Od nowego roku mniejsze będą zasiłki pogrzebowe. Chodzi o zmiany w ustawie o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. W projekcie ustawy budżetowej na 2011 r. znalazł się zapis, że jednym z założeń budżetu FUS w przyszłym roku jest obniżenie zasiłku z obecnych 200 proc. przeciętnego wynagrodzenia (obecnie to 6,3 tys.) do 4 tys. zł.
Jakby na to nie patrzyć – zdumiewająca to inicjatywa. Owszem, oszczędzać trzeba koniecznie, bo budżet już się „sypie”, ale czy na pewno rząd powinien oszczędności szukać w cięciu pogrzebowych zasiłków?! Czyli w kieszeniach tych, których właśnie dotknęła największa wyobrażalna tragedia – śmierć najbliższej osoby. Złamana straszliwym nieszczęściem rodzina będzie musiała nie tylko znaleźć sposób na przetrwanie tych najstraszniejszych dni i samego pogrzebu matki, ojca czy dziecka –
ale będzie w tych tragicznych, psychiczne potwornych godzinach martwić się o pieniądze na pochówek…!
Wprowadzenie w cywilizowanych krajach powszechnych zasiłków pogrzebowych – wystarczających na sfinansowanie standardowego pochówku – miało na celu wyeliminowanie ze społecznego życia takich właśnie koszmarów: szukania pieniędzy na trumnę w traumatycznych godzinach. To prawda, że jakaś liczba najbiedniejszych rodzin – zamawiając najtańsze akcesoria i usługi pogrzebowe – mogła wykroić sobie z obecnego zasiłku jakieś kilkaset czy nawet tysiąc złotych. Tym najbiedniejszym pomagało to przeżyć czas załatwiania renty czy zasiłku z pomocy społecznej.
Prawdą jest również, że przezorni powinni być ubezpieczeni na wypadek śmierci. Wtedy mąż, żona czy dzieci mają za co sfinansować nawet wystawny pogrzeb i mają środki na pierwsze miesiące przeżycia w zmienionej sytuacji.
No tak, ale w Polsce dobrowolne ubezpieczenia nie są popularne. Bieda, brak przezorności (bo nie optymizm!) i brak przyzwyczajeń sprawiają, że nie płacimy nawet za auto-casco ukochanych samochodów (AC ma ok. 30 proc. aut i większość polis wymuszona jest przez kredytujące ich zakup banki) ani nie ubezpieczamy domów na terenach zalewowych. Więc cóż dopiero mówić o ubezpieczaniu się na wypadek śmierci – płacić, żeby spadkobiercom było lżej?! Czynią to, ale grupy zamożniejsze, biedakom do głowy nie przyjdzie.
Babcie, które miały sumkę odłożoną na swój pogrzeb odeszły do historii.
Według właścicieli zakładów pogrzebowych proponowana kwota jest za niska i w wielu regionach Polski – przede wszystkim w wielkich miastach – nie pokryje wszystkich kosztów związanych z pochówkiem.
Jerzy Cegiełka, który wraz z żoną Teresą od wielu lat prowadzi we Wrocławiu na rogu Powstańców Śląskich i Hallera zakład pogrzebowy „Memento”, oblicza najtańszy możliwy koszt pogrzebu wg cen październikowych:
– Najtańsza trumna to 1100 złotych, ale minimum przyzwoitości to 1600, miejsce na cmentarzu to ok. 700 zł, krzyż drewniany i tabliczka – 150 zł, transport zwłok ze szpitala czy z domu – 250 zł, kaplica – 500 zł, wykopanie grobu – 300 zł, opłata komunalna za wjazd na cmentarz – 130 zł, chłodnia – 100 lub 200 zł, przygotowanie zwłok – minimum 200 zł, sama ceremonia, a więc karawan, asysta pogrzebowa , wpuszczenie do grobu (przeważnie windą) i formowanie grobu – 600 do 800 zł, a jeszcze ksiądz lub mistrz ceremonii za minimum 300 zł, przynajmniej jeden wieniec od rodziny za 200 złotych i wstępne zabezpieczenie grobu drewnianą obudową za 200. Razem, policzmy – ponad 4600 złotych. A mówię o minimalnym standardzie według norm cywilizacyjnych w 2010 roku w środku Europy.
Jerzy Cegiełka nie bez powodu podkreśla słowa „standard”, „przyzwoitość” i „normy cywilizacyjne”. Bo oczywiście można sobie zorganizować pogrzeb znacznie tańszy, na przykład dla tych, którzy chowani są przez opiekę społeczną za około 2.500 złotych, ale przecież mówimy o wydarzeniu absolutnie szczególnym dla rodziny: tragicznym, traumatycznym, ostatecznym.
Były czasy, kiedy trumnę spuszczało do grobu na sznurach czterech półtrzeźwych gości w łachmanach,
na oczach żałobników usypywali pagórek, przyklepywali i szli „wzmacniać” się dalej. Ale te czasy minęły, miejmy nadzieję bezpowrotnie.
– Już dzisiaj większość rodzin dopłaca do pogrzebu, i to często niemało, bo i trumnę wybierają lepszą, i mszę opłacają a choćby nabożeństwo w kaplicy, później stawiają nagrobek – mówi Jerzy Cegiełka – Ta większość będzie po prostu dopłacała więcej albo urządzała skromniejsze pogrzeby, żeby zmieścić się, jak dzisiaj, w granicach tysiąca dwóch dopłaty. Natomiast dla wielu tych naprawdę biednych rodzin to będzie prawdziwy dramat. W mojej firmie na pewno nie pozostawimy tych najbiedniejszych bez wyjścia, przygotujemy jakiś wariant superskromny, ale czy uda się nie przekroczyć w ogóle tych 4 tysięcy a urządzić wszystko wystarczająco godnie – nie wiem.
Trudno zrozumieć, dlaczego rząd akurat tutaj szuka oszczędności. Liberałowie, a tym bardziej neoliberałowie polscy nigdy nie troskali się przesadnie biedakami, to prawda, ale choćby z praktycznych względów – czyli szans wyborczych – starali się udawać, że los ubogiej większości rodaków jest im bliski. Dlatego też, kiedy koalicja PiS i PO obniżała podatki najbogatszym (10 procentowa grupa najzamożniejszych zyskała na tej operacji statystycznie po 15 tysięcy rocznie, 60 procent Polaków zarabiających poniżej średniej – 50 złotych rocznie) ogłosiła, że to zwycięstwo wszystkich podatników. Szykowana podwyżka stawek VAT też według rządowych zapewnień biednym przyniesie ulgę…
Rząd musi szukać oszczędności. W Polsce umiera rocznie około 350 tysięcy ludzi, czyli będzie to oszczędność około 700 milionów rocznie.
To jest prawie dwa razy mniej, niż wynoszą roczne zyski prywatnych towarzystw emerytalnych, którym ZUS przelewa zbierane od nas pieniądze i za które to pieniądze owe towarzystwa kupują państwowe obligacje. Inicjatywa pani minister Fedak, aby ten absurd zlikwidować została zdecydowanie odrzucona przez rządową większość. Ratując finanse ZUS, widać łatwiej ciąć zasiłki nieszczęsnym żałobnikom niż zarobki panom prezesom.
Samo życie…
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis