Za czasów PRL decydenci utrzymywali służby specjalne, które z własnych podsłuchów i donosów sporządzanych przez Tajnych Wywiadowców informowały ich, co myśli i czego chce społeczeństwo. Wiadomości były albo dobre, albo złe i nie zawsze prawdziwe. Teraźniejsi władcy oprócz tajniaków mają do dyspozycji dziennikarzy śledczych oraz instytucje zajmujące się badaniami opinii publicznej, co znacznie poszerza im spektrum informacji, ale umiarkowanie wpływa na zrozumienie rzeczywistości. Najlepszym tego dowodem jest zastępowanie programów partyjnych hasełkami, które mogą wzbogacić intelektualnie tylko i wyłącznie absolwentów szkół specjalnych oraz miłośniczki fantazyjnych nakryć głowy.
Dlatego też z uznaniem trzeba przyjąć inicjatywę prezydenta Wrocławia, który zlecił firmie Pentor Research International badanie pt. „Obywatelski Wrocław – oczekiwania mieszkańców”. Według wrocławian najważniejsze dla nich i dla miasta w najbliższych latach będzie: odblokowanie Wrocławia, remonty budynków, rozbudowa portu lotniczego, rozszerzenie terenów zielonych, rozbudowa ścieżek rowerowych, zwiększenie liczby parkingów, budowa stadionu na Euro 2012, zagospodarowanie Odry, budowanie gospodarki opartej na wiedzy oraz wspieranie małej i średniej przedsiębiorczości. Prezydent zapowiada, że ten „wrocławski dekalog” będzie konsekwentnie wcielać w życie, niezależnie od tego, jak mu będą przeszkadzać różni lokalni i centralni politycy. Wrocławianie bowiem jasno określili swoje priorytety i tym samym zadeklarowali, że są miłośnikami biblijnej zasady „po owocach jego poznacie go”. No i tak trzymać i nie popuszczać, a nasze miasto wreszcie dogoni Europę.
– Jakieś trzydzieści lat temu ówczesne władze również zwróciły się do obywateli z pytaniem, czego najbardziej potrzebują – wspomina spółdzielca z Krzyków. – Społeczeństwo odpowiedziało, że chce się leczyć w nowoczesnych klinikach, a nie w poniemieckich domach przedpogrzebowych. Fachowcy zaś sporządzili raport, że obiekty te od XIX stulecia zostały dokładnie zainfekowane bakteriami oraz wirusami we wszystkich smakach i kolorach, więc należy je po prostu wysadzić w powietrze, teren zaorać i posadzić zieleń. Podjęto więc decyzję o budowie supernowoczesnego obiektu przy ul. Borowskiej, do którego miały się przenieść wszystkie kliniki Akademii Medycznej. Brak pieniędzy oraz żółwie tempo prac budowlanych sprawiły, że budynek oddano do użytku już po zmianie ustroju. No i co? No i nic. Entuzjazmu nie ma, bo profesura nie zamierza tam ordynować. Akademia Medyczna domaga się teraz od Ministerstwa Zdrowia i Unii Europejskiej kilkadziesiąt milionów złotych na rewitalizację budynków miedzy ulicami Chałubińskiego, Pasteura, Marcinkowskiego i Skłodowskiej-Curie. Co więcej, w najbardziej zagrzybionym budynku ma funkcjonować Dolnośląskie Centrum Badań Medycznych.
– Tylko na pierwszy rzut oka i umysłu, wydaje się, że autorem tego pomysłu jest jakiś ozdrowieniec z oddziału psychiatrycznego – zauważa szeregowy pracownik jednej z wrocławskich klinik. – W rzeczywistości jest to znakomity manewr obronny faktycznych właścicieli klinik, którzy sprywatyzowali je sobie samowolnie jeszcze za czasów PRL i traktują jak własny folwark. Przecież na Borowskiej będą tylko jednymi z wielu ordynatorów, co obniży ich rangę zawodową i majątkową. A poza tym zostaną wywłaszczeni ze swoich klinik bez złotówki odszkodowania.
No to faktycznie akademicy mają o co walczyć i nic dziwnego, że wrocławska AM klasyfikowana jest na trzynastym miejscu w kraju. Po prostu profesorowie zajęci rewitalizacją swoich nieruchomości nie mają czasu na uprawianie nauki, nauczanie studentów, leczenie pacjentów i tym podobne duperele.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis