Buszując w Internecie, natknął się znajomy hydraulik na zdjęcie pomnika galijskiego wodza Wercyngetoryksa postawiony na wzgórzu, które niegdyś było miastem Alezją. W mieście tym dzielny Wercyngetoryks – mocno pokąsawszy wcześniej wojska Juliusza Cezara – schronił się ze swoją armią.
– I stało się tak – opowiada hydraulik sącząc znakomitego browara w „Żaku” – że największy wódz rzymski, uznawszy, że nie zdobędzie szturmem Alezji, zbudował wokół miasta warowne fortyfikacje, aby nawet mysz do zjedzenia się nie przedostała do obleganych. A największy wódz Galów, uznawszy, że tak zamknięty nie wyżywi wojska i mieszkańców, wyrzucił z miasta wszystkie kobiety, dzieci, starców i chorych. Rzymianie ich nie przepuścili i przez wiele, wiele dni, tysiące, jak donoszą źródła historyczne, nieszczęśników tułało się między murami, jęcząc i płacząc, aż wszyscy umarli z głodu i wycieńczenia. Tak to, proszę was, działają wielcy wodzowie.
Zadumaliśmy się wszyscy nad tą opowieścią. Pani magister zamówiła sobie drugą porcję lodów, i to z bitą śmietaną, bo jakoś źle się jej ta opowieść kojarzyła, a ja duszkiem opróżniłem szklanicę z pilsnera, bo mi się jakoś sucho w gardle zrobiło. Hydraulik zaś, widząc moją pustą szklankę, zawołał, jak to on, o jeszcze dwa browary i z chytrym uśmiechem zapytał: „Co, jakieś skojarzenia, jakieś pytania?”
– Chce pan porównać ministra Kamińskiego do Cezara, a Łukaszenkę do Wercyngetoryksa? – jęknęła pani magister.
– Ależ broń Boże – zaśmiał się hydraulik. – Co prawda wspomniani dwaj wielcy starożytni wodzowie postąpili z nieszczęśnikami, jak postąpili, bo taka była ich zdaniem militarna konieczność, a dwaj wspomniani współcześni mężowie stanu trzymają na granicy kilkudziesięciu biedaków, bo taka ich zdaniem jest konieczność polityczna i ich patriotyczny obowiązek oraz racja stanu, a więc jednymi i drugimi kierowały względy ważniejsze od humanitarnych, ale na tym podobieństwa się kończą. Chciałem tylko powiedzieć, że kiedy walczą mocarze, giganci polityki – jak Juliusz Cezar i Mariusz Kamiński na przykład – to źle się kończy dla maluczkich….
– Nie tylko maluczkich. Wercyngetoryksa kilka lat później Rzymianie udusili pięknie dla przykładu, a Cezara zadźgali przyjaciele – przypomniałem.
– Lecz przyznajmy uczciwie, że Wercyngetoryks był buntownikiem, Cezar zaś tłumiąc bunt bronił zachodniej cywilizacji przed barbarzyńcami. A nie byli oni tak sympatyczni, jak Asterix i Obelix, te twory francuskiej propagandy i polityki historycznej. Wręcz przeciwnie… – odparł hydraulik.
– To prawda – zgodziła się pani magister nabierając łyżeczką śmietanki z waniliowym lodem. – Byli źle wychowani, nie budowali willi z basenami i nie czytywali Wergiliusza. Jednak Cezar nie przekonywał poddanych, że ci barbarzyńcy uprawiają zoofilię, a wypuszczeni na wolność będą gwałcić rzymskie dzieci i wdowy, przy okazji roznosząc zarazki i pasożyty.
– Pani to się lewackie żarty trzymają – zaśmiał się hydraulik. – Przecież Cezar nie startował w wyborach i nie musiał walczyć o słupki poparcia w elektoracie, nie musiał podlizywać się rzymskiemu plebsowi, udowadniać, jakim jest wielkim patriotą. On po prostu wziął sobie władzę, pamiętacie, przekroczył Rubikon, powiedział alea iacta est, i już!
Zamilkliśmy, bo i cóż powiedzieć na takie argumenty. Pani magister stukała łyżką o pusty pucharek, ja i hydraulik słuchaliśmy hejnału z ratuszowej wieży i tęsknie wypatrywaliśmy kelnera z pełnymi szklanicami. Słoneczko jesienne grzało.
– Ja tak słucham państwa, może nieuważnie, bo roboty huk – powiedział kelner stawiając przed nami pieniste pilsnery – i chociaż polityka mnie nie obchodzi, to jednak zastanawiam się, co będzie, kiedy tych uchodźców na granicy zabraknie, umrą wszyscy albo się przemkną bokiem. Czy poprosimy Wercyngetoryksa, tfu, Łukaszenkę o dostawę kolejnych, żeby ich pilnować dla dobra sondaży?
– Niech pan nie podsłuchuje, nie rezonuje, tylko poda rachunek – powiedziała pani magister.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis