Pokazany w telewizji w tygodniu „czarnego marszu” film „Niezłomne” to opowieść o grupie amerykańskich sufrażystek, które na początku ubiegłego walczyły o prawa kobiet. I na nic się zdało bicie ich przez rozwścieczonych facetów i policję, na nic zamykanie ich i torturowanie w więzieniach i szpitalach psychiatrycznych. W końcu dopięły swego i od 1918 roku amerykańskie kobiety mogły głosować.
Alice Paul, liderce amerykańskich sufrażystek, powiodło się więc znacznie lepiej, niż pani de Gouges, którą ścięto w 1793 za przygotowanie Deklaracji Praw Kobiety i Obywatelki. Zdaniem wielu dzisiejszych komentatorów i działaczy politycznych było to słuszne i przewidujące posunięcie, gdyż – co wykazały późniejsze wydarzenia – przyznawanie babom jakichkolwiek praw to proszenie się o nieszczęścia.
Nie widzieli, co czynią, ulegając kobietom, ani prezydent Woodrow Wilson, ani też nasz Józef Piłsudski, który w listopadzie 1918 specjalnym dekretem pozwolił kobietom głosować. W Europie tylko Szwajcarzy przeczuwali, że nie o jakieś tam prawa wyborcze chodzi, ale o wprowadzenie cywilizacji śmierci, i dlatego ulegli kobietom dopiero w 1970 roku (a w jednym kantonie naturalny porządek był aż do 1990!).
Powiedzmy sobie uczciwie: po tym, jak w ubiegłym roku prawa wyborcze uzyskały zakwefione kobiety w Arabii Saudyjskiej, a od lat w protestanckich świątyniach modłom przewodzą pastorki, już tylko nasz Kościół i Cerkiew stoją na straży porządku naturalnego i zdrowego rozsądku. Biskupi doskonale wiedzą, że Kościół trwa 2 tysiące lat tylko dlatego, że nie ulega (jak nie musi) żadnym nowinkom i do kapłaństwa bab nie dopuszcza. Mogą układać kwiatki przy ołtarzu, posprzątać zakrystię, wyprać komże i obrusy. Bo najważniejszym i jedynym prawem kobiety – jak nauczał już św. Paweł – jest służenie mężczyźnie, rodzenie i wychowywanie dzieci, pranie oraz gotowanie.
W filmie „Niezłomne” sufrażystki pokazane są życzliwie, a okładający je kijami faceci – jako prymitywna, tępa tłuszcza. Kłamstwo; to byli amerykańscy patrioci, którzy doskonale wiedzieli, że cały ten feminizm to tylko wstęp do realizacji prawdziwych zamiarów: zabijania dzieci poczętych. I dlatego emisja tego filmu w polskiej telewizji w tym czasie była prowokacją (wiadomych kół i sił) oraz wodą na młyn określonych środowisk.
Baby są podstępne i obłudne. Najlepszym przykładem żądanie, żeby aborcja była dopuszczalna po gwałcie. A przecież wiadomo, co oznajmił autorytatywnie arcybiskup Hoser, że w trakcie gwałtu nie dochodzi do zapłodnienia. Albo to całe gadanie o godności i ochronie życia kobiet. To obłudne twierdzenie, co wykazał współautor projektu „Stop aborcji”, obywatel Dzierżawski. Otóż w wyniku ciążowych czy porodowych powikłań traci zdrowie albo życie kilkanaście czy kilkadziesiąt kobiet rocznie, a w wyniku legalnych aborcji zabija się rocznie przynajmniej pięćset! Bo połowa zapłodnionych jaj, zygot, zarodków i płodów to kobiety – ogłosił z sejmowej trybuny pan Dzierżawski z godną matematyka logiką. Oto prawdziwy obrońca kobiet!
Być może emisja tego feministycznego propagandowca (baba go reżyserowała, baby napisały scenariusz) sprawiła, że posłowie PiS, którzy jeszcze w sobotę i niedzielę – a niektórzy nawet w poniedziałek! – głosili bezwzględne poparcie dla ochrony życia i godności zygot, nagle postanowili chronić kobiety.
Chyba, że prawdziwe jest tłumaczenie pewnej wrocławskiej posłanki, która ustawy nie czytała i ją poparła, a jak przeczytała – to odrzuciła.
Ach, te kobiety…
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis