Napadając na ZSRR wojska niemieckie były znakomicie uzbrojone. Praktycznie w każdym rodzaju broni górowały nad Armią Czerwoną. Jednak była taka dziedzina przemysłu zbrojeniowego, w której ZSRR wyprzedzał wszystkie kraje świata. Była to broń rakietowa.
Już przed wojną na uzbrojenie radzieckich samolotów wszedł pocisk odrzutowy 82 mm klasy „powietrze-powietrze” RS-82 (1937 r.) i podobny pocisk 132 mm klasy „powietrze-ziemia” RS-132 (1938). Po raz pierwszy zostały one zastosowane w warunkach bojowych pod koniec wojny domowej w Hiszpanii (1936-39), ale niemieccy eksperci zlekceważyli ich siłę ogniową. Natomiast fachowcy z Instytut Naukowo-Doświadczalnego doszli do wniosku, że bardziej skuteczne w nękaniu nieprzyjaciela będzie odpalanie tych pocisków nie z samolotu, ale z wyrzutni polowej. Dlatego już pod koniec 1939 r. skonstruowali wyrzutnię umieszczoną na podwoziu samochodu ciężarowego ZIS-5 i nazywali ją MU-1 (mechanizirowannaja ustanowka). Wyrzutnia miała jednak liczne wady (niska celność, skomplikowane ładowanie pocisków, fatalna cyrkulacja gazów), więc natychmiast opracowano model MU-2.
Nowy model wyrzutni składał się z 16 prowadnic pocisków rozmieszczonych wzdłuż podwozia trójosiowego samochodu ZIS-6. Takie zamontowanie prowadnic znacznie zmniejszyło huśtanie konstrukcji w czasie strzelania. Ładowanie pocisków od dołu wyrzutni z tyłu samochodu zwiększyło szybkostrzelność. Aby chronić kabinę kierowcy od gorących gazów na jej okna opuszczano osłony. Przygotowanie wyrzutni do strzelania wymagało tylko 2-3 minut. Pocisk, mający nowy symbol M-13, o masie 42 kg, dzięki udoskonaleniom miał zasięg do 8470 m. Kąt ostrzału w pionie wynosił od 4° do 45°, zaś w poziomie 20°. Szybkostrzelność określał wyrzut 16 pocisków w ciągu 7-10 sekund. Samochód z naładowaną wyrzutnią rozwijał prędkość 40 km/h. Skuteczność działania wyrzutni była szczególnie wysoka, bo przy strzelaniu salwami pociski odrzutowe, rozrywając się jednocześnie na niewielkim obszarze, powodowały fale uderzeniowe z różnych kierunków, co zwiększało rezultaty rażenia.
We wrześniu 1939 r. konstrukcja została przyjęta przez Główny Zarząd Artyleryjski i skierowana na próby poligonowe, które zakończyły się w listopadzie 1939 r. Wojsko zamówiło w instytucie 6 wyrzutni, ale ich budowa przeciągała się. Dopiero 21 czerwca 1941 r., w przeddzień napadu hitlerowskich Niemiec na ZSRR, nową broń pokazano najwyższym władzom podczas przeglądu. W tym samym dniu Stalin zadecydował o seryjnej produkcji wyrzutni, która teraz otrzymała symbol BM-13 (bojewaja maszyna). Produkcję wyrzutni podjęły zakłady w Woroneżu, a następnie w Moskwie.
Pierwsza bateria złożona z 7 wyrzutni, pod dowództwem kapitana Iwana Florowa (1905-1941), znalazła się na froncie 2 lipca 1941 r., zaś 14 lipca bateria całkowicie zniszczyła wojsko faszystowskie zebrane na placu jarmarcznym w Rudni obwodu smoleńskiego. Niebawem na froncie pojawiło się jeszcze 7 takich baterii. Zaczęły powstawać pułki artylerii odrzutowej, które w jednej salwie potrafiły wystrzelić 576 pocisków. Taka salwa niszczyła siłę żywą i technikę bojową nieprzyjaciela na powierzchni ponad 1 kilometra kwadratowego.
Dowództwo Armii Czerwonej dołożyło należytej staranności, aby tego typu jednostki artyleryjskie były absolutnie utajnione i nie dostały się w ręce wroga. Ponieważ czerwonoarmiści w pierwszych miesiącach wojny masowo się poddawali lub przechodzili na stronę Niemców, katiusze były obsługiwane przez funkcjonariuszy NKWD, którzy przysięgali, że nie dopuszczą, aby broń i oni sami wpadli w ręce wroga. Przysięgi dotrzymali – w czasie wojny ani jedna wyrzutnia nie trafiła w ręce hitlerowców. Co więcej, jeszcze w 1944 roku Rosjanie nie chcieli pokazywać jej sojusznikom.
Niemcy nazywali wyrzutnie „organami Stalina” z powodu ich kształtu i ryku wydawanego przez pociski podczas lotu. Rosjanie nazywali je „katiuszami”. Dlaczego? Otóż żołnierze radzieccy na froncie lubili dawać broni kobiece przezwiska: haubica M-30 kalibru 122 mm nazywała się „Matinka” (mateczka), armata-haubica MŁ-20 kalibru 152 mm – „Jemelka”, zaś „Katiusza” była bohaterką popularnej wśród żołnierzy piosenki (Matwieja Błantera do słów Michaiła Isakowskiego).
Wyrzutnie były budowane w kilku fabrykach o różnych możliwościach produkcyjnych, co powodowało, że różniły się wzajemnie. Tak w latach 1941-43 powstało 10 różnych wersji wyrzutni BM-13, co skomplikowało remonty urządzeń i szkolenie obsługi. Dlatego w kwietniu 1943 r. przyjęto na uzbrojenie zunifikowaną wyrzutnię BM-13N. Była mniej pracochłonna w wykonaniu, jej masa była mniejsza o 250 kg, a wartość niższa o 20%.
W kwietniu 1944 r. wszedł na uzbrojenie pocisk odrzutowy M-13UK (ułuczszennoj kucznosti), gwarantujący minimalny rozrzut trafień. Uzyskano to przez wykonanie w obudowie 12 odpowiednio skierowanych otworów, przez które podczas pracy silnika odrzutowego wychodziła część gazów prochowych, powodując obrót pocisku. Celność zwiększyła się przez to trzykrotnie. Pod koniec wojny taktyczna mobilność wyrzutni wzrosła dzięki temu, że zamontowano je na podwoziach amerykańskich samochodów Studebaker US6. Samochód miał trzy osie napędzane przez silnik o dużej mocy, wyciągarkę bębnową i duży prześwit podwozia, dzięki czemu nie bał się rzek i bagien.
W dniu 1 maja 1945 r. Armia Czerwona dysponowała ilością ponad 6 tys. wyrzutni pocisków odrzutowych różnych kalibrów. Żadne inne państwo nie dysponowało tak nowoczesnym i tak skutecznym uzbrojeniem.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis