W pewnym mieście, już nie pomnę czy w Sandomierzu czy w Zielonej Górze, a może w jeszcze innym, pewna artystka wyrzeźbiła nagich atletów. O ile dobrze zobaczyłem w TV, rzeźba przedstawia parę heteroseksualną, aczkolwiek w żadnej tam jedno- czy nawet dwuznacznej pozie. Nic podobnego; to po prostu fajne przedstawienie w trwałym materiale wygiętych prawie „w mostek”, stojących tyłem do siebie i połączonych dłońmi pięknych sylwetek. Może to nie Dyskobol starożytnego Myrona z Eleutheraj, na pewno nie Dawid Michała Anioła, żaden też Roden ani nasz swojski Dunikowski – ale rzecz bardzo urocza, na dodatek pasująca do miejsca, bo postawiona przed kompleksem basenowo-rekreacyjnym.
I oto znaleźli się obrońcy cnoty i czci niewinnych. Oni to zaprotestowali zdecydowanie, stanowczo i bezkompromisowo: bo widoczne u mężczyzny jest przyrodzenie! Znaczy widać męskiego członka z przyległościami, i to wykutego w kamieniu! Obraza boska! Więc w imieniu wszystkich Polaków zamieszkałych w onym mieście grupa obrońców czci i wiary tudzież prawdziwej polskiej katolickości zażądała natychmiastowego usuniecia rzeczonego męskiego członka w kamieniu wykutego.
Co władza miejska skwapliwie wykonała. To znaczy przeszedł fachowiec z młotkiem i utrącił co trzeba.
Ale się wtedy okazało, że: po pierwsze – nie wolno artystycznego dzieła kaleczyć, nie wolno w ogóle nic zmieniać bez zgody artysty, bo to jego własność intelektualna jest, a po drugie – odezwała się liczna rzesza mieszkańców grodu, która równie zdecydowanie zaprotestowała przeciwko powoływaniu się przez jakichś oszołomów i frustratów na „wszystkich mieszkańców” i na „ogół Polaków” w celu potępiania i niszczenia męskiego przyrodzenia, nawet takiego z kamienia. A kiedy to wszystko opisały gazety i pokazała telewizja, skandal się zrobił tak duży, że trzeba było się z likwidacji członka wycofać, niestety.
Ale przywrócić penisa (z przyległościami!) zdecydowanie jest trudniej, niż było go młotkiem utracić. Trzeba artysty rzeźbiarza. Konkretnie artystki, bo artystka płci nadobnej jest autorką tego dzieła i ona będzie teraz przyrodzenie odtwarzać.
Czyli jest happy end. Niby tak, ale jakby nie do końca. Bo jakaż gwarancja, że jutro nie pojawi się pod Uniwersytetem Wrocławskim grupa prawdziwych Polek pod wodzą jakiegoś wikarego i nie zażąda odcięcia męskości naszemu Szermierzowi? I że pan prezydent J.O. Rafał Dutkiewicz w ramach jakiejś niezbędnej dla dobra miasta koalicji z jakimiś najprawdziwszymi Polakami nie rozkaże Straży Miejskiej dokonać kastracji. Otóż nie ma żadnej pewności, żadnej gwarancji, że tak się nie stanie, chociaż wydaje się dzisiaj – we Wrocławiu rządzonym przez prezydenta Dutkiewicza – że to jest absurdalne.
Nic nie jest absurdalne. Grasował przed wojną niejaki ksiądz Pirożyński, który młotkiem pozbawiał męskie posągi narządów. Przeszedł do historii ów ksiądz, jako przykład dewocyjnego szaleństwa i symbol ciemnoty. Nie wydawało się, żeby w XXI wieku w wielkim kraju Unii Europejskiej było miejsce dla takich osobników. I co, nie tylko miejsce się znalazło, ale i władze nader przychylne…
Czemu dziwić się nie należy. W końcu największa część publicznej dyskusji toczy się wokół błon, zarodków, poczęć, pedofilów takich i innych i w tych emocjach każdy członek staje się symbolem. Czego…?
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis