Pragmatyzm

Świat się zmienia. Rynek idei zastępuje, niestety, idea rynku – wszechobecna idea. Dzisiaj wszystko jest na sprzedaż, poglądy również, to tylko kwestia ceny. I to nie jest ponoć ani relatywizm, ani nihilizm, ani obłuda – ale pragmatyzm.

Był czas, kiedy ludzie powoływali partie polityczne, aby zdobyć władzę i mieć szansę wcielać w życie swoje pomysły na organizację państwa i społeczeństwa, na rozwój gospodarczy, na edukację, sprawiedliwość itd., itp. W Wielkiej Brytanii torysi zasadniczo różnili się od wigów, tak jak za oceanem republikanie od demokratów, a w Niemczech socjaliści od komunistów czy w Polsce endecy od piłsudczyków. I lud wybierał, czy woli ofertę bardziej lewicową czy bardziej prawicową, władzę bogobojną czy ateistyczną, rządy bardziej liberalne czy zamordystyczne. I jak lud sobie wybrał, tak miał. Jeśli wybierał sobie Mussoliniego czy Hitlera – to świadomie i z własnej woli wybierał taki a nie inny porządek polityczny i system wartości, taką a nie inną ideę władzy.

Dzisiaj nie wiemy, co wybieramy. Sprawa jest poważna. Amerykanie głośno już mówią, że Obama w niczym – poza kolorem skóry i wrodzoną inteligencją – nie różni się od konserwatywnego Busha, we Francji ponoć socjaldemokratyczny Sarkozy robi neoliberalne porządki i to w atmosferze rasistowskiego skandalu, za miedzą Merkel flirtuje z ziomkostwami, a we Włoszech to już w ogóle nie wiadomo co. Wybory parlamentarne przypominają – nie tylko w Polsce – kupowanie w księgarni książki, której okładka głosi, że to romans, a okaże się kryminałem lub odwrotnie.

Czy to oznacza, że  partie polityczne – jak kolorowe pisma – nie organizują się wokół jakiegoś celu, jakiejś wizji, jakiejś idei? Tak! Właśnie tak! Żadnych idei, żadnych trwałych przekonań, żadnego spójnego światopoglądu – tylko badania marketingowe. Partia chce władzy i aby te władzę zdobyć a później utrzymać, głosi to i tylko to oraz robi to i tylko to, czego chce większość nieustannie ankietowanych wyborców. Gdański liberał staje się więc w działaniu krakowskim Stańczykiem, czyli katolickim konserwatystą; spadkobierca, jak o sobie powiada, żoliborskich socjalizujących inteligentów idzie w jednym szeregu z zakonnikiem z Torunia; szef ludowców (składający hołd pamięci Witosa) wspiera obszarnicze aspiracje biskupów, a przywódcy lewicy są w awangardzie neoliberalnej ewolucji.

To nie szpital psychiatryczny. To świadoma strategia. Największą obecnie tajemnicą są rzeczywiste przekonania (światopogląd) czołowych polityków. Który Tusk jest prawdziwy: ten kastrujący pedofilów czy ten głoszący liberalne hasła o prawach człowieka, ten mówiący o państwie prawa, czy ten oświadczający, że każdy podejrzany sklep i każdego podejrzanego o handel dopalaczami człowieka można zamknąć aż nie udowodni swojej niewinności. Który Kaczyński jest prawdziwy – ten z kampanii wyborczej, skory do kompromisu nawet z Oleksym, czy ten po kampanii wyborczej, głoszący, że mu Putin z Komorowskim zamordowali brata.

Takie pytanie jest dzisiaj bez sensu. Oni wszyscy – Tusk, Kaczyński, Komorowski, Pawlak i Palikot także – są tylko tacy, jakim powinni być według doradców marketingowych. Gdyby doradcy im powiedzieli, że lud domaga się, aby odebrać tym zbrodniarzom prawo do adwokatów, bo to tylko zbędna zwłoka i krętactwo  – pewnie też by się na to zgodzili. Vox populi, vox dei. A nikt już nie chce nic ludowi tłumaczyć…
Przerażające.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*