No, witam, Churchill prosił, żebym z wami pogadał, ale ja nie wiem, co mogę dla was zrobić. Tym bardziej, że pan taki dyktator, nie z demokratycznych wyborów, jak ja…

Premier: – Wojna jest…

Prezydent: – Wy, Polacy, właściwie wywołaliście tę wojnę; bo co wam szkodziło dać im ten korytarz do Gdańska i przestać gnębić Niemców na Śląsku. Niepotrzebnie prezydent Wilson dał wam ten Śląsk, ale to był taki głupek, idealista. No, ale stało się. Wy, Polacy, jesteście biedni, trochę tylko węgla macie, a uważaliście się za mocarstwo. Co ten wasz minister, jak mu tam było, Beck, wygadywał, zamiast dogadać się z Hitlerem? Że nie znacie pokoju za wszelką cenę, bo w życiu ludzi, narodów i państw bezcenny jest honor? Czołgów nie mieliście, armat nie mieliście, samolotów nie mieliście, tylko koni trochę i tego honoru mnóstwo. Wiem, wiem, Francuzi i Anglicy obiecywali wam nie wiadomo co, a trzeba było ich nie słuchać, tylko jak Czesi, bogatsi od was, mogliście dogadać się z panem Hitlerem, nie wywoływać tej wojny.

Premier: – Ależ to Hitler na nas napadł…

Prezydent: – Kto na kogo, różnie o tym mówią, na pewno go sprowokowaliście. A teraz pan do mnie po pomoc przyjeżdża. Co dacie w zamian? No co tam macie do zaoferowania? Bo honoru, ha, ha, nie potrzebujemy. 

Premier: – Pomaga Pan Prezydent Wielkiej Brytanii…

Prezydent: – Pomagam Churchillowi, bo mówi po angielsku, po wojnie nam wszystko zwrócą z odsetkami. A w zastaw dali swoje tereny w rejonie Karaibów, na Bermudach i Nowej Fundlandii. A pan, panie Sikorski, co nam zaoferuje? 

Premier: – Nie mam zamorskich posiadłości, trzeba ratować demokratyczny świat. Jak Hitler wygra, to Ameryka będzie zagrożona, ocean nie pomoże…

Prezydent: – Niech pan mi tu nie mówi, co ja muszę i czego ma się bać Ameryka. Jak pan śmie mnie pouczać. Szacunku pan nie okazuje. Jak będę chciał, to dogadam się z panem Hitlerem, mnie nie oszuka. Wracaj pan do siebie, biznesu z panem nie zrobimy, szkoda czasu na rozmowy. Jack, odprowadź premiera do samochodu, rozmowa skończona.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*