Ćma

Na językach
/ autor:jk

„Popełniałam błędy i jak ćma wchodziłam do tej samej rzeki”, zdradziła pewna słynna aktorka pewnemu popularnemu plotkarskiemu portalowi. Powiedzenie błyskawicznie podchwycili niemal wszyscy i internet rozszalał się od memów i śmieszków. Było w tym zresztą sporo inwencji i sporo inteligentnej zabawy. Znany pisarz i literaturoznawca, z właściwą sobie ironiczną elegancją, nazwał je „słynnym powiedzeniem heraklitejskich ciem”, a internetowi szydercy z udawaną powagą udowadniali, że choć lapsus z pewnością nie był zamierzony, nie sposób odmówić mu logiki, gdy o powielaniu błędów mowa – wszak nie da się dwa razy spłonąć w ogniu tej samej świecy.

Szum, jaki powstał po tej zabawnej wypowiedzi, i mocno mnie rozbawił, i mocno ucieszył. Jak widać, język nie jest nam wcale obojętny, a frazeologizmy znamy, używamy ich i jesteśmy mocno wyczuleni, gdy coś w tych frazach frazeologii nie zagra. O frazeologizmach zresztą (a do nich właśnie należą powiedzenia o ćmie lecącej do ognia czy rzece, do której nie da się wejść dwa razy) warto przy okazji powiedzieć słów kilka. Te utrwalone w języku zwroty – to znaczy trwałe połączenia wyrazów o metaforycznym na ogół znaczeniu, odmiennym od poszczególnych znaczeń tych wyrazów – fascynują językoznawców od dawna. Na ich temat powstało sporo naukowych dysertacji i co najmniej kilka poważnych teorii ich klasyfikacji (bo jedni naukowcy do frazeologizmów zaliczają na przykład przysłowia, a inni nie), ale te teoretyczne spory nie mają dla nas  wielkiego znaczenia. Ciekawe może być natomiast co innego: frazeologizmy właśnie dlatego są tak fascynujące, że, niczym odcisk mamuciej stopy, opowiadają nam o zapomnianych czasach, o historii, wyobrażeniach  i doświadczeniach dawnej społeczności (ale też obecnej, bo przecież ciągle tworzą się zwroty nowe) oraz – ogólnie rzecz biorąc – o związku języka z kulturą. Wiele z nich powstało dawno, dawno temu, a nadal się nimi posługujemy, choć nie zawsze kojarzymy dlaczego. Odwołują się do mitologii, literatury, życia codziennego, a nawet dawnych praktyk wojennych.

Do dziś mówimy, że coś  „spaliło na panewce”, czyli nie przyniosło planowanego rezultatu. Kto pamięta, że panewka to było zagłębienie w dolnej części lufy, na które sypano proch? Po jego podpaleniu ogień z panewki przenosił się przez zapłon do ładunku miotającego w lufie, co powodowało jego odpalenie i wystrzał. Ale że dawna broń palna nie była doskonała, proch często wypalał się na panewce i nie przenosił dalej płomienia. Z dawną wojskowością związany jest też zwrot „kruszyć kopie (walczyć o coś, choć często nie ma to sensu). Kopia to rodzaj kłującej broni osadzonej na drzewcu.  Była wykorzystywana aż do polowy XVIII wieku choćby przez husarię, ale używano jej też na pokazach turniejów rycerskich. Tyle że kopia turniejowa przypominała raczej imitację bojowych kopii – była zakończona tępo, by nie uczynić wielkiej krzywdy przeciwnikowi. Pozwalała co prawda zrzucić go z konia, o ile uderzyło się nią z odpowiednim impetem, ale wbita w zbroję, kruszyła się.

O Heraklicie, jego panta rhei i rzece pisałam już w felietonach, o ćmie natomiast nigdy. A warto wspomnieć, że w dawnej polszczyźnie, tej czternasto-, piętnasto- i szesnastowiecznej, ćma oznaczała przede wszystkim mrok, ciemność. „Jako ćma od słońca i proch od wiatru, nieprzyjaciele rozproszyli się”, pisał w „Żywotach świętych” Piotr Skarga. (Do dziś odnajdujemy te pokrewieństwa w słowach zaćmienie, zaciemnienie, ciemność.) Z ćmy nocnej wyłaniały się ćmy owady, nazywane też nocnymi motylami. Ich zachowanie – ten niepohamowany pęd ku światłu, który na ogół kończył się źle – sprawiło, że szybko stały się symbolem samozniszczenia. Najbardziej bodaj znanym opisem (tegoroczni maturzyści powinni coś o tym wiedzieć) tego paradoksalnego zachowania jest refleksja Wokulskiego z „Lalki” Prusa: „Człowiek jest jak ćma: na oślep rwie się do ognia, choć go boli i choć się w nim spali. Robi to jednak dopóty, dopóki nie oprzytomnieje. I tym różni się od ćmy”. Nazbyt optymistyczna to wersja, przyznają państwo, ale tacy właśnie byli pozytywiści. W każdym razie – na puentę nadaje się ona idealnie.

O Joanna Kaliszuk 147 artykułów
Joanna Kaliszuk jest dziennikarką, redaktorką naczelną Gazety Południowej.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*