Według rankingu uzdrowicieli opublikowanym przez Stowarzyszenie Macierz, w całej Polsce ordynuje ponad 100.000 uzdrowicieli, bioterapeutów, homeopatów, zielarzy, kręgarzy, rebirtherów, białych magów, szamanów. Ilu z nich uzdrawia naprawdę skutecznie?
We Wrocławiu oficjalnie zarejestrowanych jest 128 gabinetów zakwalifikowanych jako działalność paramedyczna. Dane wrocławskiego Urzędu Statystycznego mówią, że w dzielnicy Fabryczna działa 45 takich gabinetów, na Krzykach 27, w Śródmieściu 28, na Psim Polu 17 oraz 11 na Starym Mieście. Aktywne i zarejestrowane gabinety to przed wszystkim osoby fizyczne – 122, 10 podmiotów to spółki cywilne, 5 – spółki z ograniczoną odpowiedzialnością i jedna spółka jawna. Przeglądając ogłoszenia prasy lokalnej oraz licznych portali internetowych, a także poprzez rozmowy z mieszkańcami można wysnuć wnioski, że takich gabinetów czy osób, które uzdrawiają niekonwencjonalnymi metodami, jest jednak znacznie więcej.
Medycyna niekonwencjonalna
nazywana również medycyną naturalną, holistyczną, komplementarną (czyli uzupełniającą), alternatywną lub paramedycyną zakłada, że zdrowie człowieka opiera się na równowadze fizycznej, emocjonalnej i duchowej. Pacjent jest traktowany jak ktoś zupełnie indywidualny. Metod medycyny alternatywnej jest ponad 100. Często wywodzą się one z systemów medycznych funkcjonujących w Chinach, Indiach, Japonii, Tybetu czy Peru. Praktyki naturalne, które pochodzą z Europy, to: wodolecznictwo, homeopatia, ziołolecznictwo, bioenergoterapia, biorezonas, muzykoterapia, refleksologia.
We Wrocławiu działa Szkoła Edukacji Ekologicznej, w której można przez 2,5 roku nabyć wiedzę z zakresu psychologii, psychoterapii oraz z elementów medycyny naturalnej i profilaktyki zdrowotnej, a także z zakresu medycyny chińskiej. Można też wybrać kierunek Bioterapia lub jednoroczny Astrologia i Numerologia. Obok studium funkcjonuje Akademia Terapii Naturalnych, która poleca różnorodne kursy. Ośrodków, które oferują kształcenie jest mnóstwo w całym mieście. Ci, którzy prowadzą gabinety często dodatkowo proponują różnego rodzaju doskonalenia. Czasami, żeby zostać bioenergoterapeutą wystarczy kilkuweekendowe szkolenie. Nieraz jest to około pięć weekendów. Każdy kurs kończy się egzaminem wewnętrznym, a potem można już przystąpić do egzaminu państwowego.
We Wrocławiu istnieje również Dolnośląski Cech Bioenergoterapeutów, w którym zrzeszonych jest około 120 członków. Aby zostać członkiem Cechu, trzeba zadać egzamin państwowy przed Komisją Izby Rzemieślniczej i prowadzić swoją działalność. W naszym mieście funkcjonuje także Dolnośląska Izba Uzdrowicielska, której przewodniczy znany wrocławski hipnotyzer i uzdrowiciel. Jest ona jedną z izb zrzeszonych w Naczelnej Izbie Uzdrowicielskiej w Kartuzach. Instytucja prowadzi weryfikacje uzdrowicieli na podstawie zdobytej wiedzy i umiejętności. Wydaje dyplom mistrza upoważniający do prowadzenia praktyki. Warunkiem przystąpienia do Izby są przebyte szkolenia, doświadczenie w zawodzie i prowadzenie kilkuletniej praktyki. We Wrocławiu nie ma w zasadzie homeopatów, czasami przyjeżdżają z innych miast.
Nie da się ukryć
że w środowisku lekarskim trwa walka konkurencyjna pomiędzy medycyną klasyczną i paramedycyną. Często jest to konflikt interesów firm farmaceutycznych i tych, które produkują na przykład leki homeopatyczne. Nie ma mowy, aby ogłoszenie w „Gazecie Lekarskiej”, wydawanej przez Naczelną Izbę Lekarską, zamieścił ktoś z dziedziny medycyny naturalnej. Zdarza się jednak, i to coraz częściej, że lekarze klasyczni współpracują z naturoterapeutami, uznając terapie niekonwencjonalne za uzupełniające dla klasycznego leczenia, a nawet sami posługują się metodami alternatywnymi. Wiadomo na przykład, że niektórzy psychiatrzy kliniczni stosują hipnozę, o której nie zawsze informują swojego pacjenta. Zdarzyło się raz, że lekarz z wrocławskiego szpitala wezwał po cichu do pacjenta na pomoc naturoterapeutę. Do innego gabinetu alternatywnego trafiła kobieta wysłana przez swojego dentystę. Miała problem szczękościsku i okazało się, że przyczyna nie jest fizyczna, ale tkwi w psychice.
Opinie o medycynie alternatywnej
są najróżniejsze i często skrajne. Jedni wręcz wolą leczyć się niekonwencjonalnymi metodami, a inni kategorycznie uważają to za bzdury. Jeszcze inni opierają się na tym, co zobaczą – jeśli widzą, że komuś pomogła niekonwencjonalna metoda, to próbują sami. Niektórzy lekarze nie kryją się i oficjalnie mówią, że mają podejście holistyczne.
– Mam wielkie uznanie dla medycyny chińskiej, akupresury, akupunktury, leczenia ziołami – przyznaje doktor Anna. – Lubię pacjentów otwartych, skłonnych do zmiany trybu życia, często medycyna niekonwencjonalna pomaga, bo pacjent jest bardziej skupiony na sobie i nie podchodzi biernie, biorąc tylko leki, ale czynnie – stosuje dietę, zioła, masaże, ćwiczenia, uspokaja się, a często też uczy żyć z chorobą. Medycyna klasyczna też ma swoje ograniczenia, szczególnie, kiedy pacjent nie współpracuje tylko wymaga, popada w depresję, bo choroba go przerasta. Metody niekonwencjonalne sprawiają, że więcej endorfiny napływa do mózgu i pacjent czuje się lepiej, bóle ustępują. Trzeba jednak uważać na hochsztaplerów, którzy wróżą z fusów kawy, odradzają leki, potrafią skołować pacjenta i tylko narazić na koszta. Pacjent powinien być otwarty na współpracę z lekarzem, rozumieć swoją chorobę, wybierać dodatkowe terapie z umiarem i pod kontrolą lekarza.
Są jednak lekarze, którzy stanowczo się sprzeciwiają i nie wierzą w metody holistyczne:
– Polecam czasem miód, czosnek, na przykład na kurzajki, ale dla mnie medycyna niekonwencjonalna to w dużej mierze wymysły kogoś, kto sobie wmówił, że umie uzdrawiać – twierdzi doktor Krzysztof. – U nas w szpitalu moja poprzedniczka, pediatra, próbowała leczyć psychologią kolorów. Raz jednemu pacjentowi poleciła na gorączkę ubierać się na niebiesko. Zdarzyło się, że wielu pacjentów odeszło z naszej przychodni z jej powodu.
– Dla mnie zwykli lekarze są bardziej wiarygodni. Poza tym pracuję z naukowcami biotechnikami i wiem jak to wygląda – opowiada Marcin. – Każdy
lek składa się z pierwiastków, tak jak i w każdej roślinie są pierwiastki, wszystko dobiera się w odpowiednich proporcjach. Mam zaufanie do profesjonalistów. Uważam, że czasami medycyna naturalna, dieta może być stosowana profilaktycznie, obok leczenia. Podstawą jednak jest medycyna konwencjonalna, która posiada nowoczesny sprzęt i wykształconych ludzi.
– Nie jestem przeciwko żadnemu sposobowi leczenia – twierdzi Janina. – Myślę, że niektóre choroby dają się szybko i skutecznie wyleczyć klasycznie, na przykład zapalenie oskrzeli czy zapalenie płuc, lecz jest wiele chorób, w przypadku których medycyna niekonwencjonalna jest skuteczniejsza i nie daje dodatkowo efektów ubocznych. Znałam panią, zarażoną lambliami, która leczyła się lekami i na dłuższą metę efekty uboczne uniemożliwiały dalsze leczenie, trwało to około pół roku. Udało jej się wyleczyć urządzeniem z biorezonansem. Uważam, że warto próbować. Sama od bardzo długiego czasu walczę z pasożytami i po lekach czułam się jeszcze gorzej, poczułam ulgę dopiero po urządzeniu z rezonansem.
– Myślę, że we Wrocławiu
poziom medycyny niekonwencjonalnej jest średni – mówi Monika, która przeszła mnóstwo gabinetów w poszukiwaniu pomocy na konkretne schorzenie. – Sporo tu gabinetów „czarodziejskich” typu doradztwo życiowe, wróżki, bioenergoterapeuci – jest to dość popularne, dużo osób się tym zajmuje. Jednak aby napotkać coś naprawdę skutecznego na jakąś dolegliwość, trzeba się trochę naszukać. Czasami bywa tak, że osoby skuteczne mają tak dużo pacjentów, że nie mają nawet strony internetowej.
Jednak statystyki dokumentują, że liczba gabinetów oraz pacjentów medycyny alternatywnej wciąż rośnie. Wydaje się, że to sprawa nie wiary w zabobony, ale efekt takiego a nie innego funkcjonowania służby zdrowia. Zaś rosnące ceny usług medycznych w prywatnych gabinetach lekarskich sprawiają, że biedniejsi pacjenci widzą jedyny ratunek w medycynie alternatywnej.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis